Выбрать главу

– Dwadzieścia metrów stąd jest magazyn – szepnął Royd.

– Nie wiem, czy nie jest zamknięty. Schowamy się najpierw za tam tymi beczkami, potem ruszymy na tył magazynu.

Skinęła głową.

– A więc ruszajmy.

Spojrzał na nią i uśmiechnął się.

– Już. Pilnuj się z tyłu.

Po chwili wyczołgał się spod ciężarówki i skierował się w stronę magazynu.

Sophie rzuciła szybkie spojrzenie na drugą ciężarówkę i po¬dążyła za nim.

Dwadzieścia metrów? Było chyba ponad sto. W każdej chwi¬li spodziewała się, że usłyszy za sobą krzyk. Dobiegła do beczek i przykucnęła. Royd był już przy magazynie. W następnej chwili zniknął jej z pola widzenia. No tak. Rzeczywiście musia¬ła się sama pilnować. Zgięła się wpół i pobiegła w stronę magazynu.

– Nieźle. – Royd czekał na nią za rogiem. – Teraz poczekaj tu, podejdę bliżej statku. Jak tylko wrócę, zmywamy się stąd.

Ogarnęła ją panika.

– Dlaczego tam idziesz?

– Wszystko działo się tak szybko, że nie zauważyłem nazwy statku.

– Ja zauważyłam. "Constanza". Spojrzał na nią zaskoczony.

– Jesteś pewna?

Jasne. Zobaczyłam nazwę, gdy tylko wyskoczyliśmy z ciꬿarówki. Czy w takim razie możemy się zmyć stąd teraz?

– Szybko i bardzo ostrożnie.

Po czterech godzinach byli już w motelu. Najpierw taksówka na lotnisko, żeby wynająć samochód, a potem dwugodzinna jazda do motelu.

Sophie była nieprzytomna, kiedy stanęli przed drzwiami.

Royd przekręcił klucz w zamku.

– "Constanza". Muszę sprawdzić tę "Constanzę" na moim komputerze. Pewnie bandera portugalska, powinien…

– Daj sobie kilka godzin odpoczynku – powiedział Royd, otwierając drzwi na oścież. – W przeciwnym razie możesz zasnąć przed komputerem.

– Nie zasnę. Kierowca wspomniał coś o kadziach, co mógł mieć na myśli? – Poszła w stronę drzwi swojego pokoju. – Wez¬mę prysznic, może się wtedy rozbudzę. Muszę… – Urwała, kiedy zobaczyła swoje odbicie w lustrze nad łóżkiem. – Dobry Boże, wyglądam, jakbym przeżyła tornado. – Dotknęła poli¬czka, na którym miała ślady smaru. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Poza tym, dlaczego ty się tak nie wybrudziłeś?

– Byłem brudny. Chyba byłaś bardzo spięta w drodze po¬wrotnej, bo nie zauważyłaś, że na lotnisku, zanim poszedłem wypożyczyć samochód, umyłem się w łazience.

Spięta to delikatnie powiedziane. Była wyczerpana i wciąż przerażona. Nie zauważyłaby nawet, gdyby stanął wtedy przed nią nagi. Potrząsnęła głową.

– Dziwię się, że taksówkarz nas w ogóle wpuścił do samo¬chodu.

– Oni nie przejmują się wyglądem pasażerów, poza tym dostał suty napiwek. Właściwie, to dobrze, że byłaś tak brudna, dzięki temu byłaś prawie nie do rozpoznania. Teraz pozwól, że to ja usiądę przy twoim komputerze i poszukam informacji o "Constanzy", a ty weź prysznic. Oszczędzimy w ten sposób trochę czasu.

Skinęła głową.

– Laptop jest w mojej torbie. Zaraz do ciebie dołączę•

– Nie śpiesz się. – Podszedł do torby i rozsunął suwak. "Constanza" nie odpłynie, póki nie przetransportują na nią wszystkich potrzebnych rzeczy z zakładu.

– Ale chcę wiedzieć. – Wyjęła z torby koszulę nocną i skie¬rowała się do łazienki. – Chcę znać plany Sanborne'a.

– Myślisz, że ja nie? – powiedział, otwierając laptopa. – Nie slynę z cierpliwości.

_ Doprawdy? Nigdy bym nie powiedziała – odparła z przekąsem.

Zamknęła za sobą drzwi łazienki i zaczęła się rozbierać.

Kiedy będzie czysta, poczuje się lepiej. Dzisiejsza wyprawa nie hyła totalna klapą. Co prawda nie znalazła dysku z REM-4, ale miała kopię innego, który był ważny dla Sanborne'a. Nie złapa¬llO ich, nie są ranni. Znają też nazwę statku, na który Sanborne załadowuje wszystkie rzeczy z zakładu.

Weszła pod prysznic i odkręciła ciepłą wodę. Co mógł robić Icraz Michael? Była prawie czwarta nad ranem, to znaczy, że u niego była dziewiąta rano. Dzwoniła do niego wczoraj, takjak obiecała. Wydawał się zadowolony, a nawet podekscytowany. Powiedział, że poprzedniej nocy miał atak, ale MacDuff się nim zajął. Boże, miała nadzieję, że był szczęśliwy. Przynajmniej nie groziło mu niebezpieczeństwo, a to najważniejsze.

Trzymaj się, Michael. Staram się z całych sił, żebyś mógł wrócić do domu.

Royd podniósł głowę, kiedy dziesięć minut później wyszła z łazienki.

– Podejdź tu. Musisz coś zobaczyć.

– "Constanza"? – zbliżyła się szybko do biurka. – Znalazłeś coś?

Zaprzeczył ruchem głowy.

_ Chciałem najpierw sprawdzić wiadomości. Policja ogłosi¬la, że w twoim domu nie znaleziono ciał i że oficjalnie zostałaś uznana za zaginioną.

Zmarszczyła czoło.

– Stare informacje. Powiedziałeś mi wcześniej, że doszłajul, do tego straż pożarna. Dlaczego zachowujesz się, jakby…

– Nie spodziewaliśmy się, że może się stać to, o czym pisZlI w kolejnym akapicie. Czytaj dalej.

– O czym ty mówisz? Nie widzę nic, co… O Boże! – Spoj¬rzała na niego przerażona. – Dave? – wyszeptała. – Dav" nie żyje?

– Na to wygląda. Sprawdziłem dzienniki. Znaleziono jego ciało wczoraj po południu w rowie za miastem.

Patrzyła z niedowierzaniem.

– Zastrzelony. Zabójca nieznany.

– Policja ma swoje typy.

Potrząsnęła głową.

– Mnie? Szukają mnie. Myślą, że ja to zrobiłam. – Opadła na łóżko. – Mój Boże.

– To się składa dla nich w jedną całość. Wysadziłaś swój dom i liczysz na to, że wszyscy uznają cię za martwą. Po czym mordujesz swojego byłego męża.

– Przecież musiałabym się spodziewać, że odkryją, że nie zginęłam w wybuchu.

– Pamiętaj, że policja uważa cię za osobę niestabilną psychi¬czme.

– Ale dlaczego miałabym zabijać Dave'a?

– Często po rozwodzie ludzie się kłócą. Wy się nie kłóciliście?

– Oczywiście, że tak. Ale nigdy bym… – Zaczęła się cała trząść. – Na miłość boską, on był moim kochankiem. Urodziłam mu dziecko.

– Ale on, po rozwodzie, ożenił się z inną kobietą, kiedy straciłaś rozum.

– Nie straciłam rozumu – powiedziała przez zęby. – Nigdy by mnie nie wypuścili, gdybym była niespełna rozumu.

– Nie? Jest mnóstwo opowieści o przedwczesnych zwol¬nieniach, które kończą się zabójstwami.

– Zamknij się.

– Bawię się tylko w adwokata diabła. Pisali, że żona Edmundsa zeznała, że wyszedł z domu po otrzymaniu teleronu. Był bardzo podekscytowany, ale nie chciał powiedzieć, o co l•hodzi. Naturalne by było, że nie chciał powiedzieć żonie, że idzie się spotkać z byłą małżonką.

– Jean nie była o mnie zazdrosna.

_ Dlaczego nie miałaby być? Jesteś piękna, mądra i jesteś matką Michaela.

– Ona po prostu… Była kobietą stworzoną dla Dave i wie¬działa o tym. Chciała być gospodynią domową i wspierać swojego męża. Wiedziała, że nie jestem dla niej zagrożeniem, i.c chcę tylko dobra Michaela.

– Myślę, że ta kobieta teraz zastanawia się nad tym wszystkim. Pogrążona w smutku wdowa zawsze szuka zemsty.

_ Przestaniesz wreszcie? – Podniosła drżącą rękę do czoła. Muszę pomyśleć.

– Staram ci się pomóc. Cała się trzęsiesz i… – Urwał. – Pewnie sama opłakujesz tego drania.

– On nie był draniem – obruszyła się Sophie. – Miał wady, jak każdy…

– Dobrze, dobrze. – Royd zamknął laptopa z dziwną gwał¬townością. – Co ja tam mogę wiedzieć? Ale ja nie zostawiłbym partnerki, gdyby miała kłopoty. Z tego, co ludzie mówią, węzły małżeńskie powinny być jeszcze silniejsze. Powinien być cały czas przy tobie.