– Może próbuję uśpić twoją czujność, żeby móc się na ciebie rzucić.
Spojrzała na niego uważnie. – A robisz to?
Wzruszył ramionami.
– A może dlatego, że wreszcie zadzwonił do mnie Kelly i wiem już, że jest bezpieczny? Myślisz, że jestem bezdusznym sukinsynem, ale nie chciałbym, żeby mu się coś stało, w końcu ja go tam posłałem.
– Ale to zrobiłeś.
– Tak. – Spojrzał na nią znad kieliszka. – Tak, jak posłałbym ciebie.
– To już sobie wyjaśniliśmy. Co powiedział Kelly?
– Że nie znalazł żadnych akt, ale wciąż próbuje. Zadzwoni wieczorem.
– Może nie ma ich w archiwach. Może Sanborne trzyma je w domu.
– Może. Ale jestem pewien, że trzymałby je w miejscu, które jest znakomicie strzeżone, a to jest właśnie zakład.
– Może są w jakimś sejfie?
– Jeśli Kelly będzie miał wystarczająco dużo czasu, jesl w stanie otworzyć każdy sejf.
Przypomniała sobie, jak łatwo Royd poradził sobie z zam kami w jej domu.
– Co za zbieg okoliczności! Nawet jeśli Kelly go znajdzie, może nie rozpoznać dysku z aktami – powiedziała cicho. – Chy¬ba że jest dobry z chemii. Sanborne opisał wszystkie wrażliwe dyski kodami. A formuła jest bardzo skomplikowana. Kelly będzie potrzebował pomocy.
– Co masz na myśli?
– Czy Kelly może mnie wprowadzić do zakładu?
Royd osłupiał.
– Nie mam mowy – powiedział wreszcie.
– Nie może mnie wprowadzić czy nie chcesz, żebym to zrobiła?
– I jedno i drugie.
– Zapytaj go, czy mógłby to zrobić.
Wymamrotał jakieś przekleństwo.
– Masz zamiar wejść do paszczy lwa teraz, kiedy usiłujemy się ukryć, żeby nie mógł poderżnąć ci gardła?
– Potrzebny jest nam dysk. Musimy go zdobyć, wiesz o tym.
– I zdobędę go.
– Może ci zabraknąć czasu. Sam mówiłeś, że będzie trudniej, jak przeniosą cały zakład za granicę.
– Nie – oświadczył głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Kelly to zrobi.
– Spytaj go, jak mogę się tam dostać. On zapewne wie dokładnie, gdzie są rozmieszczone kamery, skoro pracuje w po¬mieszczeniu, w którym znajdują się wszystkie monitory.
– Tak, ale nawet jeśli dostaniesz się do środka, pewne miejs¬ca są zastrzeżone i możesz się do nich dostać jedynie dzięki odciskom palców.
– Wiem. Ale Kelly jakoś sobie poradził, skoro zdobył te informacje o mnie.
– Zamienił w komputerze swoje odciski z odciskami jed¬nego z naukowców, który był właśnie na urlopie.
– Skoro raz to zrobił, to może i drugi. Może wymyśli coś innego. Zapytaj go.
– Nie jesteś nam tam potrzebna. Możesz wypisać nam sposoby Sanbome'a na kodowanie na kartce.
Milczała.
– Sophie, powinniśmy współpracować – przypomniał.
– Chyba że to ty chcesz pracować na własną rękę – powiedziała sucho. – Nie zawahałbyś się nawet minuty, gdybyś musiał zostawić mnie na lodzie.
Teraz on przez chwilę się zastanowił.
– Może. Ale czy to ma jakieś znaczenie, jeśli robota będzie wykonana?
– Ma. Kluczowe słowo w zdaniu, które wypowiedziałeś, to "jeśli". Zbyt dużo poniosłam wyrzeczeń, żeby teraz po prostu oddać ci pole. – Skończyła jeść i podniosła do ust kieliszek. – Chcę działać. Chcę, żeby mój syn wrócił.
Przyglądał jej się dłuższą chwilę, wreszcie powiedział:
– Zapytam go. Masz rację, dlaczego miałbym cię powstrzymywać? Zdaje się, że po prostu chcesz zginąć.
– Kiedy do niego zadzwonisz?
– Teraz. – Wstał i wyciągnął telefon. – Napij się jeszcze. Wyjdę na chwilę na zewnątrz. Potrzebuję trochę świeżego powietrza.
– Co takiego chcesz mu powiedzieć, czego ja nie powinnam usłyszeć?
– Chcę go zapytać, jakie masz szansę, kiedy już cię tam wprowadzi. Ale, jeśli nie spodoba mi się to, co powie, nigdzie nie pojedziesz.
Drzwi za nim zamknęły się.
Sophie przez kilka minut siedziała nieruchomo, po czym wstała i podeszła do okna. Royd przechadzał się w tę i z powrotem po parkingu, rozmawiając przez telefon. Nie spodziewała się, że tak zareaguje. Liczyła na to, że dotrzyma danej obietnicy, że nic jej się nie stanie, ale jego reakcja na jej pomysł pójścia do zakładu była dziwnie gwałtowna. Może nie znała go tak dobrze, jak jej się wydawało. Może jego determinacja, żeby dopaść Sanborne'a i Bocha, przesłoniła inne aspekty jego osobowości. Ale im dłużej z nim przebywała, tym więcej niuansów dostrzegała w jego osobowości.
Na przykład pożądanie. Nie, tym nie była zaskoczona. Bardziej zdziwiona była tym, że martwił się o bezpieczeństwo swojego człowieka, Kelly'ego.
Royd wciąż. rozmawiał, a ona się niecierpliwiła. Chciała, żeby już wrócił. Nie podobało jej się to, że nie panuje nad sytuacją. Cóż, jedno mogła w tej chwili zrobić. Podeszła do biurka, na którym leżała jej torebka, i wyjęła z niej telefon komórkowy.
Zanim zdążyła wykręcić numer, telefon zadzwonił.
– Też cię kocham. Dbaj o siebie. – Rozłączyła się i odwróciła w stronę drzwi, Royd stał w progu – Znowu dzwonił Dave. Myślałam, że… – urwała, kiedy zobaczyła wyraz twarzy Royda, kiedy zamykał za sobą drzwi i ruszył w jej stronę. – Co, u diabła…
Podszedł do niej, miotając przekleństwa i chwycił za ramiona. – Jesteś skończoną idiotką. Mówiłem ci…
– Zabierz ode mnie te ręce!
– Ciesz się, że są to moje ręce, nie Sanborne'a. Do cholery, zobaczysz, on wyciśnie z ciebie to życie, które tak narażasz. Musiałaś zaryzykować, bo wciąż masz słabość do byłego kochanka. Może nawet nie byłego. Dlaczego nie mogłaś po prostu raz mnie posłuchać…
– Zabieraj te ręce – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Albo zrobię z ciebie eunucha.
– Spróbuj – powiedział i zacisnął mocniej palce na jej ramionach. – Walcz ze mną. Chcę, żeby cię zabolało.
– A więc ci się udaje. Mam siniaki. Zadowolony?
– Dlaczego nie miałbym być… – zaczął, gniew zniknął zjego twarzy. – Nie. – Uwolniłją z uścisku. – Nie jestem zadowolony. – Odsunął się od niej. – Nie powinienem był… Ale do cholery! Nie powinnaś była odbierać telefonu od Edmundsa.
– Nie odebrałam – burknęła. – Nie powiedziałam, że odebrałam. Powiedziałam, że dzwonił. Nie dałeś mi dokończyć zdania. Dzwonił wczoraj wieczorem, zostawił wiadomość. Dzisiaj znowu. Zdziwił mnie jego upór, biorąc pod uwagę, że powinien uznać mnie za nieżywą.
– A więc z kim rozmawiałaś?
– A jak myślisz? Z Michaelem. Właśnie dotarli do MacDuff's Run.
– Och! Zachowałem się jak dureń – mruknął po chwili.
– Idiota. Nie odebrałam jego telefonu nie dlatego, że mi kazałeś, ale dlatego, że uznałam, że tak będzie lepiej. – Spojrzała na niego. – I nie waż się podnosić znowu na mnie ręki.
– Nie zrobię tego więcej. Postraszyłaś mnie – dodał chytrze.
– To dobrze.
– Przepraszam, że na chwilę straciłem panowanie nad sobą.
– To było więcej niż na chwilę, i nie przyjmuję twoich przeprosin.
– Więc będę ci musiał to jakoś wynagrodzić. Może przestaniesz o tym na chwilę myśleć, jeśli ci powiem, że Kelly mógłby wyłączyć kamery na jakieś dwanaście minut.
Zmarszczyła brwi.
– Tylko dwanaście?
– Nie wystarczy, żeby zlokalizować sejf, zabrać dysk i uciec.
– Może wystarczyć.
– To zbyt ryzykowane. Odwołujemy to.
– Ani mi się śni. Muszę się zastanowić.
Przez chwilę oboje milczeli, wreszcie odezwał się Royd:
– Mamy czas do jutra, Kelly musi mieć czas na ustawienie przerwy w dostawie prądu.
– Jeśli Kelly jest tak dobry w otwieraniu sejfów, jak mi mówiłeś, to może nam się udać. Dotarcie do sejfu nie zabierze mi dużo czasu. Wszystkie dyski Sanborne'a byłabym w stanie rozpoznać w mgnieniu oka. Ale dwanaście minut… pomyślę jeszcze. – Ruszyła w kierunku drzwi łączących pokój Roda z jej pokojem. – Dobranoc.