– Justin Marinelli – przedstawił się z amerykańskim akcentem.
Amerykanin nosił okulary w złotych drucianych oprawkach oraz żółty krawat. Janey zauważyła również, że z niewiadomych powodów miał na palcu obrączkę. Kiedy podawała mu rękę, nagle naszła ją wariacka myśclass="underline" rzuci mu się w ramiona, zda na jego łaskę i poprosi, żeby zabrał ją stąd, żeby odwiózł do domu. W tej chwili usłyszała głos Raszida:
– Odprowadzę pana Marinellego do wyjścia, a kiedy wrócę, pokażę paniom apartament.
Okazja minęła bezpowrotnie.
– Zaraz się porzygam – jęknęła Janey słabym głosem, chwytając się poręczy krzesła.
– Nie wygłupiaj się – powiedziała Estella, zdejmując tackę z półki i szybkimi ruchami formując kolejne cztery kreski. – Po pierwszym strzale zawsze jest nieprzyjemnie. Trzeba wtedy od razu wciągnąć drugą działkę. Zaraz poczujesz się lepiej.
Janey wzięła od niej tackę i zażyła swoją porcję.
– Spodobałaś mu się, widziałam – powiedziała Estella.
– Nawet nie podał mi ręki – mruknęła Janey.
– To najbogatszy człowiek na świecie. – Estella spojrzała na nią z niedowierzaniem. – Chyba nie sądzisz, że będzie zawracał sobie głowę takimi bzdurami. Ma inne rzeczy na głowie.
– Aż tyle, że nie może podać mi ręki?
– Posłuchaj – powiedziała Estella. – Nie możesz być przy nim taka onieśmielona. Bogaczy trzeba traktować jak zwyczajnych facetów. W tym cała sztuka, chwytasz? W skrytości ducha oni za tym przepadają, bo…
W tej chwili powrócił Raszid. Błyszczące spojrzenie jego ciemnych oczu spoczęło na nietkniętej butelce szampana. Odwrócił się i klasnął w dłonie.
– Muhammad! – zawołał.
Służący, który otworzył drzwi, zjawił się w mgnieniu oka, ale Estella była szybsza. Teatralnym gestem chwyciła butelkę, śmiejąc się:
– Bez przesady, Raszid. Ja to zrobię. Moja matka pracowała w barze. Wiesz, co to jest? To takie miejsce, dokąd ludzie przychodzą się napić.
– Wiem, co to jest bar. – Raszid zmrużył oczy.
– Ale nigdy tam nie chodzisz – powiedziała Estella przekornie, jakby mówiła do dziecka. – On nie pije, wiesz o tym? – zwróciła się do Janey, wykręcając korek, który po chwili wystrzelił. Trysnęła biała piana. Wybuchnąwszy śmiechem, Estella cofnęła się o krok, unosząc butelkę wysoko nad głową – imprezowiczka doskonała.
– Będzie szkło, Raszid, czy pijemy z gwinta?
– Z kieliszków, bardzo proszę. – Głos Raszida był bezbarwny.
Janey spojrzała na Estellę. Z żalem pomyślała, że jest to chyba najgłupsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek poznała. Nie była nawet pewna, czyją w ogóle lubi, ale doszła do wniosku, że nie jest to chyba najlepsza chwila, aby oceniać charakter koleżanki. Do tego czuła nieposkromioną chęć na alkohol. Drżącą ręką wzięła od Estelli kieliszek, łapczywie wypiła połowę zawartości, po czym dolała szampana po same brzegi. Raszid wyszedł z pokoju, a one podążyły za nim.
Zwiedzanie apartamentu było zapewne jedynie pretekstem do zaciągania dziewczyn do łóżka, ale mimo to Raszid zafundował im wykład o historii hotelu, umeblowaniu i obrazach wiszących na ścianach. Janey była wprost onieśmielona ogromem jego wiedzy; czuła, że gdyby nawet dożyła setki, to i tak nie dorównałaby mu poziomem. Jego erudycja uświadomiła jej tylko własne braki w wykształceniu, które były już raczej nie do nadrobienia. Zastanawiała się, czy naprawdę wygląda na taką głupią, jak się czuje, a Estella wciąż rzucała idiotyczne uwagi. Wywiązała się między nimi milcząca rywalizacja: na każdy durny komentarz Estelli Janey starała się odpowiedzieć inteligentnym pytaniem. Chciała się od niej odróżnić, pokazać Raszidowi, że jest inna, bystra…
Eskapada zakończyła się w olbrzymim, wyłożonym kafelkami pomieszczeniu z basenem. Raszid poinformował Janey i Estellę, że jest to jedyny we Francji basen w apartamencie hotelowym. Kafelki pochodziły z Włoch i miały dwieście lat. Scena na dnie basenu przedstawiała Posejdona. Janey nie miała zielonego pojęcia, kim był Posejdon, ale zrobiła mądrą minę, zezując na postać dzierżącą trójząb. Raszid przeprosił ją i udał się wraz z Estella na przeciwległy kraniec basenu. Po chwili rozmowy Estella skinęła głową i wróciła do Janey. Raszid nie ruszył się z miejsca. Stał blisko drzwi.
– Spodobałaś mu się. Chce ci pokazać swoją sypialnię – szepnęła Estella.
Janey drżała na myśl o tej właśnie chwili, ale kiedy już nadeszła, poczuła tylko dziwną śmiałość, jakby nagle runęły mury dzielące ją od prawdziwego życia. Uśmiechnęła się do Estelli. Do tej pory sądziła, że odmówi Raszidowi, tymczasem w zagadkowy sposób zaczęło ją to pociągać. Podeszła do niego niespiesznym, długim krokiem, a on skinął głową. Wyszli. Na korytarzu Raszid szarmanckim gestem ujął Janey pod ramię.
Zaprowadził ją do wielkiej sypialni, w której stało olbrzymich rozmiarów łoże z baldachimem. Bez słów pokazał, że ma zdjąć majtki. Janey przypomniała sobie nagle, że w gruncie rzeczy jest dziewicą; odbyła w życiu dokładnie trzy stosunki, wszystkie z amerykańskim studentem z Rutgers University, poznanym w Mediolanie. Nie było to najciekawsze przeżycie. Akt był bolesny, a do tego, zdumiewająca rzecz, nie czuła się w żaden sposób emocjonalnie związana z tym, co się działo. Za każdym razem wydawało jej się, że unosi się ponad własnym ciałem, obserwując całe zajście z oddali, znudzona i obojętna. Nie uszło to uwagi studenta. Jej oziębłość uraziła go i doprowadziła do szewskiej pasji, aż w końcu wykrzyczał jej to w twarz. Przydarzyło się to na tarasie restauracji, gdzie siedzieli, pijąc kawę. Janey nieomal spaliła się ze wstydu. Przez swój brak doświadczenia w tych sprawach uwierzyła mu i wprost zaniemówiła z przerażenia. Wstała od stolika i odeszła, a kiedy zobaczyła, że on został i nie poszedł za nią, rozpłakała się. Po chwili zastanowienia doszła jednak do wniosku, że przyczyną wszystkiego było to, że on w żaden sposób jej nie pociągał. Był obsesyjnie wręcz pedantyczny. Nieustannie mył ręce, a w kawiarni zawsze wycierał sztućce wilgotnymi chusteczkami, które specjalnie nosił w plecaku.
W tej chwili Janey czuła tę samą zagadkową obojętność. Siedziała bez majtek na łóżku, krzyżując nogi w kostkach i patrzyła, jak Raszid rozpina spodnie. Zastanawiała się beznamiętnie, jak się to odbędzie. Może zostanie związana i wzięta siłą? Nie przestraszyła się tej myśli, bo była dla niej zbyt nieprawdopodobna, szczególnie kiedy zobaczyła, jak Raszid zdejmuje angielskie bokserki i kładzie je, starannie złożone, na niskiej ławie w nogach łóżka. Zbliżył się do niej. Janey zauważyła, że ma już wzwód, a jego penis jest większy niż studenta, ciemnobrązowy i z czubkiem koloru kawy. Raszid wyciągnął ręce. Wydawało jej się, że chce ją pocałować, ale on tylko rozpiął trzy górne guziki jej bluzki. Rozchylił ją i obnażył piersi Janey. Przyjrzał się im z namysłem, ale nawet nie dotknął. Następnie podciągnął jej sukienkę i delikatnie rozchylił nogi. Janey położyła się na plecach.
Jej uwagę zwrócił baldachim, starannie plisowany i marszczony pośrodku. Janey zastanowiła się, w jaki sposób udało się splisować taką grubą tkaninę. Czuła, jak Raszid obmacuje jej srom i wkłada palce do pochwy. Usłyszała, jak powiedział: „Ciasno – bardzo ładnie", ale jakoś nie wiązała tego ze swoją osobą. W końcu położył się na niej i pchnął. Wcale nie było miło. Poczuła lekki ból i znów nie mogła zrozumieć, dlaczego wszyscy robią tyle hałasu wokół seksu; przecież Raszidowi też nie mogło to sprawiać wielkiej przyjemności. Janey zapatrzyła się w plisowany materiał, rozciągający się nad jej głową. Rozmyślała o tym, ilu ludzi nad nim pracowało i czy mogli przypuszczać, że trafi ostatecznie nad łoże bogacza, który płaci młodym kobietom za to, żeby rozłożyły przed nim nogi.