Выбрать главу

– Byłam bardzo głupia – powiedziała, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem. – Nie miałam grosza, nie wiedziałam, w co się pakuję… Comstock Dibble mnie wykorzystał!

To go na moment zbiło z tropu. Nie wiedział, że Janey romansowała z Dibble'em. Jednak był w tym sens; mówili o niej, że zaliczyła wszystkich. Nie dał poznać po sobie zaskoczenia.

– Słucham dalej.

– Poznałam go na przyjęciu – podjęła. – To było już jakiś czas temu. Nie wiodło mi się wtedy najlepiej. Comstock zaczął się do mnie przystawiać…

– Jak to ma we zwyczaju – wtrącił domyślnie George, szczerze jej współczując.

– Był bardzo uparty. – Janey skinęła głową. – Podobał mi się wtedy, a do tego z nikim się nie spotykałam… Myślałam, że on też jest sam.

– Nie brałaś pod uwagę jego reputacji? – George uniósł brwi.

– Ja oceniam ludzi na postawie tego, co widzę, George. Nigdy nie zwracam uwagi na ich „reputację" – odparła Janey lekko urażonym tonem. – Kiedy powiedział, że mnie kocha, uwierzyłam mu.

– Tak ci powiedział…

– To jeszcze nie wszystko – zawołała. – Chciał się ze mną… ożenić.

W to George nie zamierzał uwierzyć, ale mimo to zapytał:

– I co ty na to?

– Nie mogłam się, rzecz jasna, zgodzić. Dopiero go poznałam. Nie miałam też pojęcia…

– Że jest już zaręczony.

– Tak. – Janey odwróciła wzrok, jakby bolało ją to wspomnienie.

George był bliski śmiechu, ale powstrzymał się. Nigdy nie obchodził się z ludźmi okrutnie, jeśli nie musiał. Zapytał najbardziej obojętnym tonem, na jaki mógł się zdobyć:

– Mam rozumieć, że z nim spałaś?

– George! – zawołała, świetnie udając oburzenie.

Przybrał poważny wyraz twarzy.

– Jeśli mam ci pomóc, muszę znać całą prawdę.

– No pewnie, że z nim spałam. – Jej wzrok był tak uwodzicielski, jakby za chwilę miała mu rozpiąć spodnie i zabrać się do dzieła. – Dlaczego miałabym tego nie robić? Myślałam, że nie spotyka się z nikim innym, że ma poważne plany. W pewnym momencie chyba jednak poczuł się zagrożony. Nie ma nic gorszego niż wystraszony facet…

– Szczególnie taki jak Dibble – przytaknął George.

– Zaproponował, że mi pomoże – kontynuowała. – Ten scenariusz to był jego pomysł. Dał mi trzydzieści tysięcy, żebym wynajęła dom na lato. – Nagle zasłoniła usta dłonią i zgięła się wpół, jakby zrobiło się jej niedobrze. – Dopiero teraz dotarło do mnie, jak okropnie to brzmi. Pewnie myślisz, że…

George oparł się o ścianę, kiwając ze zrozumieniem głową.

– Trzydzieści kawałków to sporo pieniędzy.

– Ale to nie była moja wina! – zaprotestowała Janey. – Nie miałam pojęcia… Naprawdę wierzyłam, że chce mi pomóc.

– I napisałaś ten scenariusz? – George gładko zmienił temat.

– Nie o to tutaj chodzi – wykręciła się. Była skłonna pokazać mu list, ale sprawa scenariusza stanowiła całkiem inny, nieprzyjemny rozdział tej historii. – Kłopot w tym, że zarzuciłam pisanie, kiedy dowiedziałam się, że jest zaręczony. To było na ślubie mojej siostry. Szczerze mówiąc, nie myślałam o tym więcej, dopóki nie zaczęły przychodzić te listy. – Janey ściszyła głos, tak żeby George musiał nachylić się ku niej. – Jesteś bogaty i masz władzę. Nie wiesz, jak ciężko jest samotnej kobiecie, która ciągle musi się borykać z takimi problemami i nie ma nikogo, kto by ją obronił. Pozostało mi tylko machnąć na wszystko ręką i żyć dalej.

– Rozumiem – powiedział George.

– On nie może mi darować, że wyszłam za mąż. I że jestem szczęśliwa – podjęła opowieść Janey. – Rozmawiałam z nim ostatnio na uroczystości rozdania nagród za działalność humanitarną. Odkrył wtedy karty, sugerując, że znów chce ze mną sypiać. Oczywiście wyśmiałam go, a wtedy zaczął przysyłać mi te listy!

– Więc myślisz, że to ma być szantaż?

– To jest szantaż – odparła z tak szczerym przekonaniem, że sama uwierzyła w swoje słowa. – Mogłabym walczyć z nim sama – zapewniła go, wodząc palcem po udzie – bo wiem, że słuszność jest po mojej stronie. Ale jeśli otwarcie stawię mu czoło, wszystko trafi do gazet. Co wtedy pomyśli Selden?

– No tak. – George pokiwał głową. – Wyjdzie na to, że jego żona to puszczalska.

Janey zatkało – aż do tej chwili nie zdawała sobie sprawy, jak to wszystko może wyglądać w oczach postronnych osób. Myślała wyłącznie o własnej kłopotliwej sytuacji. Spojrzała na George'a szeroko otwartymi oczami, a po jej policzkach, jak na zawołanie, potoczyły się dwie łzy.

George nie wiedział, co ma o tym sądzić. Podejrzewał, że płacz jest na pokaz, ale trochę go to wzruszyło.

– Posłuchaj mnie, Janey – rzekł. – Comstock Dibble, bez względu na swoje motywy, ma prawdopodobnie niezaprzeczalne prawo wysyłać ci te listy. Jak się go pozbyć? Najlepiej byłoby zwrócić mu te pieniądze. Możesz udawać, że to była pożyczka…

Janey pobladła i położyła dłoń na brzuchu, jakby sama myśl o tym przyprawiła ją o mdłości. Wzięła głęboki oddech i wstała.

– To dobra rada, ale dla ciebie – powiedziała oskarżycielskim tonem. – Bo ja nie mam pieniędzy.

– Daj spokój. – W głosie George'a zabrzmiało pochlebstwo. – Musisz coś mieć. Jesteś sławną modelką. Trzydzieści tysięcy to dla ciebie kieszonkowe…

– Nie mam takiego kieszonkowego – przerwała mu lodowatym tonem. – Modelki nie zarabiają tyle, ile się uważa. Dwadzieścia pięć procent zabiera agencja, połowę tego, co zostanie, rząd… Mogę mówić o szczęściu, jeśli przez cały rok uzbieram sto pięćdziesiąt tysięcy, a przypominam ci, że w Nowym Jorku tyle kosztuje samo mieszkanie.

– Masz przecież Seldena – zauważył łagodnie.

– Żona kompletnie zależna od męża nie zasługuje na szacunek.

– Janey spojrzała na niego znacząco.

O Jezu, jęknął w myśli, nerwowo przygładzając włosy. Kobieta tak dumna nigdy nie odda tych pieniędzy. Patrząc, jak demonstracyjnie podnosi list z parapetu i chowa go do torebki, George nagle poczuł się rozdarty. Z jednej strony chciał jej pomóc, z drugiej wolałby umyć ręce od całej sprawy.

– Jeśli chodzi tylko o te trzydzieści tysięcy… – zaczął.

Janey odwróciła się na pięcie.

– Nie przyjmę pieniędzy od najlepszego przyjaciela mojego męża – oświadczyła opryskliwie. Co za ironia losu: kiedyś nie miałaby takich skrupułów. Ale teraz nie chodziło o pieniądze, ale o zasadę; Janey miała już dość bycia zabaweczką ludzi pokroju Comstocka Dibble'a. – Poza tym – dodała – nawet jeśli teraz mu zapłacę, to w przyszłości może mi wyciąć inny numer. Nie rozumiesz tego? – Z tymi słowami ruszyła w stronę drzwi.

– W tym cały problem! – zawołał za nią.

– Słucham? – Przystanęła, ale nie odwróciła się.

– Jeżeli ja mam na pieńku z Dibble'em, to jedno – wyjaśnił. – Inaczej będzie, jeśli zadzwonię do niego, żeby wstawić się za kimś… Każe mi spadać w podskokach.

Spojrzała na niego przez ramię.

– Doskonale rozumiem – powiedziała zimno. – Proszę cię tylko o jedną małą przysługę: czy możesz uznać tę rozmowę za niebyłą?

George nagle wybuchnął śmiechem. Janey była jednak inna, niż myślał – naprawdę babka z ikrą, kto by się spodziewał? Wstał i postąpiwszy krok w jej stronę, postawił sprawę jasno:

– Przyznaj się. Chcesz dowalić temu skurwielowi tak, żeby się nie pozbierał.

Spojrzeli sobie w oczy, rozumiejąc się bez słów.

– Zgadza się. – Skinęła głową.

– Trzeba było od razu tak mówić – skarcił ją.

– Chciałam – odcięła się – ale nie dałeś mi szansy.

– Zatem umowa stoi. – Włożył rękę do kieszeni, szukając kluczy. Był to znak, że chce już iść. – Moi prawnicy pogadają z jego prawnikami, żeby tamci wzięli swoje psy z powrotem na smycz.