– Dziś jest środa popielcowa – powiedział miękko Zizi, biorąc ją za rękę.
Selden Rose brał właśnie prysznic. W Nowym Jorku minęła siódma rano.
Mydlił się niespiesznie, myśląc jak zwykle o żonie. Od jej wyjazdu upłynęły trzy dni, a on już uwierzył w prawdziwość powiedzenia „Rozłąka powoduje, że bardziej kochamy". Poprzedniego dnia, czy może już przedwczoraj, doszedł do wniosku, że był zbyt surowy dla Janey. Nie znaczyło to bynajmniej, że zaczął pochwalać ten idiotyczny pomysł ekranizacji powieści Craiga, ale z całą pewnością mógł wykazać się większym poparciem dla ambicji żony… Do tego męczyły go wyrzuty sumienia, ponieważ uświadomił sobie, że Janey miała trochę racji, wytykając mu, że zazdrości Craigowi talentu… Zakręcił wodę i wyszedł spod prysznica. Uznał, że skoro Janey naprawdę chce zostać producentką, to należy jej w tym trochę pomóc – na przykład podzwonić po znajomych z branży i spróbować znaleźć kogoś, kto przyjąłby ją jako asystentkę.
Kiedy wycierał włosy, zadzwonił telefon.
Był pewny, że to Janey dzwoni do niego i ucieszył się, że myślała o nim w tym samym momencie, kiedy on myślał o niej. Chciał jej powiedzieć, że już się za nią stęsknił i poprosić, żeby wróciła wcześniej. Owinął ręcznik dookoła bioder i odebrał telefon w sypialni.
– Cześć, skarbie. – Nie mógł się doczekać, kiedy ją usłyszy.
– Rose? – zapytał zaskoczony męski głos.
– George! – Selden był nieco zawiedziony. Wiedział nie od dziś, że George wstaje wcześnie, ale nie mógł zgadnąć, jaki to ważny powód skłonił go do zadzwonienia o takiej porze.
– Selden. – Głos George'a był ponury, a Selden natychmiast wyobraził sobie, że coś złego stało się Mimi. – Nie jest dobrze. Chodzi o twoją żonę.
Rozmowa trwała jeszcze kilka minut. Selden, zaniepokojony nie na żarty, narzucił coś na siebie i wbiegł pędem do hollu.
– Proszę „Post" – zwrócił się do portiera.
Portier zrobił zakłopotaną minę, świadczącą o tym, że miał nadzieję nigdy nie znaleźć się w tej niezręcznej sytuacji, po czym sięgnął pod kontuar i z ociąganiem podał Rose'owi gazetę.
Nogi ugięły się pod Seldenem, kiedy tylko przeczytał nagłówek. Złożył gazetę na pół, pragnąc z całego serca, żeby to, co zobaczył, okazało się przywidzeniem.
Ze strachu serce biło mu jak oszalałe. Cofnął się do windy (powstrzymał się od biegu tylko dlatego, że portier patrzył) i nacisnął przycisk. Czekał długo. Kiedy winda przyjechała, wszedł do środka. Był sam, rozłożył więc gazetę. Nagłówek składał się z trzech słów, które były jak trzy ciosy na odlew w twarz. Selden aż się zatoczył, uderzając boleśnie ramieniem o ścianę. Nic to jednak nie dało; nagłówek nie zniknął. Tłusty czarny druk bił po oczach, a pod spodem widniało kolorowe zdjęcie Janey na pokazie Victoria's Secret. Miała na sobie błękitny komplet z cekinami; pochylała się w stronę obiektywu z rękami na biodrach i ustami złożonymi jak do pocałunku.
Trzy słowa nagłówka układały się w pytanie:
MODELKA – AUTORKA – DZIWKA?
Brzmiało to jak szydercze skandowanie tłumu domagającego się egzekucji.
Selden, wstrząśnięty, opuścił gazetę. Nie ogarniał tego umysłem. Nie mógł pojąć… Trzy słowa rozlegały się dokuczliwym echem w jego głowie niczym złośliwa dziecięca wyliczanka złożona z trzech znienawidzonych przezwisk: modelka-autorka-dziwka cha, cha, modelka-autorka-dziwka cha, cha… Podniósł gazetę z powrotem do oczu, czując rozdarcie wewnętrzne: rozsądek za nic nie chciał dopuścić, że to może być prawda, tymczasem drżenie, które nim wstrząsało, mówiło coś dokładnie przeciwnego…
Dopiero teraz dostrzegł podtytuł, umieszczony na samym dole strony: „Comstock Dibble przyłapany na romansach z niedoszłymi scenarzystkami".
Z początku Selden nie wierzył własnym oczom, a potem nie mógł zrozumieć, jak to możliwe.
Drzwi windy się otworzyły. Selden stał jak wryty, czytając pierwsze zdanie artykułu na następnej stronie: „Comstock Dibble to"… Skurwiel, dokończył w myślach, a widząc, że drzwi zamykają się, dźgnął palcem przycisk. Gazeta wypadła mu z rąk i upadła na podłogę, kilka stron poleciało aż na korytarz. Drzwi znów zaczęły się zamykać. Selden rozepchnął je łokciami i pozbierał strony. Drżąc z bólu i wściekłości, zaniósł hiobowe strony, poskładane byle jak, do swojego apartamentu.
Klucz nie pasował do zamka. Selden wparł się ramieniem w drzwi, podnosząc bezradnie oczy. Po chwili przyszło mu do głowy sprawdzić numer apartamentu – okazało się, że po wyjściu z windy zamiast w prawo skręcił w lewo.
Pospieszył z powrotem i dotarł w końcu do właściwych drzwi. Starał się opanować. Przypomniał sobie, że rozwiązywanie problemów to jego specjalność; ta sytuacja najprawdopodobniej także nie była tak straszna, na jaką wyglądała, a on przecież potrafi poradzić sobie ze wszystkim…
Nie był tego do końca pewien. Nagle poczuł mdłości. Cisnął plik makulatury na kanapę i zaczął przerzucać luźne kartki w poszukiwaniu artykułu. Na wierzchu leżały wiadomości sportowe, całe strony o sporcie – kto by pomyślał, że nowojorczycy tak się tym pasjonują – potem dział biznesowy, potem trzy strony o jedzeniu i lokalach w mieście… W końcu, na samym dnie stosu, Selden odnalazł tekst, który bał się przeczytać, zilustrowany kolejnymi fotografiami z pokazu Victoria's Secret. Widać na nich było Janey i – przeraził się – Comstocka Dibble'a siedzącego w pierwszym rzędzie i uśmiechającego się chytrze. Zdjęcie było podpisane „Ratlerek Dibblerek". W rzeczy samej Dibble przypomniał zwierzaka na krótkich łapach. Jego baryłowaty korpus rozsadzał fotel, a cztery wątłe kończyny wyglądały jak przypięte szpilkami: ramiona sterczały na boki, a nóżki ledwie sięgały podłogi.
Selden nie mógł na to patrzeć.
Po chwili jednak powrócił do artykułu. W życiu nie wolno uciekać przed takimi rzeczami. Wcześniej czy później i tak trzeba będzie to przeczytać, a ignorowanie problemu nie sprawi, że on zniknie. Pierwsze zdanie brzmiało: „Comstock Dibble to geniusz branży filmowej, który lubi się zabawić i chętnie czerpie na to środki z kasy firmowej".
Dziwnym zrządzeniem losu wczoraj wyszło na jaw, że Ratlerek Dibblerek płacił z funduszy spółki swoim licznym kochankom, wśród których figuruje także supermodelka Janey Wilcox. Czeki oficjalnie były wystawione tytułem wynagrodzenia za „napisanie scenariusza". Problem w tym, że żadna z wymienionych pań nie jest scenarzystką.
Wytwórnia Parador Pictures zamawiała i zamawia scenariusze pewnych przebojów kasowych u czołowych autorów, takich jak Jay McInerney. Tymczasem, jak się okazało, Dibble miał także na koncie podejrzane zlecenia. W ciągu trzech lat wypłacił on piętnastu kobietom po trzydzieści tysięcy dolarów za scenariusze, które nigdy nie zostały dostarczone. Rzecznik Parador Pictures wyraził zdziwienie, że ktoś taki jak Comstock Dibble, o ustalonej pozycji w kręgach towarzyskich Manhattanu, a do tego wyróżniony przez burmistrza miasta za działalność humanitarną, utrzymuje płatne kochanki. Od rzeczonego przedstawiciela Paradom usłyszeliśmy, że Dibble „zawsze był w dobrych stosunkach z płcią przeciwną", a wypłacane wymienionym kobietom pieniądze mogły być jedynie „wyrazem sympatii".
Dibble miał równie szeroki gest jak gust. Opłacał panienki na telefon, dziewczyny poderwane na imprezach, początkujące aktorki, a nawet supermodelki. Była wśród nich także olśniewająca Janey Wilcox, lat 33, gwiazda grudniowego pokazu Victoria's Secret. Dwa lata temu Wilcox przechwalała się swoim znajomym, że pisze scenariusz dla Ratlerka, co nie przeszkadzało im spotykać się w miłosnym gniazdku wynajętym przez niego w Hamptons. Zeszłego lata Janey Wilcox (przyjaciele mówią o niej „ambitna") ustrzeliła potentata filmowego Seldena Rose'a, lat 45, dyrektora kanału kablowego Movie-Time. Ślub odbył się we wrześniu, szybko i po cichu. Dibble natomiast jest zaręczony z…