Przed oczami stanęły jej targi modelek, na które przyjeżdżało po pięćset dziewczyn z całego świata, rozpaczliwie szukających pracy… Przypomniała sobie wysoko postawionych facetów ze świata mody;
każdy z nich zawsze miał jakiegoś „krewniaka" albo „kumpla", który wymyślił sobie randkę z modelką… Zobaczyła twarze agentów, gotowych obcinać pensje krnąbrnym dziewczynom, kiedy nie chciały im iść na rękę. Ten biznes ma to do siebie, że stwarza nieustanne zagrożenie dla cnoty. Najlepiej wiodło się tym, które miały taki look, jaki w danej chwili był na fali; powstawał wokół nich szum, a potem dawały się poderwać jakiemuś fotografowi, dzięki czemu miały zapewnioną pracę, a do tego protekcję podejrzanych typów, którzy kręcili się wszędzie. Te dziewczyny mogły mówić o szczęściu – po roku lub dwóch wracały do Nowego Jorku, a niektóre zostawały supermodelkami…
Były też inne dziewczyny, te, o których słuch szybko ginął; te, które podcinały sobie żyły lub trafiały do szpitala po przedawkowaniu prochów. Opowieści o takich wypadkach krążyły szeroko w światku modelek, agentów i fotografów, ale każdą z nich szybko wyciszano, a wkrótce z Nowego Jorku przychodziła przesyłka dla takiej dziewczyny, zawierająca bilet pierwszej klasy do jej rodzinnej, zabitej dechami mieściny.
Do jednego z takich incydentów, skandalu z udziałem niejakiej Donny Black, doszło już w drugim tygodniu pobytu Janey w Paryżu. Wieści dotarły do niej podczas sesji zdjęciowej bielizny firmy LaBaby, odbywającej się w studiu w Le Marais. Było to jej pierwsze zlecenie z prawdziwego zdarzenia, a materiał miał być wykorzystany w kampanii reklamowej, co oznaczało, że Janey zarobi nareszcie jakieś konkretne pieniądze. Pomysł na reklamę był taki, że zdjęcia miały przedstawiać dwie czule obejmujące się dziewczyny, uchwycone jakby na chwilę przedtem, zanim zdejmą swoją (drogą) bieliznę LaBaby i zaczną się kochać ze sobą. Partnerka Janey w tej sesji miała na imię Estella. Zupełnie przypadkowo wynajmowała mieszkanie razem z Donną Black.
Donna i Estella pochodziły z Indiany, lecz na tym podobieństwa się kończyły; ojciec Donny był lekarzem, natomiast ojciec Estelli pokątnie handlował narkotykami, a jej matka podobno była kelnerką. Jednak Estella mówiła o tym zawsze ze znaczącym błyskiem w oku, dlatego Janey doszła w końcu do wniosku, że „kelnerka" znaczy w tym wypadku „kurewka".
Estella była typowym przykładem dziewczyny, która nie ma nic do stracenia. Zawód modelki pozwolił jej w krótkim czasie zrobić karierę, o jakiej w rodzinnej Indianie mogłaby tylko marzyć, zatem wszystko traktowała jak prezent od życia. Była wyszczekana i miała poczucie humoru; poznawszy ją, matka Janey na pewno powiedziałaby, że jej córka wpadła w złe towarzystwo. Tego dnia Estella nabijała się w studiu z fotografa, który znał angielski piąte przez dziesiąte. Małpowała jego gesty, za pomocą których starał się wyjaśnić modelkom, co mają robić, a potem zapytała klienta, ile zapłaciłby im obu za jeden numerek. Gość nie speszył się wcale i odpowiedział, że „płacić kobiecie za seks to rzecz piękna". Estella i Janey dostały czkawki ze śmiechu i powtarzały ten tekst do znudzenia przez całe popołudnie, szokując fotografa i cały zespół.
Pod koniec dnia do Estelli zadzwonił Jacques Zollo. Kiedy wróciła na plan, była wstrząśnięta.
– Donna Black sprzedała kosę Antoine'owi DuBourgeyowi – oznajmiła prosto z mostu.
Antoine DuBourgey był dyrektorem firmy kosmetycznej. Jak się okazało, Donna miała z nim romans i przyłapała go w łóżku z inną modelką. Taka afera nie była w Paryżu niczym niezwykłym, niemniej z studiu zapanował chaos i zdjęcia trzeba było przełożyć na następny dzień; plotka tak pikantna wybiła całą ekipę z rytmu pracy.
Obie modelki wyszły, zabrawszy swoje rzeczy. Na schodach Janey, widząc drżące ramiona Estelli, pomyślała, że to od płaczu. Na ulicy spostrzegła jednak, że myliła się, i to grubo: Estella zanosiła się śmiechem.
– Zawsze wiedziałam, że Donnie w końcu kiedyś odwali – parsknęła, łapiąc Janey za rękę. – Wiesz, że ona nie wyrzucała pustych słoików, zupełnie jakby chciała robić przetwory?
Janey była przerażona, ale w ciągu tych kilku miesięcy spędzonych w Europie zdążyła się już nauczyć, że jej instynktowne reakcje często są źle odbierane bądź uznawane za oznakę ciasnych poglądów. Zamiast ujawnić to, co czuła, zastosowała sztuczkę, którą niedawno opanowała: przyjrzała się Estelli i wiernie powtórzyła jej zachowanie. Obie wybuchnęły zgodnym śmiechem, a Janey pomyślała, że Antoine jak mało kto zasłużył sobie na taki los.
– Myślisz, że on… nie żyje? – zapytała.
– Wątpię – odpowiedziała Estella z taką pewnością w głosie, jakby miała doświadczenie w tych sprawach. – Nie tak łatwo zabić kogoś nożem. Trzeba podciąć gardło albo dźgnąć kilkanaście razy. – Przerwała na chwilę i odgarnęła włosy. – Donna nie miałaby na to siły – dodała. – W ogóle nie ćwiczyła. Między innymi dlatego Jacques planował ją odesłać.
Spojrzały na siebie i znów się roześmiały. Prawda była taka, że modelki nie uprawiają żadnych ćwiczeń, a sylwetkę utrzymują dzięki diecie złożonej z szampana i papierosów.
– Ale teraz mam problem – ciągnęła dalej Estella. – Muszę znaleźć współlokatorkę. Donna nigdy nie pracowała, ale przynajmniej jej stary płacił za nią czynsz.
I wtedy Janey, oszołomiona faktem, że jest na ty z takimi osobistościami i rozumie ich pełen splendoru, dekadencki styl życia, zaproponowała Estelli, że chętnie z nią zamieszka.
Estella zajmowała przestronny i wysoki apartament na lewym brzegu Sekwany, w kamienicy, do której wchodziło się przez podwórze. Amfiladowy układ wnętrza wydał się Janey pozbawiony sensu – pierwszy raz widziała pokoje, czyli chambres, leżące na jednej osi – ale w porównaniu z jej dotychczasowym mieszkaniem był to i tak wielki postęp. Apartament Estelli oficjalnie wynajmowała inna modelka, która mieszkała w Paryżu przed pięcioma laty, ale zdążyła już wrócić do Nowego Jorku, gdzie pracowała obecnie jako „twarz" dużej firmy kosmetycznej. Stały w nim drogie francuskie antyki, tak przynajmniej zdawało się Janey; w rzeczywistości były to mebelki, jakie w Paryżu można dostać na każdym pchlim targu. Największe wrażenie zrobił na niej jednak mały pokój przylegający do sypialni Estelli. Ten chambre przypominał skarbiec współczesnego pirata, czy raczej piratki, pełen butów, torebek, walizek od Louisa Vuittona, kurtek, sukienek, sweterków i biżuterii – każda rzecz była markowa i wyraźnie za droga, jak na skromne zarobki modelki. Janey chłonęła te bogactwa szeroko otwartymi oczami. Czuła wręcz namacalnie, jak poszerzają się jej horyzonty, jak jej zastały świat wypełnia powiew świeżego powietrza. Skromne, surowe wychowanie, które odebrała, uczyło w zbytku widzieć grzech. Wystarczyło jej jednak rzucić okiem na łupy zgromadzone przez Estellę, aby wszystkie wartości wyniesione z dzieciństwa roztrzaskały się na kawałki niczym stłuczone lustro. Nagle zrozumiała, że sięgnęła wzrokiem na jego drugą stronę.
– Możesz pożyczać, co tylko zechcesz – rzuciła Estella, widząc osłupienie malujące się na twarzy Janey. – Tylko najpierw mnie spytaj, dobrze? Nie znoszę, jak ktoś bierze bez pytania…
– Ale skąd ty to…?
– Mój facet mi kupuje. – Estella wzruszyła ramionami. – Obsypuje mnie prezentami.
Janey nie mogła wyjść ze zdumienia. Francuzi to znani dusigrosze, dlatego są tacy wylewni; wydaje im się, że słowami nadrobią to, na co żal im franków.
– Arab – wyjaśniła Estella, gładząc palcem zamszową torebkę Chanel, obowiązkowy gadżet tego sezonu, warty, jak Janey dobrze wiedziała, nawet dwa tysiące dolarów. – Są dziewczyny, które nie lubią Arabów. Boją się ich olbrzymich fortun. Ale Arab zabierze cię w podróż i zawsze kupi, co zechcesz. Sajed ma własny jacht. W tym roku płyniemy w lecie na południe Francji. Wszyscy tam będą. Wiesz, o co chodzi – roześmiała się na widok konsternacji koleżanki – Saint-Tropez, Cap d'Antibes, Monaco… Sajed obiecał, że przedstawi mnie księciu Albertowi…