Выбрать главу

Minęli sklep Tiffany'ego, przed którym stała długa kolejka zniecierpliwionych turystów. Janey przygryzła koniuszek rękawiczki. Zawsze szczyciła się tym, że potrafi rozpracować każdego faceta, a także tym, że nigdy nie wmawiała sobie, że któryś z nich chce od niej czegoś innego, kiedy w rzeczywistości myślał o jednym. W skrytości ducha nie znosiła kobiet, które, tak jak Mimi, celowo się okłamywały. Przyjaźń z Mimi wymagała jednak od Janey, aby przemilczała także prawdę o Zizim. Tylko co się stanie, kiedy nie będzie mogła już dłużej kłamać?

– A wujaszek George? Co mu kupisz? – zapytała Pippi. Janey zawsze raziła zupełnie niestosowna poufałość Pippi, ale Mimi niczego nie zauważyła.

– Parę spinek do koszuli – rzuciła niedbale. – Byle były stare i oryginalne. Może platynowe, z Asprey's? Będzie zadowolony, jeśli tylko okaże się, że są niepowtarzalne i że nikt takich nie ma.

– Uważam, że George ma doskonały gust – powiedziała Janey. Mimi parsknęła głośno i poklepała ją po dłoni.

– Tylko mi nie mów, że wpadł ci w oko mój mąż. Chociaż właściwie… pasujecie do siebie. Chcesz go – próbuj szczęścia, nie wiem tylko, po co ci dwóch mężów… Przy George'u będziesz musiała wiele się nauczyć o dekoracji wnętrz!

Śmiech Mimi nie ustawał i był zaraźliwy; nawet Pippi zaczęła się śmiać. Samochód zatrzymał się i wysiadły. Janey czuła, że jest cała w pąsach. Od czasu rozmowy w apartamencie jej myśli błądziły wokół George'a, gdy spotykała go przypadkiem na przyjęciach, była przekonana, że „coś" ich łączy, choć do niczego nigdy nie doszło, bo nie byli przecież sam na sam.

– Moim zdaniem George jest bardzo miły – mruknęła pod nosem.

Mimi zaśmiała się ponownie.

– Jest najlepszy na świecie, moja kochana, bez dwóch zdań. A ja naprawdę go uwielbiam…

Weszły do domu aukcyjnego. Janey była bardzo ciekawa, co George sobie pomyśli, kiedy porówna spinki od Mimi ze swoim prezentem dla niej…

Minęły dwie godziny. Janey stała przy stanowisku kasjera w domu aukcyjnym Christie's, płacąc kartą American Express za naszyjnik z czarnych pereł. Naszyjnik kosztował pięćdziesiąt tysięcy dolarów, a karta należała do Seldena. Janey wciąż jeszcze nie ochłonęła po licytacji; wygrała targ na aukcji! Śmiałą ręką podpisała rachunek: „Janey Wilcox Rose", z rozmysłem nie patrząc na sumę, która po doliczeniu podatku wynosiła około pięćdziesięciu czterech tysięcy. Dom aukcyjny zaproponował jej wysłanie naszyjnika poza granicę stanu, aby uniknąć płacenia podatku obrotowego, ale Janey roześmiała się tylko, mówiąc, że skoro Seldena stać na klejnoty, to stać go i na podatek.

– I tutaj się mylisz – ofuknęła ją Mimi. – Mężczyźni chętnie wydają pieniądze, jeśli wiedzą, że coś z tego będą mieli, ale nie znoszą niepotrzebnej rozrzutności.

– Zrobisz mu laskę i po kłopocie – wtrąciła Pippi, żegnając się z nimi. Pokuśtykała do taksówki. Jej płaszcz z lisów przy każdym kroku rozchylał się i widać było duże, ciężkie piersi wypychające cienki, zielony sweterek z kaszmiru.

Janey i Mimi stanęły na krawężniku.

– Nie przejmuj się nią – powiedziała Mimi. – Pippi to miła dziewczyna, ale zazdrosna jak diabli. Tobie idzie teraz dobrze, a jej kariera zmierza donikąd… Nawet nie wiesz, jak się wściekła o tę okładkę w „Maximie".

– Co konkretnie mówiła? – zapytała Janey.

– To, co zwykle: dlaczego ciebie wzięli na okładkę, a nie ją.

– Przecież od trzech lat nie zagrała w prawdziwym filmie – zaprotestowała Janey – a jej ostatnią produkcję skierowano od razu na wideo.

– To bez znaczenia. Jej się wydaje, że jest wciąż tak samo sławna jak dziesięć lat temu. A my, jako przyjaciółki, pozwalamy jej tak myśleć.

– Ona może nam zaszkodzić – powiedziała Janey, ale Mimi tylko się zaśmiała.

– Pippi jest za głupia, żeby komuś zaszkodzić, chociaż tych twoich perełek nie dałabym jej do ręki. Czasami mylą jej się właściciele różnych rzeczy.

Janey parsknęła śmiechem i odruchowo dotknęła obróżki z czarnych pereł. Była tak zachwycona nowym nabytkiem, że postanowiła założyć go od razu. Po raz kolejny zastanowiła się, dlaczego Mimi przyjaźni się z kimś pokroju Pippi Maus. Mimi, jakby czytając w jej myślach, powiedziała szybko:

– Wiem, że Pippi jest męcząca i pomylona, ale znam ją od dziecka i jest dla mnie jak młodsza siostra. Jej matka chrzestna przyjaźniła się z moją matką, a Pippi i jej siostra właściwie nie miały rodziny, więc spędzały u nas każde lato. Poza tym nikt nie jest doskonały – ja jestem świadoma swoich wad i w tym wieku wolałabym już, żeby przymykano na nie oczy. Coś dziwnego dzieje się z człowiekiem po czterdziestce. Bycie uprzejmym dla innych zaczyna mieć wartość.

Janey zachichotała, żeby pokryć zażenowanie. Było jej wstyd, że tak się zdradziła ze swoimi myślami.

– Nie zamierzałam… – zaczęła.

– Wiem – przerwała jej Mimi. – Chciałam powiedzieć tylko tyle: bądźmy miłe dla Pippi, bo wiemy, co ona przeżywa. Jest u kresu sił, boi się, jest zrozpaczona, a do tego nie ma pieniędzy ani mężczyzny, który by się nią zajął. Nic dziwnego, że czuje się podle.

– Masz rację – przyznała Janey. Mimi uśmiechnęła się i uścisnęła jej ramię.

– Muszę lecieć – powiedziała. – Obiecałam odebrać dzieciaki George'a z lotniska. Zobaczymy się jeszcze dzisiaj?

Janey skinęła głową, obserwując Mimi spieszącą do samochodu. Podziwiała jej małe, eleganckie gesty: pojedyncze stuknięcie w szybę, żeby zwrócić uwagę kierowcy, a potem wdzięczne skłonienie głowy w oczekiwaniu, aż wysiądzie i otworzy jej drzwi. Mimi zebrała poły swojego futra, lecz zanim wślizgnęła się na tylne siedzenie, zawołała do Janey:

– Jeśli Selden będzie marudził, kiedy pokażesz mu perły, powiedz, że to ja siłą cię na nie namówiłam!

– Tak zrobię! – odkrzyknęła Janey. Odprowadziła samochód Mimi wzrokiem i podążyła w górę Madison Avenue. Cieszyła się spokojnym, szarym niebem i mroźnym grudniowym powietrzem, w którym wisiała ta szczególna, napięta cisza, zwiastująca śnieg. Twarze przechodniów jaśniały szczerą radością, jakby sama zapowiedź śniegu oznaczała prawdziwy początek sezonu świątecznego.

Pierwszy śnieg zawsze był dla Janey szczególnym momentem. W tym dniu mogło zdarzyć się wszystko. Ponownie dotknęła pereł na szyi, myśląc, że to dobry znak, iż kupiła je, gdy spadł pierwszy śnieg, ale już po chwili jej radość przygasła na myśl, co powie Selden. A powie to, co zwykle. Choć opływał w pieniądze – dyskretnie go wypytując, doszła do wniosku, że jest wart co najmniej trzydzieści milionów – to w kwestii ich wydawania miał poglądy rodem wprost z klasy średniej. Kiedy dowiadywał się ojej nowych zakupach, jego ulubione powiedzonko brzmiało:

– Jesteś pewna, że to ci potrzebne?

Pewnego razu, mając już tego dość, odgryzła mu się:

– A czy tobie jest potrzebny wóz za pół miliona?

Na co on odparł zimnym tonem:

– Jeśli pytasz o jaguara, to jest on dziełem sztuki. Nigdy go nie sprzedam.

Janey postanowiła, że właśnie to mu powie, kiedy zapyta o perły: one też są dziełem sztuki! Jednak kiedy lawirowała wśród świątecznego tłumu, znów przyszło jej na myśl, że świat jest niesprawiedliwy, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Mimi wydała o wiele więcej niż ona. Kupiła za dwadzieścia tysięcy dolarów złoty zegarek dla Ziziego, a do tego jeszcze brylantowy naszyjnik dla siebie – za sto pięćdziesiąt tysięcy. Kiedy tylko zobaczyła go za szkłem, na granatowym aksamicie, zawołała, że musi go mieć.