Выбрать главу

– Ta oto młoda dama uosabia wszystkie cechy, których brakuje Partii Republikańskiej!

Po tych słowach rozradowany tłumek udał się do salonu na kawę.

Senator towarzyszył Janey. Salon był wytwornym pokojem, urządzonym przez Harolda w amerykańskiej odmianie stylu empire, odpowiadającej okresowi, kiedy zbudowano dom. Stały tam obite jedwabiem kanapy z nóżkami w kształcie zwierzęcych łap oraz stoliki z misternie inkrustowanymi marmurowymi blatami. Kto tam wszedł, odnosił wrażenie, jakby cofnął się w czasie; Janey nie byłaby zdziwiona, gdyby wyjrzawszy przez okno, zobaczyła powozy na Park Avenue.

W rogu salonu stał fortepian, przy którego akompaniamencie miały wystąpić dwie młode artystki operowe. Janey zajęła miejsce na długiej ławie z niebieskim obiciem i przyjęła z rąk służącej filiżankę kawy. Uśmiechnęła się do patrzącego na nią senatora, przez chwilę zastanawiając się nad tym, jak czułaby się jako jego żona – szczególnie że wedle szeroko krążących plotek miał on startować w wyborach prezydenckich. Pierwsza dama – może to by było coś dla niej?

– Proszę spocząć; panie senatorze – powiedziała. – Umieram z ciekawości, czy to, co o panu mówią, to prawda.

Senator chętnie przystał na tę propozycję.

– Większość pogłosek zawiera ziarno prawdy – zażartował – ale jeśli chce pani wiedzieć, czy będę startował…

– Miałam na myśli raczej opowieści dotyczące pańskich podbojów. – Uśmiechnęła się Janey.

W tym momencie jak spod ziemi wyrósł obok nich Selden. Janey nie miała nic przeciwko temu, żeby przyłączył się do rozmowy, ale jego zacięty, chłodny uśmiech nie był zachęcający.

– Przepraszam pana, senatorze – powiedział. – Moja żona często zabiera głos bez namysłu. – Przysiadł na brzegu kanapy i wziął Janey za rękę. – Ma też nawyk rozprawiania o rzeczach, na których kompletnie się nie zna – rzekł tonem na poły żartobliwym.

– Doprawdy? – zapytał senator, wolno cedząc słowa. – A mnie się wydaje, że pani Wilcox dorównuje inteligencją większości zebranych tu osób, a niektóre nawet przewyższa. Miała odwagę wyrazić głośno poglądy, które oni w skrytości ducha podzielają.

Selden musiał ulec.

– O ile tylko nikogo nie uraziła…

– Na pewno nie mnie. – Senator spojrzał na Janey wzrokiem pełnym współczucia. – Jeśli będzie pani miała go kiedyś dość – zwrócił się wprost do niej, ignorując Seldena – proszę pamiętać, że jestem wolny.

Roześmiali się wszyscy troje. W tym momencie zabrzmiała muzyka, kładąc kres rozmowie. Janey skłoniła lekko głowę, przywołując na twarz wyraz podziwu i uznania dla sztuki. Wewnątrz jednak gotowała się ze złości. Nagle, w jednej chwili potwierdziły się jej wszystkie podejrzenia co do protekcjonalnej postawy Seldena; ujrzała ją w tak jaskrawym świetle, że nie sposób było przymknąć na to oczu. W drodze do domu żal do męża wziął górę.

– Nie waż się więcej tego robić – syknęła. Przez chwilę Selden milczał, patrząc wprost przed siebie. Wreszcie potarł ręką podbródek i odezwał się doskonale obojętnym głosem:

– Przyniosłaś mi wstyd tym, co powiedziałaś do senatora.

– To ty narobiłeś mi wstydu swoim zachowaniem – odgryzła się.

– Czy możemy porozmawiać o tym w domu? – Wskazał głową kierowcę.

Kłótnia, która wybuchła w hotelu, była gwałtowna, lecz bardzo monotonna: Janey raz po raz oskarżała Seldena o protekcjonalność i brak szacunku, a on wciąż powtarzał, że nie wie, o co jej chodzi. Widząc, że Selden kompletnie nie liczy się z jej uczuciami, Janey wpadła w furię. Doprowadzona do ostateczności, rzuciła się na niego z pięściami. Odepchnął ją i posadził siłą na kanapie. Rozpłakała się ze złości, ale i jemu puściły nerwy. Janey po raz pierwszy widziała jego gniew i była przerażona.

– Chcesz znać prawdę? – zapytał zimnym, drżącym z wściekłości głosem. – Wstydzę się za ciebie. Co wieczór jestem świadkiem, jak wymądrzasz się na tematy, o których nie masz zielonego pojęcia, jak pouczasz ludzi, którzy górują nad tobą latami doświadczenia. Uchodzi ci to na sucho, bo jesteś piękna, ale uwierz mi, gdyby nie twoja uroda, nikt nie chciałby cię słuchać!

Janey zabrakło tchu. Po raz pierwszy słyszała takie słowa pod swoim adresem i nie wiedziała, jak zareagować. Bo czy to możliwe, żeby Selden mówił prawdę? Nigdy. Wolałaby umrzeć, niż przyznać mu rację.

– Nie słyszałeś, co powiedział senator?! – wrzasnęła. – Jestem inteligentniejsza niż większość tamtych ludzi!

– Chcesz wiedzieć, dlaczego tak powiedział? – Nachylił się do niej z szyderczym grymasem. – To polityk, specjalista od mówienia ludziom tego, co chcą usłyszeć. On ma gdzieś prawdę. Nie zauważyłaś, jak gapił się na twój dekolt? Jak łapał cię za rękę? Ja widziałem to doskonale, tak samo jak wszyscy wokół. Chciał cię przelecieć i żeby zrobić swoje, powiedziałby ci, co tylko zechcesz. A ty się dziwisz, że wstyd mi za ciebie? Dziwi cię mój brak szacunku? To ty nie masz szacunku dla nikogo oprócz samej siebie.

Selden zaczął przechadzać się nerwowo po pokoju, poklepując się po głowie; ten śmieszny odruch oznaczał u niego zdenerwowanie. Wydawało się, że z każdym ruchem ręki rośnie jego złość. W końcu podjął swoją przemowę.

– Słyszałem, jak pouczasz światowej sławy reżyserów, jak mają kręcić filmy. Słyszałem, jak mówisz producentom, kogo mają obsadzić i w jakiej roli. Udzielasz instrukcji biznesmenom, jak mają prowadzić interesy, a sama nie dokonałaś w życiu niczego…

– Więc nie mam żadnego prawa do własnego zdania, bo brak mi osiągnięć?

– Nie chodzi o osiągnięcia. – Wycelował w nią palec. – Chodzi o szacunek dla ciężkiej pracy i codziennego ryzykowania w tym pierdolonym wyścigu szczurów. – Przerwał, żeby wziąć głęboki wdech. – Swoim durnym przyjaciółeczkom możesz mówić, co chcesz, tak samo tej twojej koterii byłych kochanków, którzy ganiają za tobą jak psy. Ale moi wspólnicy, ludzie, którzy przez całe życie starają się do czegoś dojść…

– Co ty powiesz? – Zaśmiała się. – To Mimi i George, twoim zdaniem, są durni? A jeśli chodzi o moich byłych kochanków, to masz jakieś urojenia…

– Chcę ci tylko poradzić, żebyś przestała się wymądrzać przed wszystkimi. Dlaczego musisz się wybijać w każdej dyskusji? Trochę pokory ci nie zaszkodzi. Zamknij się raz na jakiś czas i zacznij słuchać, zamiast ciągle pytlować, to może się czegoś nauczysz!

Mierzyli się w milczeniu nienawistnym wzrokiem. Janey zastanawiała się, jak to możliwe, że potrafi wykazać pokorę wobec innych bogatych i wpływowych mężczyzn, ale nigdy wobec własnego męża. Nagle uświadomiła sobie, że faktycznie nie szanuje Seldena i nie potrafi powiedzieć, czy kiedykolwiek miała dla niego szacunek. Ta myśl przejęła ją takim strachem, że poczuła, iż czym prędzej musi odwrócić kota ogonem i postawić się w roli niewinnej ofiary.

– Teraz cię rozumiem. – Jej usta drżały, jakby zaraz miała się rozpłakać. – Ty nie chcesz, żebym się rozwijała. Czujesz się wtedy zagrożony. Ale ja pracuję nad sobą od lat, staram się, żeby moje życie miało jakiś głębszy sens. Jeżeli myślisz, że zgodzę się być małą szarą myszką u twojego boku, to grubo się mylisz. A skoro moje zachowanie sprawia, że tracisz grunt pod nogami, to już twoje zmartwienie. Jak śmiesz zrzucać to na mnie! – Z tymi słowami wybuchnęła płaczem i pobiegła do sypialni.

Mniej więcej po godzinie Selden położył się do łóżka i prawie natychmiast zaczął cicho chrapać. Janey udawała, że śpi, ale przez długi czas nie mogła zasnąć. Biła się z myślami; zraniona duma walczyła w niej z wrodzonym cynizmem. Duma nakazywała natychmiast rozwieść się z Seldenem, lecz cynizm podszeptywał, że za wszelką cenę należy uniknąć powrotu do życia, jakie wiodła sprzed ślubem. W końcu Janey zasnęła; obudził ją szmer wody pod prysznicem. Czuła się absolutnie wyczerpana.