Выбрать главу

Łatwiej, ale nie lepiej. Stopniowo Jock stawał się człowie¬kiem, którym mógłby się stać wcześniej, gdyby nie padł ofiarą eksperymentów Thomasa Reilly'ego. Nie, to nieprawda. To doświadczenie zmieniło go. Nigdy już nie będzie tym żywym, radosnym chłopcem, który jako dziecko biegał po całym zam¬ku. Wszędzie go było pełno. Ale niech to, wyszedł z tej czeluści i MacDuff nie da sobie odebrać tego, że to on mu w tym pomógł.

Dobrze, a teraz trzeba sprowadzić go do domu. Musi zapom¬nieć O Sophie Dunston i jej problemach. Bóg wie, że Jack miał wystarczająco dużo własnych kłopotów.

MacDuff podniósł słuchawkę i wykręcił numer Venable'a.

– Mówi MacDuff. Chcę cię prosić o przysługę.

– Znowu? Oddałem ci przysługę, kiedy przekazałem ci prawa nad Jockiem. Nie będę znowu nadstawiał za ciebie głowy.

– To nic takiego. Potrzebne są mi pewne informacje.

Veanble chwilę milczał.

– Jeśli chodzi o Sanbome'a, wiesz, że nic nie mogę zrobić. To za duża szycha. Na niego trzeba mieć niezbite dowody. Wysłałem człowieka do Garwood. Nie znalazł żadnych powią¬zań z Sanbome'em. Fabryka plastiku, która splajtowała po roku działalności. Jeśli chodzi o Sophie Dunston, to CIA ma ją za wariatkę, która mści się na szefie za to, że ją wyrzucił.

– Jock jej wierzy.

– Myślisz, że jego mają za stabilnego psychicznie? Na miłość boską, on też był w psychiatryku. Poza tym trzy razy próbował popełnić samobójstwo.

– Nie chodzi o Sanborne'a.

– To dobrze, bo i tak nic nie mogę zrobić.

– Chcę, żebyś sprawdził człowieka, który pracuje dla was w Kolumbii. Potrzebuję informacji o nim jak najszybciej. Naj¬wyżej za kilka godzin.

– Będzie ciężko. Jestem bardzo zajęty.

– Wiem. Ale to pomoże mi sprowadzić Jocka do domu. Ty i tak nigdy nie pochwalałeś jego swobody.

– Racja – mruknął Venable. Westchnął. – Dobrze, kto to ma być?

– Cześć, Sophie.

Sophie zamarła. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła Jocka idącego w stronę samochodu.

W ręku trzymał torbę z MacDonalda.

– Przyniosłem ci cheeseburgera i frytki. Założę się, że nie jadłaś śniadania. Siedzisz tu już od kilku godzin.

– Skąd wiesz? – zdziwiła się. Odblokowała zamek, otworzy¬ła drzwi i wzięła cheeseburgera. – Śledziłeś mnie?

– Ja nie. Royd. Przekazał mi pieczę nad tobą. Powiedział, że ma do załatwienia sprawy, ale wydaje mi się, że po prostu chciał, żebym załagodził sytuację.

– Drań – mruknęła i ugryzła kanapkę. – Ten człowiek jest zimny jak lód.

– Nie. Wręcz odwrotnie. Jest raczej jak ogień. Frytkę?

Wzięła jedną..

– Bronisz go?

– Nie, tłumaczę. Nie marnowałbym śliny, gdybym nie wierzył, że powinnaś go zrozumieć.

– Dlaczego?

– Myślę, że wiesz. Jesteś zła, ale zdajesz sobie sprawę, że Royd mógłby ci pomóc.

– I powinnam mu ufać? Skinął głową.

– MacDuff uważa, że tak.

– Słucham?

– Poprosiłem, żeby sprawdził, jakie zadanie Royd wykony- wał ostatnio w Kolumbii.

– I?

– Znajomy z CIA skontaktował się z Ralphem Soldono, człowiekiem, który ma do cżynienia z Roydem w Kolumbii. Soldono jest pod wrażeniem Royda. Uważa go za wojskowego supermana. Pracuje sam albo z kilkoma jego Ludźmi.

– Co robi?

– Wszystko. Od odbijania ludzi z rąk buntowników do eliminowania szczególnie niebezpiecznych grup bandyckich. Jest szybki, bystry i nigdy się nie poddaje.

– Zdążyłam się zorientować.

– Soldono powiedział też, że Royd nigdy się nie wycofuje z roboty, bez względu na to, jak trudna się staje. I dotrzymuje słowa – dodał po chwili milczenia. – To chyba jest dla ciebie ważne?

– Tak. Powiedział, że nie zabije mnie ani Michaela i że REM-4 zostanie zniszczony. Mam mu wierzyć?

Uśmiechnął się.

– Za dobrze cię znam, żeby próbować wpływać na twoje decyzje. Mogę ci tylko dostarczyć potrzebne informacje i zo¬stawić do oceny. Soldono uważa, że można na Roydzie polegać. Ale ten facet nie jest ani grzeczny, ani subtelny. Może też narażać twoje życie. Sama musisz zdecydować, czy chcesz zaryzykować. Na pewno też nieraz zachowa się niestosownie.

– O, tak – potwierdziła Sophie, przypominając sobie dwa stryczki obok ekspresu do kawy.

Jock przyglądał się jej uważnie.

– Ale skłaniasz się ku niemu?

– Wiesz, że chciałam włamać się do zakładu i zniszczyć wszystkie informacje o REM-4. Nie mogłam. Royd ma w za¬kładzie swojego człowieka, który wie więcej ode mnie. Pewnie dużo więcej. Mówi, że chce się mną posłużyć. Pozwolę mu spróbować. Może ostatecznie to ja się nim posłużę. – Spojrzała na Jocka. – Ale ty nie masz tu już nic do roboty. Jedź do domu.

– Ciągle to słyszę. I może, jeśli spodoba mi się plan Royda, wrócę na jakiś czas. Zobaczę. Powiedziałaś coś Michaelowi? – Nie, obudziłam go późno i potraktowałam to jako wymów¬kę, żeby odwieźć go do szkoły.

– To nie będzie trwało długo. On…

– Wiem – przerwała mu. – Ale dopóki nie muszę, nic mu nie powiem. Nie chcę, żeby miewał jeszcze gorsze koszmary.

Skinął głową.

– Po prostu przygotuj się na to. – Otworzył drzwi. – Wracam do swojego samochodu. Muszę zadzwonić w kilka miejsc. Jeśli chcesz, zostanę i odbiorę Michaela.

– Nie, po lekcjach ma trening. Zabiorę go do Chuck E. Cheese w drodze do domu.

– Jechać z wami?

– Nie. Muszę coś jeszcze zrobić.

– Posiedzę tu chwilę. I obiecuję, że do końca dnia nie będziemy cię śledzić. Ani Royd, anija. Zadzwoń, jeśli zmienisz zdanie i będziesz chciała towarzystwa.

Popatrzyła, jak odchodzi. Wołałaby, żeby to Jock z nią został, nie Royd. Wolała też zmienić zdanie. Ale Royd był na tropie, a Jock musiał wracać do Szkocji. Na razie musiała zaufać temu draniowi.

Rozdział 6

– Co się dzieje, mamo? – zaniepokoił się Michael, patrząc przez okno samochodu. – Coś się stało?

Sophie zacisnęła ręce na kierownicy. Chociaż podczas obia¬du Michael milczał, spodziewała się, że zada to pytanie.

– Co masz na myśli?

– Martwisz się czymś. Najpierw myślałem, że chodzi omnie, ale to chyba coś więcej, prawda?

Powinna była wiedzieć, że Michael wyczuje jej niepokój. Po tym wszystkim, co przeszedł, stał się wrażliwy na takie sprawy. Czasami zastanawiała się, jak mu się udaje pozostać normal¬nym chłopcem.

– To nic takiego. Praca.

– Szczerze?

Zawahała się. Chciała go chronić, ale czy ukrywanie prawdy było najlepszym rozwiązaniem? Sprawy się komplikowały i może się zdarzyć, że wkrótce Michael będzie musiał stanąć twarzą w twarz z całą tą ohydą.

– Nie musisz się niczym martwić, przynajmniej na razie. l nie chodzi o pracę.

Michael chwilę milczał.

– Chodzi o dziadka?

Sophie zagryzła wargi. To był pierwszy raz, kiedy wspomniał jej ojca od czasu tego tragicznego popołudnia na pomoście.

– Częściowo. Może się okazać, że będę musiała najakiś czas odesłać cię do taty.

Chłopak energicznie potrząsnął głową.

– Nie zgodzi się.

– Zgodzi się. On cię kocha.

– Dziwnie się przy mnie zachowuje. Zawsze czuje ulgę, kiedy wyjeżdżam.

– Może myśli, że ty nie lubisz z nim przebywać. Powinniście pogadać.

Znowu potrząsnął głową.

– Nie będzie chciał, żebym u niego został. Zresztą i tak bym do niego nie pojechał. Jeśli masz kłopoty, zostanę z tobą.

Wzięła głęboki oddech.