Выбрать главу

Selden Rose cofnął się o krok, zdruzgotany. Nie mógł czytać dalej. Więc to prawda: Janey spała z Dibble'em… Zaciśniętą pięścią uderzył się w ciemię, jakby chciał wbić sobie do głowy tę niewiarygodną wiadomość. Chodziła z nim do łóżka. Co robili, zastanawiał się Selden gorączkowo. Ciągnęła mu druta? A może dawała mu go włożyć tam, gdzie potem pozwalała jemu? Sama myśl o tym była obrzydliwa, tak jak obrzydliwe było to, że go oszukała. Zapewniała, że mówi prawdę, a kłamała w żywe oczy. To chyba najgorsze. Janey skłamała z rozmysłem, patrząc na niego ze świętą niewinnością, jak na głupiego naiwniaka!

Mój Boże, pomyślał Selden. Mama miała rację…

Znalazł się w kropce. Nie wiedział, co ma robić, dokąd iść, do kogo zadzwonić. Otworzył okno: powiew zimnego powietrza uderzył go w twarz. Po drugiej stronie ulicy stali dwaj mężczyźni ubrani jak żołnierze na froncie, w spodnie panterki i ciężkie kurtki z wypchanymi kieszeniami. Po chwili dopiero Selden dostrzegł ich broń: olbrzymie aparaty podobne do karabinów maszynowych. Szakale się zbierają, pomyślał. Pewnie całe miasto wie już o wszystkim i śmieje się z Rose'a. Wkrótce dowie się o tym jego matka, potem była żona, a w przyszłości, jeśli kiedykolwiek będzie miał dzieci, to i one wygrzebią tę historię z głębin jakiegoś elektronicznego wysypiska informacyjnego… Na oczach Seldena przed hotelem zatrzymała się taksówka, z której wysiadł kolejny fotoreporter. Przerażony Rose cofnął się od okna. Poszedł do kuchni i wbił bezmyślny wzrok w ekspres do kawy.

Usiłował ustalić, co ma teraz robić.

Nagle zbudził się w nim nikły głos nadziei: może to wszystko nieprawda? Prasa zawsze coś pokręci; wszyscy wiedzą, że czasopisma zmyślają swoje historie. A może ktoś się pomylił i nazwisko Janey znalazło się w tym artykule przez przypadek? Jeśli jednak cała ta afera jest prawdziwa, musiał istnieć na to jakiś dowód. Selden przypomniał sobie francuskie biurko, w którym Janey trzymała papiery…

Pobiegł do salonu i szarpnięciem otworzył szufladę. „Państwo" Platona nadal leżało na wierzchu, nietknięte od czasu wizyty Craiga Edgersa – a może to miało tylko oznaczać, że Janey postanowiła chować książkę w szufladzie, żeby się nie zniszczyła? Rzucił tom na krzesło, a następnie wyjął szufladę i wysypał całą jej zawartość na podłogę. Upadłszy na kolana, zaczął grzebać nerwowo w stercie papierów. Czy Janey byłaby na tyle głupia, żeby zachowywać dowody swojej winy? Często tak się dzieje: ludziom, którzy mają coś na sumieniu, wydaje się, że są na tyle sprytni, że wszystko ujdzie im na sucho. Nagle Selden zauważył kopertę o oficjalnym wyglądzie, która wpadła mu w oko tego wieczoru, kiedy Craig był u nich. Spojrzał na adres zwrotny i serce w nim zamarło, kiedy odczytał: „Parador Pictures".

Wyjął Ust z koperty. W nagłówku widniała data – 15 października 2000 roku. Z kamienną twarzą Selden przeczytał pierwszy akapit.

Droga pani Wilcox Od 15 czerwca 2000 roku usiłujemy się z Panią skontaktować w kwestii dotyczącej zamówionego przez wytwórnię Parador Pictures niezatytułowanego scenariusza. Jest to obecnie już czwarta nasza próba…

Zatem każde słowo tego artykułu to prawda. Janey oszukiwała go od samego początku. Zaskoczyła go tylko suma, którą była winna Paradorowi. Mogła przecież poprosić go o pomoc albo przynajmniej spłacić dług, nie wspominając mu o tym ani słowem. Selden wiedział, że jest pazerna, ale nie mieściło mu się w głowie, że przez skąpstwo mogła zaryzykować tak wiele. Bo przecież na szali leżała przyszłość jej i Seldena.

Znów jego umysł zaczął gorączkowo szukać wytłumaczenia. Może nie miała tyle pieniędzy? Przecież mogła wysłać je do domu chorej babci albo opłacić nimi czesne młodszej bratanicy czy siostrzeńca w jakiejś prywatnej szkole. Może była bez grosza i wstydziła mu się przyznać…

Selden zaczął przerzucać papiery jak w transie, szukając wyciągu z konta. Porwał do ręki wydruk komputerowy i odsunął go od oczu, żeby łatwiej odnaleźć rubrykę z saldem.

Janey miała na koncie czterysta tysięcy dolarów.

Miała pieniądze, pomyślał, zaciskając pięści. Nie brakowało jej ani centa.

Raptem Selden poczuł, że jego gniew się wypalił. Miejsce złości zajęła bezdenna rozpacz. Schował twarz w dłoniach i po raz pierwszy od wielu lat zapłakał.

Rozdział 16

SCENARIUSZE PORUBSTWA! – krzyczał szyderczo nagłówek „New York Post".

Krzesło było niewygodne. Mimi Paxton zaczęła się wiercić. Pod jej nagimi pośladkami chrzęściła papierowa podkładka higieniczna.

Obok, na identycznym twardym plastikowym krześle leżał numer „Post", pozostawiony przez jej litościwą poprzedniczkę. Nagłówek przyciągał wzrok, dopraszał się uwagi, błagał o lekturę. Do tej pory Mimi się opierała, ale lekarz tak długo się nie zjawiał… Jeżeli w Nowym Jorku istnieją jakieś reguły, pomyślała zniecierpliwiona, to chyba tylko taka, że nawet najbogatsi muszą czekać na lekarza…

Przechyliła się lekko na jeden pośladek, usiłując wciągnąć pod siebie rąbek góry od piżamy. Gazeta znów wskoczyła jej przed oczy. Upłynęły już dwa tygodnie od dnia, kiedy historia wyszła na jaw. Mrożący krew w żyłach tytuł MODELKA – AUTORKA – DZIWKA? zrobił wielką karierę, zdaniem niektórych przebijając nawet osławione „Stracił głowę w barze topless", do tej pory uważane za najlepszy tytuł w dziejach „New York Post". Lecz ten temat był nośny, jak mówią dziennikarze – były tam pieniądze, seks, władza i filmy, a w pierwszoplanowej roli występowała zniewalająco piękna modelka reklamująca bieliznę. Prasa codziennie podawała nowe szczegóły skandalu, historia ciągnęła się niczym telenowela, a ludzie wciąż nie mieli dość, jakby brakowało im własnych zmartwień. To dawała znać o sobie druga reguła miasta Nowy Jork, mówiąca, że nieszczęście jednych jest radością drugich (nawet jeśli nie chodzi o nic więcej niż złapanie taksówki w godzinach szczytu, kiedy leje jak z cebra), a upokorzenie jednego człowieka może być rozrywką dla milionów.

Zwykle każdy artykuł był ilustrowany zdjęciem Janey, codziennie innym. Nigdy ich nie brakowało, a raz nawet ukazała się wkładka pełna fotografii z początków jej kariery w świecie mody; zdaniem Mimi musiało być to dla niej jeszcze bardziej upokarzające niż same artykuły. Dziś jednak zdjęcie przedstawiało młodego ciemnoskórego mężczyznę o nieco głupkowatym wyglądzie, noszącego modne okulary. Mimi zmrużyła oczy, żeby odczytać nazwisko. Zgadza się. Scooter Mendelsohn.

Mimi nie musiała właściwie czytać tego artykułu. Przenosząc ciężar ciała na drugi pośladek, przypomniała sobie wszystko, co z taką radością wyjawił jej George, dla którego był to Jeden z wielkich momentów w życiu biznesmena". Prawdziwym bohaterem tej historii był młody Scooter Mendelsohn z Brooklynu. George zdążył go już wypchnąć na stanowisko menedżera niższego stopnia w Parador Pictures. Była to dla Scootera nie lada gratka, zwłaszcza że miał dopiero dwadzieścia jeden lat. Jednak George wiązał z nim wielkie plany: jego zdaniem Scooter reprezentował te zalety moralne, których tak bardzo brakowało w wytwórni Parador Pictures.

George wyjaśnił Mimi, że powodem upadku Comstocka Dibble'a było nie to, że płacił firmowymi pieniędzmi za nieistniejące scenariusze, lecz to, w jaki sposób starał się to ukryć. Co dziwniejsze, według słów George'a, gdyby Comstock zapłacił każdej z „autorek" więcej – sto, a nawet trzysta tysięcy – to sprawa nigdy nie wyszłaby na jaw. Cena scenariusza w tej branży mieści się zwykle pomiędzy stoma a trzystoma tysiącami dolarów, a przypadki, kiedy nieuczciwy autor wykiwał firmę i nie dostarczył zamówionego dzieła, nie należą wcale do rzadkości. Kłopoty zaczęły się, kiedy Comstock chciał sprzedać część spółki. Księgowi, porządkując rachunki, zauważyli niecodzienne kwoty – trzydzieści tysięcy zamiast trzystu – i wpadli w panikę. Dział prawny zaczął wysyłać listy z upomnieniami, ale żadna z domniemanych scenarzystek nie zwróciła honorarium. George powiedział, że nie dziwi się temu; w końcu każda z nich myślała, że bierze pieniądze za seks…