Janey zdążyła zauważyć, oddając płaszcz i szal do szatni, że dziś w środkowym boksie po lewej stronie siedzi burmistrz w towarzystwie komisarza policji i senatora Mike'a Matthewsa. Jej boks na całe szczęście był wolny; Janey momentalnie poczuła się jak triumfatorka. Znała Mike'a na tyle dobrze, żeby podejść i przywitać się. Bez wątpienia mogła liczyć na to, że senator przedstawi ją burmistrzowi, co wypadnie doskonale w rubrykach towarzyskich. No i sama przyjemność powrotu na swoje miejsce we własnym boksie – cóż to będzie za uciecha powiedzieć Seldenowi i temu męczyduszy Grabawowi, że nie mieli racji, że Janey może żyć tak jak dotąd…
Zobaczyła Wesleya, szefa sali. Szedł ku nim szybkim krokiem.
– Janey! – powiedział. Zauważyła, że lekko marszczy brwi i zaciera nerwowo ręce. Nie było to powitanie, którego oczekiwała. A jednak pocałował ją starym zwyczajem w oba policzki; Janey, idąc za ciosem, zaszczebiotała wesoło:
– Zdziwiony?
– W rzeczy samej, najdroższa. – Wesley skrzywił się lekko. – Szkoda, że nie uprzedziłaś mnie, że się zjawisz. Wszystko mamy dziś zajęte…
– Chodźmy stąd, Janey – szepnęła Patty. – Przyjdziemy jutro…, – Nie bądź głupia – odparła Janey z wymuszonym uśmiechem. Ludzie zaczęli ją zauważać, poznała to po nagłym wzroście napięcia dookoła. Teraz już nie można było się wycofać; znaczyłoby to, że Janey Wilcox pozwoliła, aby ją z rozmysłem znieważono, a gdyby się rozeszło, że wolno ją tak traktować, to już nikt by jej nigdzie nie zaprosił… Żartobliwym tonem zwróciła Wesleyowi uwagę:
– Kochanie, mój boks jest wolny…
– No właśnie – odpowiedział ze zmartwioną miną. – Mamy rezerwację. Ale jest bardzo dobry stolik w drugiej sali…
– Janey, chodźmy – nalegała Patty.
Janey zdawała sobie sprawę, że to jest nic innego jak potyczka. Żeby odzyskać swoje dawne miejsce, trzeba było ją wygrać.
– W drugiej sali nie ma dobrych stolików, tobie chyba nie muszę tego mówić – powiedziała twardo.
Wesley zaśmiał się z ociąganiem. Janey kamień spadł z serca.
– Poczekajcie. Zobaczę, co da się zrobić – obiecał. Podszedł do swojej zastępczyni, ładnej, młodej dziewczyny i zrobił wielki spektakl, udając, że się z nią naradza. Następnie ona demonstracyjnie zaczęła sprawdzać rezerwacje, a kiedy już skończyła, Wesley powrócił, niosąc dwa jadłospisy. Poprowadził Janey i Patty do pierwszej sali, mówiąc:
– Nie mogę dać ci twojego zwykłego miejsca. To będzie musiało dziś wam wystarczyć. – Jego głos, zauważyła Janey z satysfakcją, przybrał odpowiednio uniżony ton.
Już w holu Janey zauważyła, że goście na nią zerkają; teraz, kiedy weszli do sali, czuła na sobie wiele spojrzeń. Nikt nie próbował kryć ciekawości. Niektórzy patrzyli na nią z podekscytowaniem, inni zaś z rozbawieniem bądź pogardą. Przypominało to występ na scenie, ale przecież takie właśnie opinie krążyły o nowojorskich restauracjach: mówiono, że są one jak teatr. Skoro widownia chce przedstawienia, to je dostanie, pomyślała Janey niechętnie, podążając za Wesleyem (pamiętała jak przez mgłę, że Patty ciągnie się gdzieś z tyłu, ale przecież nie mogła pilnować siostry w takim momencie). Przypomniała sobie, że wciąż ma jeszcze swoją niezawodną urodę i nie tylko urodę; miasto było pełne urodziwych kobiet, ale tylko niektórym udało się znaleźć w samym centrum uwagi. Janey zawsze wiedziała, że jest skazana na ten sukces, choć żałowała, że nie krążą o niej nieco bardziej pochlebne opinie.
Wesley prowadził je w kierunku małego stolika przytulonego u stóp podwyższenia, na którym znajdował się jej boks. Janey, nie zważając na szum, który powodowała jej obecność, ruszyła prosto w kierunku środkowego boksu, w którym siedzieli burmistrz oraz Mikę Matthews. Jej stolik znajdował się na tyle blisko nich, że mogła pójść okrężną drogą; Janey nie zamierzała przepuścić takiej okazji do zrehabilitowania się i to w obecności złośliwych bywalców Dingo's. Spostrzegła, jak burmistrz zerka na nią ciekawie dwa lub trzy razy, a Mikę rzuca jej przerażone spojrzenie, po czym szybko odwraca wzrok. Kiedy podeszła bliżej, do samego boksu, wszyscy trzej mężczyźni na moment zesztywnieli, a następnie ze zdwojoną energią powrócili do rozmowy, jakby w ogóle jej nie zauważyli. Janey spodziewała się jednak, że Mikę, który był dla niej taki miły na przyjęciu u Harolda, nie zrobi jej publicznego afrontu.
– Mikę! – zawołała. Jej mimika była niezawodna: w tej chwili wyrażała subtelną mieszankę zaskoczenia i zadowolenia z nieoczekiwanego spotkania.. •
Stało się jednak coś dziwnego. Mikę nie przerwał rozmowy jakby Janey dla niego nie istniała.
– Mikę – powtórzyła z nutą zniecierpliwienia w głosie.
Burmistrz spojrzał na nią pierwszy i Mikę musiał podążyć za jego wzrokiem. Janey spodziewała się, że przynajmniej raczy ją rozpoznać, ale on tylko zmarszczył brwi, zły, że ktoś go zaczepia.
– Słucham? – zapytał, udając zdziwienie, że obca osoba zawraca mu głowę.
– Mikę. – Janey potrząsnęła głową, jakby wymawiając mu, że jej nie pamięta. – To ja, Janey. Janey Wilcox. Spotkaliśmy się kilka razy. Na przyjęciu u Harolda Vane'a…
– Oczywiście, przypominam sobie. – Mikę z obojętną miną skinął głową. Zapadła niezręczna cisza, aż w końcu Janey usłyszała zwrot, który w Nowym Jorku definitywnie kończy niepożądane spotkanie: – Miło cię znów widzieć.
Powiedziawszy to, Mikę podjął przerwaną rozmowę.
– Ciebie także – odrzekła mu Janey jakby nigdy nic.
Patty zdążyła już usiąść przy stoliku. Nie mogła się zmusić, żeby spojrzeć na siostrę. Kiedy Janey usiadła, wbiła wzrok w serwetkę.
– No to słucham. – Janey ostentacyjnie zamaszystym ruchem rozłożyła swoją serwetkę i rozścieliła ją na kolanach. – Co nowego?
– Och, Janey… – Patty potrząsnęła głową.
Przy stoliku zjawił się kelner.
– Czy podać paniom coś do picia?
– Tak – odparła Janey stanowczo, jakby tylko na to czekała. – Dla mnie wódka z lodem i kropelką cytryny, a dla Patty…
– Woda – przerwała jej Patty z rozpaczą w głosie.
– Mineralna czy z kranu? – zapytał kelner.
– Mineralna. Gazowana – odpowiedziała mu Janey.
Usiadła wygodnie na krześle.
– No cóż – uśmiechnęła się – z całą pewnością to miła odmiana po przymusowym pobycie w hotelu. Mikę bardzo się ucieszył na mój widok. Zauważyłaś?
– Nie – szepnęła Patty.
– Wkurza mnie tylko, że nie chcieli dać mi mojego boksu – powiedziała Janey.
– Ten stolik jest w porządku – uspokoiła ją Patty.