Выбрать главу

Janey stała obok niej, dręczona myślą o kupnie pereł. Jak bardzo żałowała, że to nie ona jest żoną George'a! Jak wspaniale musi czuć się kobieta, która może sobie pozwolić na wszystko, czego zapragnie…

– Takie perły to dziś rzadkość. – Mimi poleciła wyjąć naszyjnik z gabloty. Perły miały głęboki kolor grafitu i opalizowały mlecznym poblaskiem. Każda z nich miała jedenaście milimetrów średnicy, akurat tyle, żeby olśnić patrzącego, ale nie sprawiać wrażenia sztucznej. – W każdym razie nowe – ciągnęła wykład Mimi, przykładając perły do szyi. – Te są całkowicie naturalne. Wyhodowanie ich musiało trwać całe lata, szczególnie że każda ma jednakowy rozmiar. Czarne perły są bardzo eleganckie. I do wszystkiego pasują… Moja babcia miała sznur czarnych pereł. Założyła go na wizytę na dworze angielskim, kiedy przestawiono ją królowej Elżbiecie. – Janey poczuła nagły strach, że Mimi dokupi sobie jeszcze te perły do brylantowego naszyjnika. Postanowiła, że musi je mieć.

– Naprawdę są piękne. – Wzięła naszyjnik od Mimi i założyła go, zachwycając się ich pyszną szarością na tle swojej mlecznej szyi. O ile lepiej wyglądały tutaj, na młodej skórze, niż u Mimi… Oczywiście brylanty przyjaciółki przebijały wszystko, ale perłami też nie można pogardzić.

– Kupię je – zdecydowała.

– Świetnie – ucieszyła się Mimi. – Jeśli cena nie przekroczy pięćdziesięciu tysięcy, to będzie zupełny bezcen…

Janey zasiadła więc w trzecim rzędzie krzeseł na dusznej sali aukcyjnej, imponując wyglądem – miała na sobie koronkową bluzkę z aksamitnymi aplikacjami, obcisłą tweedową spódnicę i zamszowe buty – i raz po raz unosiła numerek. Jej przeciwnikiem w licytacji był elegancki mężczyzna o wyglądzie geja. Reprezentował zapewne żonkę jakiegoś nuworysza; nowobogaccy nie mają dość gustu, żeby docenić wartość takich pereł. Janey, ogarnięta wirem licytacji, to czuła strach, to znów podniecenie, w miarę jak stawka zbliżała się do pięćdziesięciu tysięcy. Nie uświadamiała sobie ironii faktu, że sama należy do nowobogackich i właśnie lekką ręką wydaje nuworyszowskie dolary swojego świeżo poślubionego bogatego męża. Myślała jedynie o tym, jak wytwornie będzie wyglądać w gustownych czarnych perłach i że jeśli to okaże się konieczne, chętnie odda się Seldenowi, mając je na szyi…

– Sprzedane! Kupuje piękna dama! – zawołał nareszcie licytator. Janey poczuła, jak zalewa ją radość zwycięstwa. Była bliska omdlenia. Poczucie triumfu zagłuszyło wyrzuty sumienia – przecież walczyła tak długo i dzielnie, że zasłużyła na tę nagrodę. W końcu są na świecie takie kobiety (na przykład Mimi), dla których podobne aukcje to chleb powszedni…

Janey kroczyła niespiesznie Pięćdziesiątą Ulicą, wciąż ogarnięta euforią zwycięstwa, rozkoszując się nim, czując niemalże jego smak, metaliczny posmak bogactwa. Nagle pomyślała o biednej Pippi, której na nic nie stać. Przystanęła przed pasażem handlowym na Park Avenue, podziwiając dekorację, drucianego renifera przybranego białymi światełkami. Ze wstydem przypomniała sobie, jak niemiłosiernie zakpiła z Pippi. Postanowiła wziąć przykład z Mimi i naśladować jej spokój, ciepło i umiejętność spojrzenia na ludzi z dystansu; jeśli nauczy się oceniać motywy zachowań innych osób bez patrzenia przez pryzmat własnych kompleksów, to lepiej będzie sobie radzić w życiu. Ale już po chwili powróciła jej odwieczna zazdrość: gdyby wychowała się w takim domu jak Mimi, wolnym od wszelkich trosk, byłoby jej łatwiej być miłą dla innych. Zwalczyła jednak w sobie to uczucie. W obecnej sytuacji nie miała już powodów, żeby zazdrościć Mimi, a poza tym była ona jedyną osoba, którą Janey szczerze podziwiała.

Minęła róg Pięćdziesiątej Siódmej Ulicy. W oddali zamajaczyła jej znajoma szkocka krata na logo sieci Burberry. Postanowiła wpaść do sklepu i kupić jakiś drobiazg dla Seldena – portfel albo brelok do kluczy. Może mały prezent odwróci jego uwagę od pereł, zwłaszcza że jeszcze nigdy nic od niej nie dostał.

Sprawa prezentu przypomniała Janey o zegarku, który Mimi kupiła dla Ziziego. Biedna Mimi! Janey nie wyobrażała sobie, że mogłaby kiedykolwiek utrzymywać mężczyznę. Nawet na myśl o zapłaceniu za wspólny obiad dostawała mdłości. Zdarzyło jej się przed kilkoma laty (miała wtedy pod trzydziestkę), że zgodziła się umówić na „randkę" z niesamowicie przystojnym początkującym aktorem; szczytem jego dotychczasowej kariery była rólka w najnowszym filmie Woody'ego Allena. Wybrali się w sobotni wieczór do jednej z tych okropnych hamburgerowni na Trzeciej Alei, gdzie na stolik trzeba czekać trzy kwadranse. Kiedy przyniesiono rachunek, on otworzył portfel i z zakłopotaniem oświadczył, że nie ma przy sobie pieniędzy. Poprosił ją o pożyczkę i obiecał oddać wszystko następnego dnia. Janey też była wtedy spłukana – ostatnie czterdzieści dolarów miało jej starczyć na dwa dni. Zapłaciła za posiłek, w myślach wyrzucając sobie, jak nisko upadła; nie dość, że sama do niczego nie doszła, to jeszcze umówiła się z nieudacznikiem.

Lecz to nie był koniec nieszczęść tego wieczoru. Przyszły gwiazdor chciał być szarmancki (to miał pewnie być rewanż za pustą kieszeń) i uparł się, że odprowadzi Janey do domu. Kiedy doszli na miejsce, wszedł za nią do mieszkania i tam jego ogłada raptownie wyparowała. Próbował ją pocałować, a kiedy go odepchnęła, zwyzywał ją ordynarnie, krzycząc, że jest „bogatą dziwką", która „patrzy na niego z góry" (w tym jednym się przynajmniej nie mylił). Potem odstawił żałosną scenę: próbował ją zgwałcić, ale jego penis był mały i nie chciał mu porządnie stanąć. Kiedy zrozumiał, że nic mu z tego nie wyjdzie, wyszedł wściekły, a na odchodnym uderzył ją w twarz tak mocno, że upadła na podłogę.

Następnych kilka godzin Janey spędziła w łóżku, przykładając do policzka woreczek lodu. Oszalałaby chyba ze strachu o swoją twarz, gdyby nie to, że od dłuższego czasu już nigdzie nie pozowała, a następny kontrakt miała dopiero za dwa tygodnie. Dzwonić na policję nie było w zasadzie po co; samotna dziewczyna bez stałej pracy, bez nikogo, kto by się zainteresował, gdzie jest i co robi, musi być gotowa na takie wypadki i umieć sama się obronić. Najbardziej było jej szkoda wydanych czterdziestu dolarów, bo to oznaczało, że jeśli następnego dnia nie chce głodować, musi zadzwonić do jednego ze swoich „przyjaciół" i naciągnąć go na obiad. Przy odrobinie szczęścia być może uda się mu wmówić, że jest zmęczona i wykręci się od pójścia z nim do łóżka…

Przed sklepem Burberry stał uśmiechnięty portier w uniformie. Otworzył przed Janey drzwi i grzecznie ją powitał. Kiedy tylko znalazła się w środku, przypomniała sobie, jak bardzo uwielbia zakupy w markowych sklepach, z miłą i fachową obsługą… Wystrój wnętrza był utrzymany w tonacjach beżu i w zagadkowy sposób kojarzył się z ciepłym kocem. Rozglądając się w poszukiwaniu stanowiska z dodatkami, Janey zauważyła parę wysokich do kolan butów na obcasie, wykonanych z materiału w firmową szkocką kratę Burberry. Ogarnęło ją przyjemne podniecenie, bliskie seksualnej ekstazie. Podeszła wolnym krokiem do półki, gdzie stała upatrzona para butów, wzięła jeden z nich do ręki i głośno zawołała:

– Muszę je mieć!

U jej boku natychmiast pojawił się przystojny młody sprzedawca.