Выбрать главу

Janey mogła tylko uśmiechnąć się zimno. Pocieszała się myślą, jakie zaskoczenie przeżyje Comstock i jak strasznie się wkurzy na wieść, że to ona wyprodukuje „Konsternacje", a nie on.

– A gdzie Mauve? – zapytała Mimi.

Comstock spojrzał na nią zaskoczony.

– Myślałem, że macie lepszy kontakt. Wyjechała do Palm Beach.

– Racja – przypomniała sobie Mimi. – Ucałuj ją ode mnie, dobrze?

– Na pewno odezwie się do ciebie wcześniej niż do mnie. – Mówiąc to, Comstock zabrał swojego drinka i odszedł.

– No? – Mimi zwróciła się do Janey z chłodnym uśmiechem. – O co poszło?

– Kto go tam wie? – Janey wzruszyła ramionami, ale w środku aż wrzała z niepokoju, ile Mimi mogła usłyszeć. – Comstock to wariat…

– Tak samo jak połowa ludzi w tym mieście – zauważyła Mimi. Janey przyjrzała się jej. Nie widziały się już od kilku dni – za każdym razem, kiedy dzwoniła, żeby się spotkać, Mimi mówiła, że jest bardzo zajęta i szybko kończyła rozmowę. Teraz też zachowywała się dziwnie… Janey poczuła ukłucie strachu na myśl, że Mimi domyśla się, co zaszło pomiędzy nią a Zizim, ale szybko odpędziła te obawy. Bardziej prawdopodobne, że obraziła się, ponieważ Janey kazała Ziziemu się wyprowadzić, a tymczasem wszystkim było wiadomo, że Patty i Digger wciąż są razem.

– Posłuchaj, Mimi – zaczęła. – Głupio wyszło z tym mieszkaniem. Nie spodziewałam się, że Patty i Digger się pogodzą…

– Ależ wierzę ci – powiedziała Mimi i odeszła.

Janey już chciała iść za nią – należało dbać o dobre stosunki z Mimi, szczególnie że planowała pozyskać jej męża do swojego projektu – ale zapomniała o wszystkim, ujrzawszy Wendy Piccolo pomiędzy Seldenem a George'em.

George siedział sztywno, a przed nim stał nietknięty kieliszek martini. Było wyraźnie widać, że z trudem tutaj wytrzymuje i czeka tylko, kiedy będzie mógł wymknąć się do domu. Jego przeciwieństwo stanowił Selden, prowadzący ożywioną, wesołą rozmowę z Wendy Piccolo. Nachylał się do niej tak blisko, że prawie stykali się głowami; duże brązowe oczy Wendy lśniły w półmroku, a jej krótko obcięte ciemne włosy leżały na głowie niczym hełm, odbijając różowawe oświetlenie klubu.

Pierwszą reakcją Janey był niepohamowany gniew. Była oburzona na Seldena, że odważył się zrobić jej coś takiego w dniu jej wielkiego triumfu, w takim miejscu, przy tylu ludziach. Szybko się jednak opanowała; w końcu na pozór wyglądało to zupełnie niewinnie. Selden dojrzał ją i uśmiechnął się, a w tym samym momencie Wendy zauważyła jej obecność. Także w tych spojrzeniach nie było nic niepokojącego, ale dla Janey były one niczym znaki ostrzegawcze przed wjazdem do długiego, ciemnego tunelu – z rodzaju tych, które prowadzą głęboko pod ziemię, a na których końcu zawsze czeka mało przyjemna niespodzianka. I nie myliła się: Selden i Wendy nie zaszczycili jej niczym więcej jak przelotnym spojrzeniem, po czym wrócili do rozmowy, jakby Janey była naprzykrzającą się smarkulą.

Janey wiedziała, co musi zrobić: znaleźć najprzystojniejszego faceta na sali i bezwstydnie zacząć z nim flirtować. Niestety, dostrzegł ją George i przywołał niezgrabnym machnięciem ręki. W ciężkim westchnieniem osunęła się na kanapę obok niego, a Mimi usiadła obok Seldena i gładko włączyła się do jego rozmowy z Wendy. Selden na chwilę oderwał wzrok od Wendy, ale Janey z rozmysłem unikała jego spojrzeń. Udając wyczerpaną, oparła głowę na ramieniu George'a i nawet pozwoliła mu poufale pocałować się w czoło.

– Napij się ode mnie, Janey. – George posunął w jej stronę kieliszek z martini. – Wyglądasz na wykończoną.

– A ty wcale nie pijesz.

– Pijam alkohol tylko w weekend – wyjaśnił. – Nigdy nie zrozumiem, po co nowojorczycy balują co wieczór. Albo na przykład dlaczego największe imprezy są zawsze w poniedziałek? To rozbija cały tydzień.

– Jakby nie mieli nic lepszego do roboty…

– I widocznie nie mają. – Uśmiechnął się, rozbawiony własnym dowcipem. – A ty, Janey? Chociaż jesteś supermodelką, to sprawiasz wrażenie osoby poważnej. Nadal uważam, że potrafisz i powinnaś robić w życiu coś więcej.

Janey rozpromieniła się i powiedziała szybko:

– Prawdę mówiąc, mam pewien projekt, nad którym moglibyśmy pracować razem…

– Tak? – zaciekawił się.

– Ale nie chcę mówić o tym tutaj. – Spojrzała na niego znacząco. – Może zjemy razem obiad?

– Kiedy tylko zechcesz, jeśli Mimi akurat nie zaplanuje dla nas czegoś.

– Widziałeś się z Comstockiem? – zapytała swobodnie.

– Widziałem, jak ty z nim rozmawiałaś. Po co? Czy to nie jest nasz zaprzysięgły wróg?

Konfidencjonalny ton George'a sprawił Janey wielką przyjemność; w jednej chwili przypomniała sobie, jak przystojny wydawał się jej podczas tamtego spotkania w nowym apartamencie, dwa miesiące temu.

– Oczywiście, że tak – przyznała gorliwie – ale w takich kręgach nie sposób go uniknąć. – Nachyliła się do niego tak blisko, że niemalże szeptała mu do ucha. – Mówił mi straszne rzeczy. Boję się, George. Zastanawiam się, czy nie oddać mu tych pieniędzy.

– Ani się waż! – złajał ją sykliwym szeptem, odsuwając się nieco i patrząc jej prosto w oczy. – Nie rozumiesz, w jakim świetle mnie to postawi?

– Ciebie? – Zaśmiała się z niedowierzaniem. – Wybacz, ale w jaki sposób to może zaszkodzić tobie?

– Otóż może. Przez ciebie wmieszałem się w tę sprawę. Długo musiałem przekonywać moich prawników, zanim zgodzili się zabrać do tego, a zdaje się, że poszło im całkiem nieźle. Widzisz więc chyba, że gdybyś teraz oddała Dibble'owi pieniądze, to ja i moi ludzie wyszlibyśmy na głupców. Kpisz sobie z nas?

Janey była przerażona; bardzo rzadko zdarzało jej się do tego stopnia pomylić w ocenie sytuacji. Przecież to oczywiste – teraz to do niej dotarło – że nie miała najmniejszego zamiaru oddawać Comstockowi pieniędzy. Powiedziała tak tylko po to, żeby przypomnieć George'owi o ich wspólnej sprawie, a on, ma się rozumieć, potraktował jej słowa poważnie.

– Boże – jęknęła, kładąc rękę na sercu, co natychmiast przykuło jego wzrok do jej piersi – masz absolutną rację. Jestem kompletnie zielona w tych sprawach. Dobrze, że zanim cokolwiek zrobiłam, przyszłam poradzić się ciebie. Dzięki temu nic złego się nie stało.

George zmrużył podejrzliwie oczy, a Janey, przerażona, że zaprzepaściła wszelkie szanse na robienie z nim interesów, spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.

– Proszę cię, George, nie gniewaj się na mnie – szepnęła. – To był tylko żart. Chciałam zobaczyć, jak zareagujesz…

Nie wyglądał na całkowicie przekonanego, ale po chwili roześmiał się w głos, jakby usłyszał doskonały dowcip.

– Jesteś jedną wielką zagadką, Janey… – Pokręcił głową.

Janey odetchnęła. Niebezpieczeństwo minęło i powrócił cały jej animusz. Wsunęła rękę pod stół i ścisnęła udo George'a.

– Ty też… – szepnęła uwodzicielsko.

Nagle do ich rozmowy wtrąciła się Wendy, która chwilowo została na lodzie, bo Mimi zajęła Seldena nieznanym jej tematem; w tej sytuacji jej oczywistą reakcją było zagarnięcie dla siebie George'a. Janey pomyślała ze złością, że Wendy należy do tych kobiet, które zawsze muszą przyciągać uwagę mężczyzn – chociaż patrząc na nią, dziwiła się, skąd u niej taki tupet.

– Rozmawiacie o interesach? – zagadnęła z zupełnie niezrozumiałym przejęciem. – Uwielbiam ten temat. Codziennie czytam „Wall Street Journal".

Janey z trudem powstrzymała wybuch śmiechu, a jednocześnie poczuła ukłucie zapiekłej zazdrości. Ona też przeglądała „Wall Street Journal" – może nie codziennie, ale przynajmniej kilka razy w tygodniu – a fakt, że to małe nic czytało jej gazetę, w jakiś sposób umniejszał jej własne zasługi, czyniąc z nich żałosne wysiłki stworzenia pozorów osoby inteligentnej. Niemniej odparła z wyższością: