Dziewczyna rozejrzała się jeszcze raz i widząc, że na taksówkę nie ma co liczyć, westchnęła z rezygnacją. Janey nagle zapragnęła otworzyć okno i zawołać do niej: „Chodź tutaj! Osuszysz się i rozgrzejesz!", ale opamiętała się. Głupi pomysł, szczególnie wziąwszy pod uwagę, że w pokoju obok czeka niecierpliwie Selden… Gdyby zaprosiła teraz tę dziewczynę na górę, na pewno pomyślałby, że żonkę naszła ochota na trójkącik, a sama dziewczyna… Janey nie zdziwiłaby się, gdyby zgodziła się na wszystko, byle móc schronić się przed deszczem. Prawdopodobnie zdążyła się już nauczyć, że seks to niezbyt wygórowana cena za wygodne łóżko z czystą pościelą i możliwość skorzystania z łazienki bez karaluchów…
Nieznajoma oddalała się szybkim krokiem, z głową wtuloną w ramiona dla ochrony przed deszczem. Janey przycisnęła czoło do szyby, odprowadzając ją wzrokiem; pomyślała, że na pewno tamta uważa wieczór za stracony. Czasem zdecydowanie lepiej być brzydką. Ładnym dziewczynkom zawsze się powtarza, że dzięki urodzie są wyjątkowe, że czeka je cudowne życie – ale często zamiast cudów są tylko przemoczone pantofelki, kupione za ostatnie pieniądze. Janey z niechęcią oderwała się od okna; w głębi serca wiedziała, że jedyna różnica między nią a tamtą dziewczyną polega na tym, że jej się udało, bo wyszła za mąż za bogatego producenta filmowego…
Cóż, pomyślała Janey, ja też nic nie dostałam za darmo. Wróciła do biurka i wyjęła jeden list ze środka pliku. Jej uwagę przykuł adres zwrotny i wytłoczone nad nim logo Parador Pictures. Wszystkie inne myśli uleciały jej z głowy. Czując nagły lęk, odwróciła kopertę;
była zaadresowana do hotelu Lowell. Brak znaczka wskazywał na to, że przyszła pocztą kurierską.
Drżącą ręką Janey rozcięła kopertę i wyjęła list.
Jego treść była taka sama jak poprzednich, ale tym razem nie pisał go Comstock, ale jego prawnicy. Było to oficjalne wezwanie do zwrotu trzydziestu tysięcy dolarów zapłaconych za niedoręczony scenariusz. Janey wpadła w furię. Jak on śmie? Dała mu tyle razy, że coś jej chyba jest winien? Więc to dlatego był dziś taki miły… Chciał ją zmiękczyć, żeby nie odważyła mu się przeciwstawić.
– Pusto tam bez ciebie. – Nie słyszała, jak Selden wszedł do pokoju. Drgnęła, wystraszona. Odwróciła się, usiłując przybrać neutralny wyraz twarzy. – Coś się stało? – zapytał. – Wyglądasz, jakby ktoś cię ugryzł.
– Wszystko w porządku. – Zbyła go krótkim uśmiechem. Już chciała mu powiedzieć o liście, ale wtedy musiałaby przyznać się do romansu z Dibble'em… Nie, nie teraz. Postanowiła się wyłgać. – Dostałam list od organizacji dobroczynnej. Mogę zostać przewodniczącą ich komitetu, jeśli wpłacę dziesięć tysięcy dolarów. Dasz wiarę? – Rozkręcała się. – Nie dość, że człowiek użycza im własnego nazwiska, to jeszcze chcą od niego pieniędzy… A czy ja mam tyle, żeby szastać tysiącami dolarów?
– I to wszystko? – spytał z pobłażliwym uśmieszkiem.
– Głupie, nie? – Zmięła list i wrzuciła go w ogień.
Rozdział 8
To wszystko? – zapytała kasjerka. Była bardzo otyła. Malutkie oczka z trudem wyzierały z zalanych tłuszczem oczodołów, a ich podejrzliwe spojrzenie przeszywało na wylot. Ramiona przypomniały olbrzymie obwisłe połcie mięsa.
– Tak – odpowiedziała Janey, przesuwając czasopismo po ladzie.
Rozejrzała się ukradkiem. Sklep był brudny i pełen smutnych ludzi. Klientów obsługiwały tylko dwie kasjerki, do tego ślamazarne, a w kolejce stało co najmniej dwadzieścia osób. Co dziwne, nikt nie narzekał, nikt nawet się nie niecierpliwił; czekali apatycznie, jakby już dawno pogodzili się z faktem, że sporą część życia przyjdzie im odstać w kolejce, żeby zapłacić za batonik i dużą butelkę wody mineralnej.
– Dolar trzydzieści dziewięć centów – rzuciła kasjerka w powietrze.
– Słucham? – zdziwiła się Janey.
– Dolar trzydzieści dziewięć. – Spojrzała na nią jak na idiotkę.
Janey zaczęła nerwowo przetrząsać torebkę w poszukiwaniu drobnych. Co to za cena: dolar trzydzieści dziewięć? Śmieszna, niewygodna suma; równie dobrze mogliby to rozdawać za darmo.
Nagle kasjerka zaczęła się jej przyglądać, a wyraz jej twarzy świadczył, że ją rozpoznała.
– Skąd ja panią znam? – zapytała.
Janey zamarła. Nie wiedziała, jak zareagować. Czy lepiej wyniośle odpowiedzieć: „Nie wiem", zabrać pismo i wyjść, czy może przedstawić się i wyjaśnić, że można ją zobaczyć w telewizji, w reklamówce Victoria's Secret?
– Już wiem – rozpromieniła się kasjerka. – Pani reklamuje…
bieliznę.
Janey sięgnęła po czasopismo.
– Tak – potwierdziła, zmuszając się do uśmiechu.
– Hej, Washington! – kasjerka zawołała koleżankę. – Zobacz, to ta modelka od bielizny.
– Co ty? – Druga sprzedawczyni przyjrzała się Janey od stóp do głów. – A dlaczego grubych nie biorą na modelki? Mnie też nic nie brakuje.
– Chuda biała dupa – mruknął ktoś w kolejce.
Janey poczerwieniała, ale puściła tę obelgę mimo uszu. Wybiegła ze sklepu na Drugą Aleję i dopiero tam się zatrzymała, zdyszana i roztrzęsiona.
Co tu się dzieje, myślała gorączkowo, rozglądając się za swoim samochodem. Co to za ludzie? Czy przeszkadza im już nawet, że ktoś jest szczupły? Przecież ona wcale nie jest aż taka chuda! W najbliższym czasie trzeba będzie iść na odsysanie tłuszczu… Dostrzegła w końcu swój wóz. Dobiegła do niego i z uczuciem ulgi rzuciła się na tylne siedzenie pokryte czarną skórzaną tapicerką.
Kierowca, Hindus imieniem Rashneesh, spojrzał na nią w lusterku.
– Dokąd, proszę pani?
– Do Four Seasons. – Brakło jej tchu. – Ale nie do hotelu, tylko do restauracji. Na Pięćdziesiątej Drugiej Ulicy.
Serce wciąż jej waliło na wspomnienie wrogości obcych ludzi, którzy nazwali ją „chudą białą dupą". Zaczęła wachlować się czasopismem, które kupiła. Czym sobie zasłużyła na taki wybuch ślepej agresji? Czemu się dziwić, taki jest teraz cały świat, pomyślała, pełen wściekłych, pazernych ludzi niezadowolonych ze swojego losu. Każdy uważa, że nie dostał w życiu tego, na co zasłużył. Tylko dlaczego wszyscy zazdroszczą modelkom?
I jeszcze to do kompletu! Podniosła pismo do oczu. Na szczycie okładki biegły białe litery, układające się w tytuł: STAR. Poniżej widniało zdjęcie żałośnie skrzywionej Gwyneth Paltrow. Podpis brzmiał: „Ukryte zmartwienia: co z Oscarem dla Gwyneth?". Na samej górze było jeszcze małe zdjęcie Diggera, zlanego potem i z gitarą w rękach, opisane czterema słowami: „Nieślubne dziecko gwiazdy rocka".
Musiała to przeczytać, choć wcale nie miała ochoty. Dwie godziny temu, kiedy kończyła zdjęcia do katalogu Victoria's Secret, zadzwoniła Patty. Cichym głosem powiedziała jedno zdanie:
– Napisali o tym w „Star" – i rozłączyła się.
– Czy ktoś ma nowy numer „Star"? – zawołała Janey.
– A co? – zapytał fotograf.