Выбрать главу

– Ale co mi po żonie, która nie wykazuje odrobiny dobrej woli i celowo nie chce mnie zrozumieć? – zapytał Craig, bawiąc się widelcem.

Janey uśmiechnęła się tajemniczo, lecz milczała. Większość kobiet wykorzystałaby to pytanie, aby wykazać, że potrafią zrozumieć Craiga lepiej niż jego żona. Janey wiedziała jednak, że ta technika rzadko kiedy się sprawdza – facet zaczyna myśleć, że kobieta odda wszystko, żeby tylko z nim być. Tymczasem, aby mieć władzę nad mężczyzną, kobieta musi doprowadzić do tego, żeby to on jej się sprzedał, nie na odwrót.

I rzeczywiście, po kilku chwilach Craig nachylił się do niej i szepnął:

– Myślałem o tobie. – Widać było, że nie jest przyzwyczajony do tego typu wyznań.

– Ja też o tobie myślałam – odpowiedziała, zauważając, że nadarza się doskonała okazja, aby przedstawić mu jej plan.

– To głupio zabrzmi, ale… postanowiłem umieścić cię w mojej kolejnej książce. – Wyprostował się i napił się wody ze szklanki, patrząc na nią w zadumie.

– Och, Craig. – Janey była lekko zaskoczona i musiała poświęcić chwilę na zaplanowanie całej strategii od nowa. Nagle spojrzała na niego okiem kogoś, kto nie wie, kim jest Craig Edgers i nie zna jego książek. Zobaczyła, pominąwszy nawet kraciastą koszulę z rodzaju tych, jakie noszą drwale, człowieka, który nie dba przesadnie o czystość, potrafi całymi dniami nie myć zębów i ma płatki łupieżu w brwiach, a na plecach krosty.

Wtem Craig zrobił coś nie do pomyślenia w miejscu takim jak to: niezręcznym gestem położył dłoń na jej dłoni. Zamarła na moment, ale szybko zdała sobie sprawę, że jeśli on teraz pomyśli, że jest dla niej odpychający, to już na zawsze wymknie jej się z rąk. Położyła zatem drugą dłoń na jego dłoni i szepnęła zalotnie:

– Wiem, że powinno mi to pochlebić, ale tak naprawdę jestem przerażona. W swoich książkach czasem opisujesz ludzi w sposób… nie mogę znaleźć na to lepszego określenia… makiaweliczny. Potrafisz być cyniczny i cała drżę na myśl, że przedstawiłbyś mnie jak jakąś modliszkę!

Craig się roześmiał.

– Chyba domyślasz się, jak bym cię opisał. Wiesz przecież, że świata poza tobą nie widzę!

– Wiem…? – spytała głosem na pozór niewinnym, w którym jednak brzmiała nutka ostrzeżenia. Craig nie dostrzegł tego.

– Gdybyś nie była żoną mojego, niech go wszyscy diabli, najlepszego przyjaciela, zabrałbym cię gdzieś na weekend.

– Craig! – wykrzyknęła, udając zdumienie. – A twoja żona?

– Powiedziałbym jej, że pojechałem do Chicago odwiedzić starych przyjaciół.

Wydał się Janey uroczy, choć był śmiertelnie poważny. Było to niemal… urzekające.

– Moglibyśmy powiedzieć Seldenowi, że piszesz książkę o mnie – podpowiedziała, zastanawiając się, jak daleko Craig jest gotów się posunąć – i że musimy spędzić razem trochę czasu, żebyś mógł mnie… lepiej poznać.

Połknął haczyk; podniecił się tak, że oczy prawie wyszły mu na wierzch, ale zdołał wydyszeć:

– Nie mogę zrobić tego Seldenowi. – Napił się wody i mówił dalej: – Poza tym on nigdy w to nie uwierzy. Nie jest aż taki głupi. Wie, co do ciebie czuję, i pewnie wyśmiewa się ze mnie za moimi plecami!

Janey lekko wydęła wargi.

– Oczywiście, masz rację – powiedziała. – Gdybyśmy jednak wymyślili jakiś pretekst, żeby móc spędzać więcej czasu razem… – Musiała uważać, żeby nie obiecać mu jednoznacznie, że pójdzie z nim do łóżka, ale jednocześnie należało dać mu do zrozumienia, że w przyszłości nie jest to wykluczone. – Mam taki zwariowany pomysł – zaczęła bawić się widelcem – aż wstydzę się powiedzieć ci o nim, bo będziesz się śmiał.

– Nigdy w życiu nie zaśmiałbym się z ciebie – zapewnił.

Spojrzała mu prosto w oczy, a jej twarz nagle spoważniała.

– A gdybym chciała… wyprodukować ekranizację „Konsternacji"?

Przez chwilę Craig nie mógł zrozumieć, co usłyszał. Czegoś takiego na pewno się nie spodziewał. Zanim zdążył zaprotestować, Janey powiedziała pospiesznie:

– No proszę. Wszystko popsułam. Wiedziałam, że będziesz się śmiać. – Odwróciła głowę.

– Nie, nie. Ten pomysł jest… ciekawy.

– Pomyśl tylko o tym – zaszczebiotała słodziutkim głosem. – Chcesz napisać scenariusz i zawojować Hollywood? Pomogę ci. Wszystko, czego ci potrzeba, to pieniądze, czyli w praktyce ktoś, kto sfinansuje produkcję. Tutaj ja się włączam. Jednym z najlepszych przyjaciół Seldena jest George Paxton. Ja też dobrze go znam. Inwestował już w filmy. George… George zrobi prawie wszystko, o co go poproszę. Nawet pytał mnie, czy słyszałam o jakimś projekcie… – skłamała bez mrugnięcia okiem.

Craig zmrużył oczy.

– A co z Seldenem?

– Selden! – parsknęła Janey beztrosko. – W tym cały urok. Selden mógłby kupić twoją książkę, ale oboje wiemy, że tego nie zrobi, bo brak mu wrażliwości, żeby ją zrozumieć. Wyobraź sobie jego zaskoczenie, kiedy się dowie. Będzie miał niezłą nauczkę.

– Janey – tłumaczył Craig cierpliwie. – Jesteś piękna i nigdy nie posądziłbym cię o brak rozumu, ale nie masz żadnego doświadczenia. Ci z Hollywood to bandyci, wszyscy o tym wiedzą. Nie będziesz dla nich przeciwnikiem.

– Bo jestem modelką, tak? – Janey przygryzła wargę. – Ma to swoje zalety, na przykład taką, że nikt nie odmówi mi spotkania. Ale skoro to wszystkim przeszkadza… to przerwę karierę, bo chcę zrobić w życiu coś ważnego! – wykrzyknęła. – Zwłaszcza jeśli wierzę w ten projekt i w tego, kto dał mu początek.

Spojrzała na Craiga roziskrzonym wzrokiem. Wiedziała bardzo dobrze, że dla mężczyzny nie ma nic bardziej pociągającego niż namiętny zapał. Zawołała znowu:

– Jeśli nie zechcesz ze mną współpracować, to nie wiem, co zrobię!

Dopięła swego. Craig w jednej chwili siedział obok niej, poklepywał ją po ręce i mamrotał pocieszająco:

– Nie ma sprawy, Janey. Skoro tak bardzo tego chcesz… Jeżeli tak właśnie czujesz, to… do dzieła.

Za kulisami panował gwar. Setka ludzi pracowała w pocie czoła, żeby pokaz Victoria's Secret poszedł zgodnie z planem. Czynili przy tym niemały harmider, przez który jednakże wyraźnie przebijał się wysoki, dziecinny głos:

– Już nie wystarczy być piękną i dysponować własną forsą. Dziś trzeba dobrze robić laskę i mieć pociąg do perwersji. Zapytałam go raz, co dla niego znaczy „perwersja"? A on na to: seks analny co najmniej raz w tygodniu. Potem mówił jeszcze coś o obroży…

Próba nagłośnienia zagłuszyła tę relację. Od strony wybiegu zagrzmiał fragment rytmicznej muzyki. Janey zwróciła się z pełnym wyższości uśmiechem w stronę właścicielki dziecinnego głosu: Seraphina, ciemnowłosa piękność bez nazwiska, siedziała dwa krzesła dalej przed ustawionym naprędce lustrem do makijażu. Jej łagodne brązowe oczy były szeroko otwarte z oburzenia. Próby przed pokazem trwały tylko dwa dni, ale Janey zdążyła wyrobić sobie o niej zdanie: głupia gęś – potrafi rozmawiać tylko o facetach, którzy chcieli się z nią przespać, albo o rodzinie mieszkającej na farmie gdzieś w Ameryce Południowej. Janey zastanowiła się przez chwilę, czy w tym wieku była taka sama jak ona, ale uznała, że nie i starała się nie zwracać na nią uwagi, co nie było łatwe. Seraphina, choć nie mogła mówić, bo wizażystka właśnie próbowała namalować kontur wokół jej ust (tak pełnych, że przypominały wargi sromowe), nie przestawała zawzięcie gestykulować.

Osobista wizażystka Janey, Contadine, stała za jej plecami i przygotowywała podkład, mieszając różne odcienie na grzbiecie dłoni. Spotkały się wzrokiem w lustrze. Contadine na każdy temat pod słońcem miała własne zdanie i czuła nieustającą potrzebę dzielenia się z bliźnimi swoja mądrością.