Выбрать главу

Mimi poczuła, jak kamień spada jej z serca.

Kwadrans później w progu stanęła Janey.

Mimi z początku pomyślała, że Janey o niczym nie wie i że to ona będzie musiała jej powiedzieć.

– Janey! – wykrztusiła.

Janey spojrzała na nią dzikim wzrokiem, krążąc wokół podestu niczym wygłodniały tygrys.

– Na jaką okazję szykujesz tę suknię? – zapytała.

– Na galę w New York City Ballet – odrzekła Mimi, teraz już pewna, że Janey nie wie o niczym, w przeciwnym razie po co pytałaby o suknię. – Chciałam cię zaprosić do komitetu organizacyjnego…

– Doprawdy? – Janey uniosła brwi. – W takich okolicznościach to dość dziwaczna propozycja…

Wie, pomyślała Mimi gorączkowo. Janey potwierdziła jej przypuszczenia.

– O tak, wiem o wszystkim.

To, co potem powiedziała, zwaliło Mimi z nóg.

– Udało ci się. – Jej głos był upiornie spokojny. – Teraz muszę wyjechać z Paryża…

– Janey! – krzyknęła Mimi, wstrząśnięta do głębi.

– … a ty będziesz mieć Ziziego dla siebie! – dokończyła Janey triumfalnym tonem.

Mimi była tak zaskoczona, że niemal spadła z podestu. Z trudem odzyskała równowagę, bo trzęsła się ze strachu i obrzydzenia.

– Przed chwilą widziałam się z Zizim – oznajmiła Janey. – Opowiedział mi o wszystkim.

Mimi położyła drżącą rękę na piersi. Wydawało jej się, że oszalała. Jak to możliwe, że słyszy z ust Janey dokładnie te same słowa, które sama chciała jej powiedzieć?

– A ja miałam cię za przyjaciółkę – powiedziała Janey. – Wszyscy mówili, że jesteś kapryśną egoistką, że zawsze musisz postawić na swoim, że nie cofniesz się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Ale ja w to nie wierzyłam – wbiła w Mimi spojrzenie oczu iskrzących się jak czarne szafiry. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, ile razy musiałam cię bronić? Ile razy powtarzałam ludziom, że wcale nie jesteś zła?

– Janey! – Mimi była przerażona. – O czym ty mówisz?

– Jak mogłaś mi to zrobić? – Janey zbliżyła się do niej. – Najpierw siłą ciągniesz mnie ze sobą do Paryża, bo potrzebujesz wymówki, żeby spotkać się tutaj z Zizim. Chcesz go odzyskać, ale kiedy nie udaje ci się zaciągnąć go do łóżka, dzwonisz do George'a i każesz mu wymyślić tę historię…

Mimi zakryła usta rękami, jakby bała się, że zaraz zacznie krzyczeć. Wiedziała już ponad wszelką wątpliwość, że Zizi mówił prawdę. Janey poprzestawiała fakty w taki sposób, żeby wyszło, że to ona jest poszkodowana. Ale przecież chyba nie wierzyła, że tak było naprawdę…?

Przyjrzawszy się Janey, Mimi zauważyła, że jej oczy lśnią, ale są pozbawione wyrazu. Kiedy zbliżyła się jeszcze o krok, Mimi skuliła się, coraz bardziej przestraszona.

– Nic ci z tego nie przyjdzie – wycedziła Janey. – Dziwi mnie, jak mogłaś wpaść na tak głupi pomysł. Oskarżyć mnie, że byłam utrzymanką Comstocka Dibble'a! Prawda jest taka, że napisałam scenariusz, a kiedy prasa się o tym dowie, dobierze się i do ciebie…

Mimi opadła na kolana. Ze strachu zaczęła się krztusić. Colette podbiegła do niej; nie znała oczywiście angielskiego na tyle, żeby dokładnie zrozumieć, o co chodzi, ale sytuacja była oczywista.

– Madame Paxton\ – zawołała. – Vous etes…

– De l'eau, s'il uousplait… – jęknęła Mimi.

Colette wybiegła z sali. Janey popatrzyła za nią, a potem podeszła jeszcze bliżej, stając nad Mimi. W ręce trzymała rękawiczki; zaczęła uderzać nimi po udzie, jakby chciała ją tym postraszyć.

– Janey – wydyszała Mimi – to wszystko nieprawda. Dowiedziałam się dopiero pięć minut temu, pięć minut przed twoim przyjściem. Z Zizim faktycznie spotkałam się wczoraj. Powiedział mi…

– Co ci powiedział? – W głosie Janey zabrzmiały groźne tony. – Że chciałam go uwieść? – odrzuciła głowę, wybuchając śmiechem. – A co innego miał powiedzieć? Każdy facet tak mówi, gdy kobieta go nie zechce…

– Nazwałaś go męską kurwą – wykrztusiła Mimi.

– Może niesłusznie? – zakpiła Janey. – A kim on jest? Męską kurwą, bo brał forsę za seks.

Mimi wstała na drżących nogach, myśląc tylko o tym, w jaki sposób pozbyć się jej stąd. Powoli podeszła do stojaka z ubraniami, przytrzymując się metalowego drążka. Wytężyła całą wolę, żeby się opanować. Powiedziała spokojnym głosem:

– Możliwe, że masz rację, Janey. Może to wszystko prawda…

– Oczywiście, że to prawda – prychnęła Janey, ujęta nieco faktem, że Mimi przyznała jej rację. – Wiem, że to dla ciebie trudne, Mimi. Wiem, co do niego czułaś, ale rozmawiałam z nim pół godziny temu. Podobno chodziłaś za nim krok w krok, no a ten przyjazd do niego do Paryża… Musiał się z tobą rozstać, bo on pragnie mnie i tylko mnie. Sam mi wyznał, że gdyby nie Selden, już dawno byłby ze mną.

Mimi z trudem powstrzymała się od śmiechu. Wiedziała, że Zizi za nic w świecie by tego nie powiedział. Trzeba było jednak grać z wyczuciem, bo Janey wkładała już rękawiczki, istniała więc szansa, że za chwilę sobie pójdzie. Mimi kiwnęła głową w zamyśleniu.

– Rozumiem. A co z Seldenem? – zapytała, jakby to była najzupełniej zwyczajna pogawędka o mężczyznach i o związkach.

– Selden? – Janey wzruszyła ramionami. – Byłby zdruzgotany, gdybym od niego odeszła… Tak właśnie musiałam odpowiedzieć Ziziemu.

– Naturalnie – przytaknęła Mimi. To ostatnie wyznanie napełniło ją odrazą, ale nie dała po sobie niczego poznać. Najgorsze jest to, pomyślała, że ktoś, kto jej nie zna, uwierzyłby każdemu jej słowu.

– Chciałam cię ostrzec. – Janey ruszyła do wyjścia, ale zatrzymała się wpół drogi i z triumfalnym uśmiechem spojrzała na brzuch Mimi. – Ale widzę, że przychodzę za późno.

Mimi w milczeniu skinęła głową.

Janey położyła dłoń na mosiężnej gałce u drzwi.

– Naprawdę jestem twoją przyjaciółką, Mimi. Uwielbiałam cię już jako dziecko, gdy oglądałam twoje zdjęcia w magazynach. Marzyłam, żeby być taka jak ty, kiedy dorosnę. Bardzo bym chciała, żebyśmy mogły dalej się przyjaźnić, kiedy to wszystko już ucichnie…

Mimi uśmiechnęła się z zaciśniętymi ustami.

– Oczywiście, Janey – powiedziała oględnie. – Bądź pewna, że nigdy nie przestaniemy się przyjaźnić.

Janey była już prawie za drzwiami, ale odwróciła się jeszcze w progu. Ze złośliwym błyskiem w oku zapytała na odchodnym:

– A tak przy okazji, kto jest ojcem? – Jej głos był całkowicie niewinny.

Zanim Mimi zdążyła odpowiedzieć, do sali wbiegła Colette, niosąc szklankę wody. Mimi spojrzała na Janey z ukosa i potrząsnęła głową. Janey wzruszyła ramionami, wychodząc na korytarz. Kiedy już jej nie było, Colette podała szklankę Mimi.

– Cest tout d'accord? - zapytała.

– Non, Colette - powiedziała Mimi wyczerpanym głosem, pijąc powoli. – Jesuis tres fatigue. Je prenderais un' autre appointement demain…

– Mais oui, hien sur - zgodziła się Colette. – Cest naturellement. Cest le bebe…

– Oui. – Mimi skinęła głową. – Lebebe… , Le bebe.

Mimi powiedziała to na głos, kładąc dłonie na brzuchu. Doczekam się czy nie, pomyślała, zerknąwszy ponownie na zegarek. Poirytowana, zamknęła oczy. Przypłynęło do niej wspomnienie straszliwego grymasu, który wypełzł na twarz Janey, kiedy zadawała swoje ostatnie miażdżące pytanie. To już nie była piękna modelka, a raczej wijący się wąż, kłapiący szczękami i śmiejący się szyderczo. Mimi wciąż miała przed oczami jego lśniące czarne łuski, ostre zęby i długi, czerwony język…