Выбрать главу

Michael wreszcie uwolnił z uścisku jej rękę. Zasnął?

Ułożyła się w fotelu. Była zmęczona, ale nie mogła zamknąć oczu. Odpocznie, jak Michael będzie w samolocie. Powinna zadzwonić i upewnić się, że MacDuff ma właściwy monitor. I tak powinna z nim porozmawiać. Ufała Jockowi, ale nie była pewna MacDuffa.

– Mamo? – powiedział sennie Michael. – Przestać cierpieć…

– Nic mi nie jest, kochanie – szepnęła miękko.

– To nieprawda. Czuję to. Cierpisz. To nie twoja wina…

Usnął.

Nachyliła się nad nim i pocałowała go delikatnie w czoło, zanim opadła z powrotem na fotel.

Rozdział 7

Royd obserwował, jak ociągając się, Michael wchodzi z Joclciem do prywatnego samolotu.

– Zaraz dostanie histerii – powiedział cicho.

Dobry Boże, miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Przez całą drogę na lotnisko milczał, ale to do niego podobne.

– Może nie. Jock był bardzo przekonujący.

– Dostanie histerii – powtórzył Royd. – Przygotuj się na to. Jak może przygotować się na…

Nagle Michael odwrócił się, zbiegł po schodkach i zaczął biec po płycie lotniska. Po chwili rzucił się jej w ramiona.

– Nie chcę jechać – wyszeptał. – Nie powinienem. Nie powiniem.

Przytuliła go mocno do siebie.

– Będzie dobrze – powiedziała niepewnie. – Nie prosiłabym, żebyś jechał, gdybym nie wierzyła, że to najlepsze wyjście.

Przez chwilę się nie odzywał. Jego oczy zaszły łzami.

– Obiecujesz, że będziesz o siebie dbała? Obiecujesz, że nic ci się nie stanie?

– Obiecuję. – Uśmiechnęła się. – Royd też ci to obiecał. Chcesz, żebyśmy spisali umowę?

Potrząsnął głową.

– Ale zawsze coś się może zdarzyć. Coś zupełnie niespodziewanego.

– Nie mnie. – Spojrzała mu w oczy. – Chcesz się wycofać?

Znowu potrząsnął głową.

– Nie zrobiłbym tego. Chciałbym zostać, ale Jock mówi, że beze mnie będziesz bezpieczniejsza.

– Ma rację.

– W takim razie pojadę. – Przytulił się do niej raz jeszcze, po czym odwrócił się do Royda. – Dbaj o nią. Słyszysz? Jeśli pozwolisz, żeby jej się coś stało, będziesz miał ze mną do czynienia.

Zanim Royd zdążył odpowiedzieć, Michael ruszył biegiem w stronę samolotu, gdzie czekał na niego Jock. Chwilę później drzwi do samolotu zamknęły się za nimi.

Royd zaśmiał się.

– Marny mój los. Mówił całkiem serio. Czuję, że między twoim synem a mną zawiązuje się pewne porozumienie.

– Och, zamknij się! – Otarła łzy, obserwując samolot na pasie startowym. Coś w środku rozdzierało jej serce na pół. Powiedziała Michaelowi, że tak będzie najlepiej. Dzisiaj rano rozmawiała z MacDuffem, który obiecał zatroszczyć się o jej syna. Ale to nie przyniosło jej ulgi. Odprowadziła startujący samolot wzrokiem i odwróciła się do Royda. – Chodźmy stąd.

Kiedy byli już na parkingu, zapytała:

– Rozmawiałeś ze swoim znajomym, Kellym?

– Wczoraj wieczorem nie mogłem go złapać. Mówił, że skontaktuje się ze mną, dopiero kiedy będzie bezpiecznie. Jeżeli Sanborne jest zajęty wyeliminowaniem każdego, kto jest zwią¬zany z REM-4, zdobycie tych akt musi graniczyć z cudem.

– Czy to znaczy, że nie będziesz próbował tego zrobić?

– Nie bądź głupia – powiedział chłodno. – To znaczy, że poczekam, dopóki nie będę miał jakiegoś pewniaka.

– A jeśli go nie zdobędziesz? Jeśli uda mu się uciec z tymi aktami i osiąść za granicą?

Otworzył jej drzwi do samochodu.

– Wtedy go odnajdę i wysadzę cały ten interes w powietrze. Ani ton jego głosu, ani wyraz twarzy nie zdradzały żadnych emocji, mimo to czuła bijącą od niego siłę. Była ona niemalże namacalna. Sophie wzięła głęboki oddech i zmieniła temat.

– Dokąd jedziemy? Z powrotem do motelu?

Pokręcił głową.

– Wyjeżdżamy z miasta. Zarezerwowałem miejsca w mote¬iu,jakieś czterdzieści mil stąd. Nie mogę ryzykować, że ktoś cię I,obaczy i rozpozna. Zgodnie z wczorajszymi wiadomościami, ty i Michael zostaliście uznani za zmarłych. Chciałbym, żeby wszyscy jak naj dłużej tak myśleli.

– Pewnie nie mogę dać znać mojemu byłemu mężowi, że jego syn żyje?

– Nie.

O tym nie pomyślała.

– To będzie dla niego ciężkie. On kocha Michaela.

– Trudna sprawa – przytaknął, kiedy wyjeżdżali z parkingu. – A co z tobą? Ciebie też wciąż kocha?

– Ożenił się powtórnie.

– Nie o to pytałem.

Wzruszyła ramionami.

– Mam z nim dziecko. Skąd mogę wiedzieć, ile zostało w nim z dawnego uczucia?

– A ty?

Spojrzała na niego, ale on nie odrywał wzroku od drogi.

– Słucham?

– Czujesz coś do niego?

– To nie twoja sprawa. Dlaczego chcesz to wiedzieć?

Przez chwilę się nie odzywał.

– Może szukam potencjalnego słabego punktu.

– A robisz to?

– Nie.

– A więc ciekawość?

Wzruszył ramionami.

– Może. Nie wiem.

– Do diabła z twoją ciekawością. Wszystko, co powinieneś wiedzieć, to to, że nie pobiegnę do Dave'a, żeby mu powie¬dzieć, że Michael i ja żyjemy. – Oparła głowę o siedzenie i zamknęła oczy – Męczy mnie ta rozmowa. Obudź mnie, kiedy dojedziemy na miejsce.

Pokój w Holiday Inn Express był czysty i spartańsko umeblowany, ale miał kilka udogodnień, których brakowało motelowi, w którym zatrzymali się zeszłej nocy.

Royd rozejrzał się po wnętrzu i wręczył Sophie klucze.

– Będę w pokoju obok. – Uśmiechnął się. – Michael byłby wściekły, gdybym nie był w pobliżu.

Sophie rzuciła torebkę na łóżko.

– Potrzebne mi są jakieś ubrania. Wszystko zostało w domu.

– Pojdę coś kupić. – Obrzucił ją uważnym wzrokiem. – Szóstka?

– Ósemka. Buty siódemka. I potrzebny mi laptop. Pójdę wziąć prysznic, a potem się zdrzemnę. – Ruszyła w kierunku łazienki. – Sprawdzisz, czy są jakieś wiadomości o naszej wczorajszej śmierci?

– Co tylko każesz.

– Cudownie. Kto by pomyślał, że zniszczyłeś cały dorobek mojego życia.

– Obiecuję ci, że zwrócę wszystko, co miało jakąś wartość.

– Nie możesz tego zrobić. Nie dbam o meble i sprzęty, ale o rodzinne fotografie, ulubione zabawki mojego syna.

– Tego ci nie zwrócę – przyznał cicho. – O tym nie pomyślałem. Dorastałem w ośmiu różnych rodzinach zastępczych i nikt nigdy nie zrobił mi zdjęcia do albumu. Postaram się jednak wynagrodzić to Michaelowi. Tylko ty będziesz mogła ocenić, czy czas, który dla was zdobyłem, był wart tego, co ci odebrałem.

Oczywiście, że był tego wart. Michael leciał właśnie w bezpieczne miejsce.

– Zrobiłeś to, co uznałeś za słuszne.

– Tak. Ale to nie znaczy, że zrobiłem to w najlepszy z możliwych sposobów. Nie jestem doskonały… W drodze powrotnej wstąpię po chińszczyznę. Zamknę drzwi. Nie otwieraj nikomu, dopóki nie wrócę.

Drzwi za nim zamknęły się.

Nie otwieraj nikomu, dopóki nie wrócę·

Rzucił te słowa, jakby od niechcenia, ale ona poczuła ich ciężar. Wciąż była celem, a to się Roydowi podobało. Dlaczego już się nie bała? Była zmęczona, na skraju wyczerpania, ale się nie bała. Może dlatego, że Michaelowi nie groziło już niebezpieczeństwo? Teraz, kiedy już nie musiała się o niego martwić, mogła stawić czoło wszystkiemu.

Weszła pod prysznic i odkręciła ciepłą wodę. Stała tak przez chwilę. Michael będzie bezpieczny. Nikt by się nim lepiej nie zaopiekował niż Jock.

Poza Roydem.

Skąd to jej przyszło do głowy? Royd symbolizował przemoc i niebezpieczeństwo. Nie było w nim krzty łagodności, tego, co miał Jock. Był bezwzględny i miał w sobie tyle delikatności co rozjuszony nosorożec.