Выбрать главу

Dlaczego tak mu zależało na tym, żeby jej pomóc? Jej ból obchodził go o tyle, żeby mogła funkcjonować.

Bzdura. To ona go obchodziła. Coraz bardziej się do niej zbliżał. Obserwowałją, rozmawiał z nią, widział jej strach i akty odwagi. Chciał utrzymać między nimi dystans, ale nie potrafił.

Seks.

Och, tak, zdecydowanie. Jego pobudzenie w tym momencie było na to dowodem. Nie było mu łatwo leżeć tu teraz obok niej. Dlaczego? Należał do mężczyzn, którzy mogli mieć każdą kobietę, a Sophie była teraz taka bezbronna. Mógłby sprawić, żeby tego zapragnęła. Potrafił to robić. Sophie była silną kobietą i w ogóle o niego nie dbała. Nie obraziłaby się za przygodę na jedną noc.

Jeśli byłaby to krótkotrwała przygoda. Nie był pewien, czy to by mu wystarczyło.

Przestań o tym myśleć, przywołał się do porządku. Obiecał jej, że jej nie tknie, co było jeszcze bardziej…

Sophie poruszyła się i jęknęła. Cholera.

Spojrzał na nią. Wyglądała jak bezbronne dziecko.

Do diabła, przecież nie była dzieckiem. Była kobietą, która miała dziecko i przez ostatnie lata przeszła piekło. Seks by ją rozluźnił. To nie musiałoby być…

Przestań, żachnął się w duchu. To się nie stanie. Obietnica. Pachniała cytrusami. Mydłem.

Spokojnie. Powinien pomyśleć o czymś innym. Nie był prze¬cież dzieckiem. Może nie był przyzwyczajony do powstrzymy¬wania pożądania, ale na pewno potrafił to zrobić.

Taką miał nadzieję. Przytulił się mocniej.

To będzie bardzo długa noc.

Rozdział 11

Był już późny poranek, kiedy Sophie otworzyła oczy. Royda nie było. Poczuła ukłucie gdzieś w środku.

Głupia. To normalne, że była sama. Wiedziała, że całą noc był przy niej, ale to nie znaczy, że…

– Dzień dobry. – W progu stał Royd. – Jak się masz?

– Lepiej… A może nie. Jestem odrętwiała, ale przynajmniej mogę teraz jasno myśleć.

– W takim razie weź prysznic i ubierz się. Musimy się stąd zmywać.

– Teraz? – Usiadła w łóżku. – Tak od razu?

– Im szybciej, tym lepiej. – Podał jej gazetę. – Jesteś na pierwszej stronie. Resume tej samej historii, ale zdjęcie jest dobre, anie chcemy, żeby ktokolwiek cię rozpoznał. Zdj ęcie Michaela też tam jest -dodał po chwili. – Policja boi się o jego bezpieczeństwo.

– Ja też. – Spojrzała na zdjęcie Michaela. – Myślą, że mogłabym zabić własnego syna? Że jestem wariatką?

– Twój ojciec zabił twoją matkę.

– Dziedziczne szaleństwo? Będę gotowa za pół godziny. Dobrze?

Skinął głową.

– Spakuję cię.

W stała z lóżka i poszła w stronę łazienki.

– Sama mogę to zrobić.

– Nie mogę tak tu siedzieć bezczynnie. Muszę coś robić.

– W takim razie poszukaj informacji o "Constanzy". Nie zrobiłam tego wczoraj.

– Byłaś zdruzgotana – powiedział. – Ale ja sprawdziłem jel rano. Statek jest portugalski, ale pływa pod banderą Liberii. Ma czterdzieści dwa lata i żeby go wynająć, trzeba mieć kasy jak lodu. To ciekawe, że ostatnią osobą, która go wynajęła, był Said Ben Kaffir.

Sophie zatrzymała się w drzwiach łazienki. – A kto to jest?

– Handlarz bronią, który załatwia dostawy dla fanatyków religijnych i różnych szumowin w Europie i na Bliskim Wschodzie.

– Handlarz bronią – powtórzyła. – A REM-4 może być potężną bronią.

– Wykwalifikowani zabójcy, którzy wykonają każde zada¬nie, nie licząc się z własnym życiem, wszystko bez żadnych pytań.

– Myślisz, że Ben Kaffir ma coś wspólnego z planami Sanborne'a?

Wzruszył ramionami.

– Kto wie? Ale to ciekawy zbieg okoliczności – powiedział i schował laptop to torby. – Będę musiał to zbadać dokładniej. Pośpiesz się, Sophie. Masz piętnaście minut. Spotkamy się przy samochodzie.

– Za dziesięć minut – obiecała. Był teraz zupełnie inny niż wczoraj wieczorem, pomyślała Sophie, zamykając drzwi ła¬zienki. Nie, to nieprawda. Może i wczoraj był inny, ale to nie był Doktor Jekyll i Mister Hyde. Tulił ją, chciałjej pomóc, choć nie potrafił być delikatny.

Ale był z nią szczery. Nie było w nim nic z pozera. Może dlatego właśnie przyjęła jego pomoc. Royd mówił to, co myślał. To samo było już ogromnym pocieszeniem.

Jednak nie może następnym razem przyjąć jego pomocy. Już i tak zbyt wiele mu odebrała, kiedy został zesłany do Garwood. Teraz pracowali razem tylko dlatego, że to jedyne wyjście, żeby pokonać Sanborne ' a i Bocha. Nie może dopuścić, żeby zrobił dla niej coś jeszcze, poza tym, co byłoby absolutnie konieczne.

Kiedy Sophie wsiadała do samochodu, Royd spojrzał na legarek.

– Dziesięć minut. Dotrzymujesz słowa. – Przekręcił kluczyk w stacyjce. – Dzwoniłem do Kelly' ego. W zakładzie nie podjęto jakiś dodatkowych działań w związku z awarią prądu. Przyjechał Sanborne i wszystkich przesłuchał, ale Kelly jest poza podejrzeniami. Pierwsze, co zrobił Sanborne, to poszedł do działu kadr i przeszukał sejf. To znaczy, że dysk, który skopio¬wałaś, ma dla niego duże znaczenie. Wrzuć go do komputera i sprawdźmy, co tam jest.

– Nie teraz. Zrobimy to później.

Spojrzał na nią.

– Później?

– Kiedy już będziemy w Szkocji.

Uśmiechnął się.

– Jedziemy do MacDuffs Run?

– Oczywiście. Nikt inny, tylko ja muszę powiedzieć Michaelowi, że jego ojciec nie żyje. Poza tym, zarówno Sanborne, jak I policja mogą chcieć szukać mojego syna. Aja nawet nie znam MacDuffa. Jock za niego ręczył. Nie jestem jednak pewna, że ochroni mojego syna. Najwyższy czas, żebym go poznała i oceniła sama. Muszę być pewna.

– Widzę. – Uśmiech zniknął z jego twarzy. – Ale Michael jest bezpieczniejszy, kiedy ciebie nie ma w pobliżu.

– Wiem. – Zacisnęła nerwowo ręce. Boże, czuła się bezsilna. Ale to Jock ufa MacDuffowi, nie ja.

Royd skinął głową.

– W takim razie lecimy do Szkocji. Odczuła ulgę.

– Nie musisz ze mną jechać. Nie chcę cię narażać. Potrzebna pt mi jednak pomoc w zdobyciu odpowiednich dokumentów, kl6re umożliwią mi wyjazd z kraju. Takich, jakie MacDuff Illlatwił Michaelowi. Mógłbyś to dla mnie zrobić?

– Może. Ale tego nie zrobię. To by było zbyt niebezpieczne. Poza tym musimy działać szybko. Będziemy musieli poradzić sobie bez papierów..

– Co?

– Potrafię pilotować samolot, dowiedziałem się coś niecoś o szmuglowaniu, kiedy byłem w Azji. Chyba uda mi się prze¬szmuglować cię stąd do Szkocji.

– A co z Departamentem Bezpieczeństwa Narodowego?

– Co ma być? Poza tym co masz do stracenia? – Podniósł brwi. – Poza życiem, jeśli nas zestrzelą.

– Mamy duże szanse, że to zrobią?

– Gdyby tak było, nie decydowałbym się na taki krok. Zaufaj mi, Sophie.

– Mam problem z zaufaniem.

– To oczywiste. Ale nie pierwszy raz będę przeprowadzał taką akcję.

Przyglądała się jego twarzy. Pewnie niewiele jest takich rzeczy, które miałby jeszcze zrobić po raz pierwszy.

– A więc dobrze. Możesz zorganizować samolot?

– Już to zrobiłem. – Spojrzał na zegarek. – Za godzinę będziemy na lotnisku Montkeyes, samolot już powinien tam być.

Spojrzała na niego zdziwiona.

– Co? Montkeyes?

– To prywatne lotnisko. Bardzo dyskretne.

– I wszystko już zorganizowałeś?

– Zdaje się, że zaczynam cię bardzo dobrze poznawać. Przewidziałem, co będziesz chciała zrobić. Zadzwoniłem nawet do Jocka i upewniłem się, że Michael nie dowie się o śmierci Edmundsa od nikogo innego. Miałem tylko nadzieję, że nie wpadniesz na pomysł zabrania Michaela z MacDuff's Run.