Выбрать главу

– Janey Wilcox przyjaźni się z Craigiem Edgersem. – Walter był niezwykle przejęty. – Napiszą o tym w dziale „Co nowego w mieście", jak nie lepiej. A gdzie się spotkaliście?

– W Dingo's – odparła Janey. – Gdzież by indziej?

Przyjęcie po pokazie odbyło się w nocnym klubie Lotus. Janey wkroczyła tam dumnie, w blasku fleszy, trzymając pod ramię Seldena. Za nimi postępowali Mimi i George Paxtonowie. Nadszedł moment jej wielkiego triumfu, triumfu, na który czekała całe życie. Była przekonana, że żadna inna kobieta nie zbiera dziś takich laurów i rozkoszowała się myślą, że nikt inny, tylko ona cieszy się specjalnym uznaniem wszystkich. Po wejściu do klubu natychmiast otoczył ją szybko rosnący krąg sympatyków. Kątem oka widziała swoją siostrę, która przyszła na przyjęcie w towarzystwie Diggera. Plotki w mediach na temat ich kłopotów małżeńskich zdążyły już przycichnąć, zapewne dlatego, że ze sobą nie zerwali. Kilka kroków dalej stał Comstock Dibble. Od czasu rozmowy z George'em ani Comstock, ani jego prawnicy nie odezwali się do Janey słowem; postanowiła wykorzystać sytuację, odurzona nieco sukcesem, jaki dziś odniosła. Dodatkowo ośmieliła ją świadomość, że na przyjęciu, a zwłaszcza na takim, gdzie to ona jest gwiazdą, Comstock nie odważy się robić scen. Mówiąc krótko: Janey zdecydowała się na konfrontację.

Znalazła go przy barze, rozmawiał z aktorką Wendy Piccolo. Wendy była bardzo niska – miała najwyżej metr pięćdziesiąt wzrostu – co w oczach Janey czyniło ją niemalże niewidzialną. Janey stanęła bokiem do niej i zwróciła się wprost do Dibble'a, udając szczere, dziecinne zaskoczenie:

– Comstock! Od lat cię nie widziałam! Dlaczego do mnie nie dzwonisz?

Comstock odwrócił się, a w jego oczach błysnęła wściekłość. Pamiętał jednakże, gdzie się znajduje, i szybko się opanował. Ochłonąwszy z zaskoczenia, warknął w odpowiedzi:

– Nie dzwonię, bo nigdy nie można cię złapać. Jesteś teraz wielką gwiazdą i nie masz czasu dla starych przyjaciół.

– Dla ciebie zawsze znajdę czas. Dobrze o tym wiesz.

Comstock odwrócił się w stronę baru, na którym stała jego szklanka. Miał najwidoczniej nadzieję, że Janey przez ten czas zniknie, bo nie mógł uwierzyć, kiedy po chwili zobaczył ją w tym samym miejscu. Janey uśmiechnęła się z wyższością, aby pokazać mu, że wcale się go nie boi. Tę potyczkę wygrała; Comstock zapytał, co u niej słychać.

– Muszę powiedzieć, że małżeństwo to coś wspaniałego. – Janey zerknęła w stronę Wendy, nie chcąc wyłączać jej z rozmowy.

– Aha! Teraz już wiem, z kim rozmawiam – powiedziała Wendy, jakby do tej pory Janey była dla niej nikim. Mówiła z charakterystycznym akcentem, przeciągając sylaby. – Jesteś żoną Seldena Rose'a.

– Zgadza się. – Janey udała, że cieszy się, że Wendy ją rozpoznała. – A skąd ty znasz Seldena?

– Z różnych przyjęć. – Wendy wzruszyła chudymi ramionami. – Kilka razy zjedliśmy też razem lunch. Zawsze opowiadał o Janey, swojej pięknej żonie, ale dopiero kiedy cię zobaczyłam, połączyłam te dwa fakty.

Janey roześmiała się, choć nie całkiem szczerze. Ta odpowiedź, zamiast rozwiać jej podejrzenia co do relacji Wendy z Seldenem, sprawiła, że poczuła niejasne obawy. Wendy była z pozoru przemiła, ale w jej słowach kryła się złośliwość. Przypominała kota, który potrafi ni stąd, ni zowąd zaczepić człowieka pazurem.

– Powiem Seldenowi, że cię spotkałam – powiedziała zimnym tonem.

– Selden planuje podkraść mi Wendy. – Comstock zerknął na Janey sponad krawędzi uniesionej do ust szklanki.

– Naprawdę? – zdziwiła się Janey.

– Proponuje mi główną rolę w nowym serialu, ale wciąż mu powtarzam, że jestem aktorką filmową. Chociaż z drugiej strony Selden jest naprawdę błyskotliwy, a jego produkcje są zawsze takie inteligentne… – Wendy delektowała się tym ostatnim słowem jak wybornym smakołykiem. – Ale po co ja ci to mówię? Przecież to twój mąż. – Uśmiechnęła się, przekrzywiając lekko głowę, a Janey poczuła nagłą chęć, żeby rozdeptać Wendy na miazgę. – Znajdę go tutaj? Muszę się z nim przywitać. Nie chcę, żeby pomyślał, że go unikam. Oddaliła się szybkim krokiem. Janey nachyliła się do Comstocka z pobłażliwym uśmieszkiem na twarzy.

– Nawet nie podejrzewałam – szepnęła lekceważąco – że ona jest aż tak niska.

– Nie jest wysoka – przyznał Comstock – ale to jeden z największych talentów w tym kraju.

– Kto by pomyślał – prychnęła Janey.

– Wendy to chodząca skromność. Faktem jest też, że przez ostatnie pięć lat jej kariera nie rozwijała się dobrze. Dlatego między innymi postanowiłem jej pomóc.

– A jak już jej pomożesz… to twoi prawnicy wyślą jej list z żądaniem zwrotu kosztów?

Janey nie zmieniła tonu; wciąż mówiła swoim zwykłym głosem, łagodnym i pełnym niewinności. Z początku zdawało jej się, że Comstock nie dosłyszał jej słów, ale po chwili jego twarz stężała w tak okropnym wyrazie, że Janey poczuła nagły atak paniki. Wzrok Dibble'a mówił: „Łeb ci rozwalę". Wiedziała, że jeśli teraz stchórzy, Comstock zniszczy ją bez chwili wahania. Aby dać mu do zrozumienia, że czuje się zupełnie niewinna, zapytała wyniośle, z oburzeniem w głosie:

– No, słucham?

Comstock parsknął z obrzydzeniem.

– Ciekawiło mnie, kiedy zbierzesz się na odwagę, żeby sama się tym zająć. Wydawało ci się pewnie, że możesz nie reagować i udawać, że nic się nie stało. No i nasłałaś na mnie prawników George'a Paxtona. To był błąd. Trzeba było zgłosić się do mnie osobiście.

Janey z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. Poczuła przypływ niepohamowanego gniewu, przez który zapomniała o strachu przed Dibble'em.

– Wybacz, ale gadasz od rzeczy – odcięła się bezczelnie, sama nie wiedząc, skąd bierze odwagę, żeby zadzierać z nim w ten sposób. – To ty napuściłeś na mnie swoich prawników. Jak śmiałeś zrobić mi coś takiego? Zarobiłam te pieniądze i to całkiem uczciwie.

– Nie wątpię, że szczerze w to wierzysz. – Comstock uśmiechnął się złowrogo. – Takie jak ty są do tego zdolne. A nie pomyślałaś przypadkiem, że to wcale nie ja napuściłem na ciebie prawników?

– Więc nawet się do tego nie przyznasz? – Janey dobrze wiedziała, że tak właśnie zachowują się bogaci, wpływowi mężczyźni w sytuacjach podbramkowych: udają, że o niczym nie wiedzą.

– Otóż to.

– I pewnie teraz mi powiesz, że nie masz pojęcia, o czym mówię?

– Wiem doskonale, o czym mówisz. – Comstock się ożywił. – A gdybyś była mądra… przyszła byś najpierw do mnie. Z tym nie poradzą sobie nawet prawnicy Paxtona. Uwierz mi, że bardzo nie chcą się do tego mieszać. – Nachylił się do niej i uśmiechnął się upiornie, a ton jego głosu zmienił się całkowicie. Niemniej postronny obserwator nie zauważyłby nic dziwnego w tej swobodnej pogawędce dwojga przyjaciół. – Narobiłaś mi od cholery kłopotów, Janey – syknął – i nigdy ci tego nie zapomnę. Ja sobie ze wszystkim poradzę, ale wątpię, czy tobie się uda.

Serce Janey zabiło żywiej ze strachu i wściekłości.

– Jak śmiesz mi grozić?

– Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało – odrzekł wykrętnie Comstock. – Potraktuj to jako ostrzeżenie.

Już miała mu odpowiedzieć, gdy nagle jak spod ziemi wyrosła obok nich Mimi.

– Cześć, Comstock – przywitała się ciepłym głosem, podsuwając mu oba policzki do pocałowania. – Na pewno podobał ci się pokaz. Janey była wspaniała, prawda?

– Wręcz zjawiskowa. Kto by pomyślał, że komuś płacą ciężkie pieniądze za chodzenie tam i z powrotem?