Zdaniem Seldena ich małżeństwo mogło albo skończyć się spektakularną porażką, albo triumfalnym sukcesem. Musiał jednak przyznać, że wciąż jeszcze czuł się jak świeżo upieczony małżonek; wiele cech żony drażniło go, ale z drugiej strony mnóstwo było bardzo zabawnych, od zaskakującej urody, wymykającej się wszelkim kanonom piękności, przez jej dziki entuzjazm w łóżku, aż po nieskrywaną satysfakcję ze swojej nowej pozycji w świecie. Selden musiał także przyznać, że jego męskie ego czerpało zadowolenie z faktu, że jako mąż może obdarzyć żonę szczęściem, które omijało ją przez całe życie, aż do chwili kiedy go poznała.
Poczuł nagły przypływ energii. Wstał i podszedł do okna. Prawdę mówiąc, był z siebie zadowolony. Niewielu mężczyzn potrafiłoby poradzić sobie z taką kobietą jak Janey Wilcox, ale przecież, pomyślał, to nie jej wina. W jego oczach Janey miała zdolność nieomylnej oceny ludzkiej natury (podobną do tej, jaką wykazuje człowiek dotknięty autyzmem) w połączeniu z mistrzowskim, godnym kurtyzany, opanowaniem sztuki manipulacji. Selden potrafił przejrzeć jej naiwne fortele na wylot, ale zdawał sobie sprawę, że większość mężczyzn, zapatrzonych w siebie i własny status, nie potrafi tego dokonać. Nawet mężczyzna o wielkim obyciu w świecie mógł paść ofiarą wdzięków Janey, choć w krótkim czasie zazwyczaj uświadamiał sobie z gniewem, że jej wdzięk jest jedynie częścią misternego planu.
Selden patrzył na śnieg, który rozpadał się na dobre. Nie przejmował się zbytnio innymi mężczyznami. Pochlebiał sobie nawet, że jest odwrotnie; w końcu to on zdobył pożądane przez wszystkich trofeum…
Zerknął na zegarek – było już po wpół do siódmej. Pomyślał z rozbawieniem, co też mogło zatrzymać Janey tak długo poza domem. Nagle uderzyła go myśclass="underline" na pewno boi się wrócić, bo wydała pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Ale Selden już się na nią nie gniewał, przeciwnie, zaczynał się niepokoić. Chciał, żeby była w domu, kiedy przyjdzie Craig Edgers…
Zadzwonił na jej komórkę, ale od razu włączyła się poczta głosowa. Poczuł wyrzuty sumienia. Czy to możliwe, że instynktownie wyczuła jego intencję popisania się nią i dlatego tak długo nie wraca? Miała o sobie wysokie mniemanie – czasem nieco bezpodstawnie – i czuła się urażona, kiedy zaczynała podejrzewać, że traktuje się ją przedmiotowo, że ma służyć komuś na pokaz, jak klacz na wybiegu. Ale tego dnia Selden nie mógł oprzeć się pokusie zaimponowania piękną żoną swojemu staremu kumplowi.
Craig Edgers przez ostatnie dwa lata studiów dzielił z Seldenem pokój w akademiku. Choć nie utrzymywali stałego kontaktu, Selden nie zdziwił się, kiedy w zeszłym tygodniu Craig zadzwonił pod pretekstem „nadrobienia zaległości". Wiedział z gazet o przejściu Seldena do Movie-Time, jak również o jego ślubie (o pierwszym pisały magazyny biznesowe, o drugim kolorowa prasa). Wyznał, że marzy o tym, żeby poznać modelkę Victoria's Secret. Perspektywa zaimponowania Edgersowi była zbyt kusząca i Selden zaprosił go na drinka razem z żoną, na co jednak Craig odparł, że wolałby przyjść sam. Było to zrozumiałe: przy Lorraine, swojej żonie, nie mógłby bezkarnie gapić się na Janey. Jakkolwiek Selden też nie był bez winy, ponieważ celowo „zapomniał" powiadomić Janey o odwiedzinach kolegi ze studiów.
Gdy usiadł na kanapie, zauważył otwartą książkę leżącą na podręcznym stoliku; wyglądała jak kobieta, którą ktoś zaliczył i natychmiast zniknął. Było to ekskluzywne wydanie „Państwa" Platona. Obok leżał różowy, szkolny marker. Janey podkreślała nim fragmenty, które w szczególny sposób docierały do tajemnych głębi jej duszy. Selden troskliwie podniósł książkę i zamknął ją, wkładając flamaster pomiędzy kartki. W zwyczajnych okolicznościach mogłaby leżeć na stoliku, ale nie dziś. Pozostawienie książki w tak widocznym miejscu w połączeniu z tym wszystko mówiącym różowym markerem pachniało na kilometr stwarzaniem pozorów erudycji. Craig miał zbyt dobre oko: zauważyłby to natychmiast i bezlitośnie wykpił.
Selden rozejrzał się. Postanowił schować tom w szufladzie biurka. Otworzył ją. Było tam pełno szpargałów: zabazgrane karteczki z numerami telefonów, paragony, puste koperty i kilka, na oko, urzędowych listów. Położył książkę na wierzchu tej sterty, przycisnął i zatrzasnął szufladę. Poczuł się lepiej, kiedy zniknęła z widoku. Wiedział, że jeśli Janey przyszłoby do głowy wciągnąć Craiga w intelektualną dyskusję, skończyłoby się to katastrofą; zniszczyłby ją bez chwili wahania, obnażając jej braki z chirurgiczną precyzją.
Craig Edgers należał do tego typu mężczyzn, dla których jedynym źródłem satysfakcji w życiu jest niezachwiana pewność, że przerastają intelektem każdego innego człowieka. Zawsze chciał zostać „wielkim pisarzem"; już na studiach do wszelkich twórców literackich odnosił się ze zgorzkniałą zazdrością. Nosiło to wszelkie znamiona kompleksu nieodkrytego geniuszu. Po studiach zrobił się jeszcze gorszy. Selden wyjechał do Los Angeles i od razu znalazł posadę; został zbieraczem materiałów w znanej firmie produkującej filmy. W pierwszym tygodniu pracy odkrył książkę „Odrzucony kraj". Na jej podstawie nakręcono film, który przyniósł firmie miliony, a Seldenowi pierwsze sto tysięcy oraz bezpieczną pozycję w przemyśle rozrywkowym. Tymczasem Craig zamieszkał w Nowym Jorku, gdzie zarabiał grosze jako weryfikator faktów w „New Yorkerze". Płynęły lata; Selden szedł w górę, a Craig wciąż się szarpał. Jego twórczość mijała bez echa, pomimo trzech wydanych powieści i licznych opublikowanych esejów. Etykietka „obiecującego talentu literackiego", którą nosił w wąskich kręgach ludzi ceniących podobne miana, była wszystkim, czego się dorobił.
Nagle, trzy miesiące temu, wszystko uległo zmianie po wydaniu opus magnum Craiga, zatytułowanego „Konsternacje". Książka z miejsca skoczyła na szczyt listy bestsellerów „New York Timesa", a autora okrzyknięto drugim Tołstojem. Craig zaczął pojawiać się w telewizji, zapraszano go na dyskusje panelowe, a jego zdjęcie było wszędzie (Selden podejrzewał, że jest to stare zdjęcie, zrobione, kiedy nie miał jeszcze trzydziestki).
Do apartamentu zadzwonił portier. Selden polecił wprowadzić Craiga na górę. Stanął przy drzwiach, niecierpliwie wyczekując gościa. Po raz pierwszy miał zobaczyć Edgersa jako człowieka sukcesu i był ciekawy zmian, jakie w nim zaszły. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi. Craig wszedł, roztaczając woń mroźnego powietrza i papierosów. Objęli się serdecznie. Jak zwykle fatalnie ubrany, pomyślał Selden, a w dodatku ma już dobre piętnaście kilo nadwagi. Craig wszedł swobodnym krokiem do salonu, rozglądając się dookoła.
– Bój się Boga, Rose. – W jego głosie brzmiało skrywane szyderstwo, które po dwudziestu latach walki o uznanie innych było zapewne zrośnięte z nim na stałe. – Myślałem, że jesteś teraz wielką szychą, a ty mieszkasz w hotelu?
– A ja myślałem, że ceniony pisarz potrafi się ubrać tak, żeby można go było odróżnić od mniej cenionych pisarzy – odciął się Selden.
– Cóż, jak zawsze brak mi stylu, w odróżnieniu od ciebie. – Craig przysiadł na kanapie i ściągnął znoszony tweedowy płaszcz. – Na dworze prawdziwa zamieć.
– Co ci podać? – zapytał Selden. – Może być wódka?