Выбрать главу

Trudno jej było zrozumieć, dlaczego Janey tak się zachowała. Dlaczego przeinaczyła całą historię jej romansu z Zizim? Czy to ten nagłówek w „New York Post" tak nią wstrząsnął, czy może kryło się za tym coś więcej? Początkowo Mimi chciała ostrzec George'a, a także Seldena, przed Janey, która teraz była po prostu niebezpieczna, ale opamiętała się, zrozumiawszy, że wymagałoby to wyznania własnych uczynków. Poza tym Janey otrzymała wystarczającą nauczkę; będzie musiała wyprowadzić się z Seldenem do Connecticut i trzymać z dala od wielkiego świata… A jeśli Selden się z nią rozwiedzie? Kto ją wtedy zechce? Znajdzie się amator, i to niejeden, zaśmiała się cierpko Mimi. Tak czy inaczej, Janey musi teraz zniknąć, przynajmniej na jakiś czas…

Jednak coś jej mówiło, że Janey nigdy tego nie zrobi. Otworzywszy oczy, uderzyła pięścią w stół do badań. Dość tego, dość myślenia o Janey Wilcox! W tej chwili najważniejsze jest dziecko i nic poza tym.

Mimi przesunęła dłońmi po brzuchu. Wciąż nie mogła się nadziwić, że w tym wieku otrzymała tak wspaniały dar, ze wszech miar wart wysokiej ceny, którą był stary jak świat problem ojcostwa. Sytuacja była bez wyjścia: Mimi musiała uznać George'a za ojca, choć w głębi duszy była przekonana, że jest nim Zizi. Skutkiem tego miała nieustające poczucie winy. Straszna tajemnica ciążyła jej po stokroć bardziej niż samo dziecko. We własnych oczach Mimi nie była w niczym lepsza od Janey Wilcox i tak samo jak ona zasługiwała na karę, która jej nie minie; jeśli dziecko okaże się Ziziego, do końca życia będzie musiała dźwigać brzemię tajemnicy…

Nie miała jednak żadnego wyboru. Honorowym wyjściem z sytuacji byłoby usunięcie ciąży. Mimi poniosłaby zasłużoną karę i nie musiałaby okłamywać George'a. Ale zabić dziecko, żeby się ukarać?

– Dzień dobry! – powiedziała ginekolog, wchodząc do gabinetu. – Przed badaniem muszę zapytać o jedną rzecz: czy chce pani znać płeć dziecka?

– Tak – powiedziała Mimi ostrożnie. Oparła się ciężko plecami o stół do badań; przypomniawszy sobie o swojej winie, poczuła nową falę wyrzutów sumienia. Czy lekarka może się czegoś domyślić? Skądże, w jaki sposób…? Przecież George w dalszym ciągu może okazać się ojcem…

W głębi ducha Mimi miała jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Chciała, żeby to dziecko było owocem prawdziwej miłości, a jej miłością był Zizi, nie George. Czy można było zatem ją winić, że pragnęła urodzić chłopca, który byłby podobny do Ziziego jak dwie krople wody?

Janey Wilcox siedziała w swoim apartamencie w hotelu Lowell, starannie wygładzając stronę wyciętą z porannego wydania „New York Post". Rozmawiała przez telefon, przytrzymując słuchawkę ramieniem. Od czasu do czasu kiwała głową i wydawała potakujące chrząknięcia. Strona z najnowszego numeru powędrowała na stos wycinków zalegający w kącie pokoju.

Janey rozmawiała z Wendy Piccolo. Zycie jest pełne niespodzianek; jedną z nich była ta telefoniczna znajomość. Janey i Wendy dzwoniły do siebie codziennie, czasem nawet dwa razy w ciągu dnia.

Rozmowy ciągnęły się godzinami, do samego wieczora, kiedy Wendy wychodziła do teatru, gdzie grała Blanche DuBois w „Tramwaju zwanym pożądaniem".

Ich nieprawdopodobna przyjaźń trwała już prawie od dwóch tygodni. Zaczęła się w dniu, kiedy „Post" dał na pierwszej stronie nieco ziarniste zdjęcie Janey z katalogu Victoria's Secret, w przezroczystym peniuarze i pantoflach przybranych różowymi strusimi piórami. Nagłówek umieszczony nad zdjęciem krzyczał: MODELOWA PROSTYTUTKA! Nastała akurat ta pora roku, kiedy wydaje się, że zima nigdy się nie skończy, a trzeba przyznać, że zima roku 2001 była wyjątkowo śnieżna. Na ulicach zalegały zaspy brudnego tającego śniegu, a na przejściach dla pieszych robiły się kałuże wielkości małych sadzawek. Każdy napotkany przechodzień miał mokro w butach i nie było nikogo, kto by nie zrzędził na taką pogodę.

Prawdę mówiąc, znajomość Janey i Wendy zaczęła się od tego, ze Wendy się nudziła, a Janey nie mogła wyjść z hotelu.

Telefon zadzwonił o trzeciej po południu, tego dnia, kiedy „Post" nazwał Janey modelową prostytutką. W dniu jej powrotu z Paryża telefon dzwonił bez przerwy. Nie mogła odbierać – każdy by się domyślił, że to dziennikarze. Obsługa hotelowa była jednak dobrze zorientowana w specjalnych potrzebach gości z wyższych sfer; następnego dnia linię wyłączono. Od tej pory Janey nie rozmawiała z nikim oprócz Seldena i swojego nowego agenta Jerry'ego Grabawa. Selden przez cały ten czas zadzwonił około sześciu razy, żeby sprawdzić, czy Janey nigdzie nie wyszła. Jerry pytał nieodmiennie, czy niczego jej nie potrzeba i za każdym razem powtarzał, że wszystko (w końcu) się ułoży. Janey dobrze o tym wiedziała; w końcu cała ta afera była jedną wielką (a właściwie monstrualną) pomyłką. Odebrała telefon, myśląc, że to Selden. Zdziwiła się, usłyszawszy Wendy Piccolo.

– Czy zastałam Seldena? – Janey natychmiast rozpoznała ten oszukańczo słodki głosik.

– Selden jest… w pracy – odpowiedziała tonem sugerującym, że każdy inteligentny człowiek powinien był się tego domyślić. To jednak nie zraziło Wendy.

– Janey? – zapytała.

– Tak – odparła Janey chłodno, nie wiedząc, jakim cudem Wendy mogła pomyśleć, że to ktoś inny.

– Właściwie – w głosie Wendy zabrzmiał ton zakłopotania, jakby miała coś na sumieniu – to chciałam porozmawiać z tobą, Janey. Byłam ciekawa, jak sobie radzisz.

Janey zareagowała błyskawicznie, łapiąc nadarzającą się okazję jak orzeł chwyta zająca. Do tej pory absolutnie nikt nie wyraził zainteresowania tym, co ona czuje; wszyscy martwili się tylko, czy powstała sytuacja im nie zaszkodzi,.

– Koszmar – powiedziała płaczliwym tonem. – Na ulicy czatuje chyba ze stu fotografów. Nie mogę wychodzić z hotelu… Zaczynam wariować. Ten cały rozgłos, telefony… A najgorsze jest to – rzekła Janey, chyba po raz trzydziesty tego dnia wyglądając przez zasłonięte okno na ulicę, gdzie kłębił się tłum fotografów – że to wszystko nieprawda, od początku do końca. Nikt nie chce słyszeć, że napisałam ten scenariusz…

– Wierzę ci. – W głosie Wendy brzmiało szczere oburzenie, podbudowane tradycyjną babską solidarnością; w zasadzie, to nie same fakty miały podstawowe znaczenie, ale to, kto odpowiadał za całą tę sytuację. – Nawet gdybyś go nie napisała, to przecież i tak to Comstock popełnił przestępstwo, a nie ty ani żadna z tamtych dziewczyn…

Żadna z tamtych dziewczyn. Janey dopiero teraz przypomniała sobie o nich. Kto to był? Dziwki na telefon, kelnerki, początkujące aktorki… Nikt o nich wcześniej nie słyszał. Nie były sławne i to nie ich zdjęcia trafiały codziennie na okładkę „New York Post".

– Z nimi jest taki problem – zwierzyła się Wendy – że żadna z nich nie napisała scenariusza, więc prasa uczepiła się mnie…

– Bo jesteś piękna i sławna – zauważyła Wendy. – Taka jest prawda, pogódź się z tym. O tamtych dziewczynach nikt nie chciałby czytać…

Święte słowa, pomyślała Janey i na głos przyznała Wendy rację.

Była jednak nieco zaskoczona, kiedy nazajutrz Wendy zadzwoniła ponownie. Miała Janey wiele do opowiedzenia. Rozmawiała ze swoimi kolegami i koleżankami z obsady „Tramwaju"; wszyscy się zgodzili, że Janey jest postacią głęboko tragiczną, jak Hester Prynne, bohaterka „Szkarłatnej litery". Janey nie czytała tej książki, ale widziała film z Demi Moore. Faktycznie, teraz zauważyła, że wszystko pasuje idealnie. Wendy powiedziała też, że ktoś rzucił pomysł, żeby na znak współczucia dla Janey cała ekipa zrobiła sobie koszulki z napisem „Modelowa prostytutka". Słysząc to, Janey zaśmiała się z zażenowaniem, ale mimo to było jej miło, że ktoś o niej myśli. Podobało jej się też, że Wendy używa skrótu „Tramwaj", jakby rozmawiała z kimś z teatru.