Mimi przysięgła sobie, że nie będzie uganiać się za Zizim, ale poczucie honoru nakazało jej poinformować go, że może być ojcem jej dziecka. Nie oczekiwała niczego, nie miała też zamiaru rozstawać się z George'em, jednak, niespodziewanie dla niej, ta wiadomość spowodowała, że w Zizim coś pękło. Wyznał jej, dlaczego ją opuścił. Janey Wilcox nazwała go męską kurwą; nie chciał skończyć tak jak ona…
Wydało się także, jakim sposobem Janey wprosiła się do mieszkania Ziziego i jak potem usiłowała go uwieść. Mimi była przerażona; nie faktem, że Janey chciała przespać się z Zizim, ale tym, że z zimnym wyrachowaniem najpierw udała histerycznie przejętą losem Patty, a potem skłamała, że siostra musi zająć jej stare mieszkanie. Było to tym bardziej obrzydliwe, że wszyscy wiedzieli, jak mało Janey troszczy się o Patty, kiedy nie potrzebuje wykorzystać jej do własnych celów.
Mimi była zaskoczona mściwością Janey. Z początku nie chciała w to uwierzyć. Tłumaczyła sobie, że na pewno zaszła jakaś pomyłka, ale kobiecy instynkt podszeptywał, że to prawda. Mimi doświadczyła wszelkich możliwych uczuć: od czystej nienawiści do Janey Wilcox – która nagle wydała jej się zdolna do wszystkiego, łącznie z morderstwem – kończąc na politowaniu dla własnej łatwowierności, która skłoniła ją do wzięcia Janey pod swoje skrzydła. Uparcie jej broniła, nie chcąc słuchać plotek o tym, że Janey brała pieniądze od facetów, że rozbiła kilka małżeństw, a nawet, że na przyjęciach obsługuje mężczyzn w łazienkach. Zdaniem Mimi Janey była nieszczęsną ofiarą złośliwych języków, miłą dziewczyną, która musi cierpieć, bo jest ładna. Tym sposobem Mimi wpadła we własną starą pułapkę. Już od czasów dzieciństwa zawsze przyjaźniła się z dziewczynami nie do końca normalnymi: najpierw z Mauve Binchely, szkolnym pośmiewiskiem, potem z Pippi Maus, która miała problem z alkoholem, narkotykami i do tego była nimfomanką. Janey Wilcox, osoba o mocno wątpliwej reputacji, dobrze pasowała do tej serii. Mimi przypomniała sobie nawet, że dawno temu słyszała historię o tym, jak Janey pływała na jachcie jakiegoś arabskiego miliardera… Ale kto mógł wiedzieć, jak było naprawdę? Mimi miała dwie wady: była dumna i uparta. Wybierając sobie takie kobiety na przyjaciółki, chciała tym samym pokazać ich wartość i udowodnić wszem wobec, że to ona miała rację.
Co do Mauve i Pippi faktycznie się nie pomyliła. Pomimo swoich dziwactw przyjaźniły się one z Mimi od lat i nigdy jej nie zawiodły. Natomiast Janey z rozmysłem chciała ją zranić, a to bolało równie mocno jak zdrada kochanka. Właściwie nawet bardziej, bo po przyjaciółce nikt nigdy nie spodziewa się takiego zachowania, a w związku z mężczyzną zdrada zawsze stanowi wkalkulowane ryzyko…
Ostatecznie Mimi postanowiła rozmówić się z Janey i zerwać znajomość. Okazyjnych spotkań oczywiście nie da się uniknąć; Janey była przecież żoną Seldena. Musiała się jednak dowiedzieć, że Mimi nie ma ochoty przyjaźnić się z nią. Przynajmniej w tej chwili…
Ale planowana rozmowa potoczyła się zupełnie inaczej, niż Mimi oczekiwała.
Mimi wyszła z hotelu o dwunastej trzydzieści. Mżyło, a powietrze było ostre, wilgotne i tak zimne jak jej serce. Idąc szybkim krokiem wzdłuż bulwaru, Mimi w duchu przeklinała Janey Wilcox, która najwyraźniej miała ją za słabą, bezbronną i niezdolną do pomszczenia własnych krzywd. Było to dziwne; Janey musiała przecież wziąć pod uwagę, że Zizi może powiedzieć Mimi o wszystkim. Nagle uświadomiła sobie, że to właśnie dlatego Janey chciała pozbyć się Ziziego ze swojego mieszkania! Było to zagranie tak niezręczne, że nieomal żałosne. Co jednak zrobić w takiej sytuacji? Może lepiej byłoby o tym nie wspominać… Co się stało, to się nie odstanie, a poza tym upłynęły dwa miesiące. Mimi przestała już cierpieć z powodu rozstania z Zizim, a przyjaciołom wybacza się różne przewinienia… To prawda, ale też żaden z jej przyjaciół nie miał na sumieniu czynu tak haniebnego. Uświadomiwszy to sobie, Mimi zrozumiała, że kłopot nie w tym, co Janey zrobiła, ale w tym, co może zrobić.
– Bonjour madame Paxton - powitał ją recepcjonista u Diora. – Przyszła pani do przymiarki?
– Oui - odparła Mimi. – O pierwszej spodziewam się przyjaciółki. Proszę ją do mnie przyprowadzić.
– Oczywiście, madame. – Recepcjonista wstał i otworzył przed Mimi drzwi. – Krawcowa czeka w sali Yves'a Saint Laurenta…
– Dziękuję, sama trafię – powiedziała Mimi.
Szybkim krokiem podążyła korytarzem o ścianach w różowym odcieniu beżu do sali, w której odbył się pokaz pierwszej kolekcji Yves'a Saint Laurenta. Choć Mimi nie zdawała sobie wtedy z tego sprawy, to była w tym jakaś ironia, że wyznaczono jej akurat tę salę. Kiedy Yves Saint Laurent zademonstrował swoją pierwszą autorską kolekcję mody, ulice pękały w szwach od jego wielbicieli i paparazzich. Był to jeden z tych historycznych momentów, kiedy człowiek zdobywa sławę…
Sala imienia Yves'a Saint Laurenta nie jest jednak niczym szczególnym. Długa, wąska i wysoka, ma wzdłuż jednej ściany lustro, a zamiast okien rząd przeszklonych drzwi z żaluzjami. Ściany i wykładziny są w tym samym kolorze co prowadzący do sali korytarz – w kojącym różowym odcieniu beżu, który znamionuje pieniądze i klasę.
Na Mimi czekał już stojak obwieszony przepięknymi kreacjami, które zamówiła zeszłej jesieni. Pośrodku sali stał drewniany podest z dwoma stopniami. Mimi zdjęła ubranie, pozostając w staniku bez ramiączek i rajstopach. Colette, krawcowa, zdjęła z wieszaka niebieską szyfonową suknię i pomogła Mimi wślizgnąć się w nią.
Mimi denerwowała się, ponieważ kreacje z założenia miały być nieco obcisłe. Nie wiedziała, co począć. Czy kazać wszystko poszerzyć, czy zachować cały komplet na przyszły rok? Colette delikatnie pociągnęła suwak, próbując zapiąć górę sukni. W końcu się udało; krawcowa i klientka odetchnęły z ulgą.
Colette spojrzała na Mimi z naganą.
– Czy mi się wydaje, czy madame…
– O, nie. – Mimi potrząsnęła głową, kładąc dłonie na brzuchu.
Na twarzy Colette zajaśniało zrozumienie.
– Aha – pokiwała głową – czyli wszystko tres bien, n'estcepas?
– Oui - przytaknęła Mimi. – Je suis tres heureuse.
Po niedługiej chwili, mniej więcej za pięć pierwsza, do przymierzami wstąpił Francois, uroczy szef firmy Christian Dior.
– Wydaje mi się, że zainteresuje to panią – powiedział, podając jej wydruk z faksu.
Na widok krzyczącego, jadowitego nagłówka Mimi nie potrafiła powstrzymać okrzyku grozy.
– Excusez moi - przeprosił Francois. – Nie chciałem pani przestraszyć. Wydawało mi się, że to pani przyjaciółka?
– Można powiedzieć, że była przyjaciółka – wyjaśniła Mimi z zakłopotaniem. – Umówiłam się z nią tutaj…
– Nie spodziewałbym się jej dziś w tym miejscu. – Francois pokręcił głową. – Cały świat mody o tym mówi. Podobno kiedyś ta pani pracowała w Paryżu jako modelka.
– Możliwe – odparła Mimi wymijająco, nie chcąc być dla Francuza źródłem informacji, które natychmiast powędrowałyby dalej.
Francois wyszedł. Pierwszą reakcją Mimi było głębokie współczucie; Janey z całą pewnością zasłużyła na karę za swoje zachowanie, ale nie na aż tak surową! Kiedy jednak przeczytała faks ponownie, stwierdziła, że wcale nie jest zaskoczona. Ani trochę. O tej porze Nowy Jork budzi się po nocy. Sensacyjna wieść prawdopodobnie krąży już po całym mieście, a jednocześnie faksy zdążyły dotrzeć do Paryża, Londynu i Mediolanu… No i oczywiście Internet, który zapewne aż huczy od plotek. Janey musi już o wszystkim wiedzieć i z całą pewnością nie przyjdzie do Diora spotkać się z Mimi. Było więc całkiem możliwe, że uda się uniknąć konfrontacji…