Выбрать главу

– MacDuff jest bardzo dobry dla Michaela, Sophie – powie¬dział cicho Jock.

– Widzę. Michael wspominał coś o poszukiwaniu skarbów.

Czy MacDuff wymyślił tę historyjkę na poczekaniu, żeby go zabawić?

Joe wzruszył ramionami.

– Krążą pewne historie. Tak czy owak, rozerwały trochę Michaela. Był po prostu małym chłopcem z dala od domu.

– Jestem wdzięczna. Ale nie na tyle, żeby pozwolić Mac Duffowi ingerować we wszystkie moje sprawy.

– Porozmawiam z nim.

– Rób, co chcesz. – Odwróciła się i skierowała się w stronę schodów prowadzących na górę – Muszę sprawdzić, co u Roy¬da. Jest osłabiony. Nie powinien był wracać wczoraj do zamku o własnych siłach.

– Proponowałem, że zadzwonię po samochód.

– To wyłącznie jego wina. Ten idiota myśli, że jest Supermanem – rzuciła przez ramię.

– Nie byłeś zbyt taktowny – powiedział Jock do MacDuffa, wchodząc do biblioteki. – Poza tym Sophie nie jest osobą, której można rozkazywać. Będziesz miał szczęście, jeśli nie weźmie Michaela pod pachę i nie ucieknie.

MacDuff spojrzał na niego.

– Byłem zbyt zły, żeby troszczyć się o maniery. Poza tym musiałem powiedzieć jej, żeby zeszła wszystkim z oczu, dopóki Scotland Yard nie odjedzie. Jadą tu?

– Będą za piętnaście minut. To inspektor Mactavish, jest uprzejmy. – Uśmiech z twarzy]ocka zniknął. – Wtedy, gdy nie oskarża mnie o dokonanie tej masakry. Kazali mi stać tam i patrzeć, jak wyciągają ze studni tę małą dziewczynkę. Pewnie chciał zobaczyć moja reakcję.

MacDuff zaklął pod nosem.

– Mówiłem ci, że powinieneś był wrócić do zamku, jak tylko Scotland Yard pojawił się na horyzoncie.

– Mark był moim przyjacielem… Kiedy masz zamiar ruszyć za Devli"em?

– Wkrótce. Najpierw muszę załatwić sprawy tutaj. I przeko¬nać Scotland Yard, że nie dostałeś szału i to nie ty popełniłeś tę zbrodnię.

– Ona nie będzie czekała na twoje decyzje – powiedział Jack. – Chyba że dogadasz się z Roydem. Jego zaakceptowała. – W takim razie porozmawiam z nim. Wychodzę spotkać się z inspektorem na dziedzińcu. Potrzebuję trochę świeżego po¬wietrza. Może ty też nie powinieneś rzucać się w oczy?

– Posłusznie dołączę do pozostałych uciekinierów, którzy schronili się w twoim zamku. Jeszcze jakieś rozkazy?

– Posłusznie? Ty nie znasz znaczenia tego słowa. – MacDuff podszedł do drzwi. – Ale możesz coś dla mnie zrobić.

– Do usług.

– Zadzwoń do Jane MacGuire i sprawdź, czy będę mógł zadzwonić do niej dziś po południu. Chciałbym z nią poroz¬mawiać.

– Dlaczego sam tego nie zrobisz?

– Ona ciebie lubi i nie traktuje cię jak zagrożenie.

– To prawda, nigdy tak nie uważała, nawet wtedy, kiedy naprawdę mogłem nim być. Niesamowite. – Przechylił głowę na bok. – Myślisz, że ciebie uważa za zagrożenie?

– Może. Po prostu zadzwoń.

Michaela nie było w pokoju.

Co, u diabła? Powiedziała, żeby na nią zaczekał.

– Wszystko w porządku.

Odwróciła się i zobaczyła w progu Royda.

– Czeka na ciebie w moim pokoju. Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku, pomyślałem, że może nie powinien być teraz sam. Więc poprosiłem, żeby pomógł mi zmienić bandaż. Zawsze lepiej, żeby miał zajęcie.

– To prawda. Dziękuję. – Spojrzała na niego uważniej. – Jes¬teś blady, ale wyglądasz lepiej niż wczoraj. Dobrze spałeś?

– Wystarczająco dobrze. Może pójdziemy na dół i przygotu¬jemy coś do jedzenia?

– Nie teraz. MacDuff przyjmuje wizytę inspektora z Scot¬land Yardu. Chce, żebyśmy zostali tutaj, dopóki nie odjedzie. – Rozmawiałaś z MacDuffem?

– Tak. Miałeś rację. Ma zamiar dopaść Devlina, chce wykorzystać nas, żebyśmy mu pomogli. Uważa, że Michael może nie być tu bezpieczny po jego odjeździe. Stara się wymyślić inny plan.

– I to cię wkurza? Dlaczego?

– Nie jestem zła dlatego, że stara się ochronić Michaela. Ale denerwuje mnie, że on nawet nie zapyta mnie, jaki ja mam pomysł.

– Jestem pewny, że zmienisz jego podejście. – Uśmiechnął się. – Tak, jak zmieniłaś moje.

– Nie mamy zbyt wiele czasu. Liczyłam, że będę mogła trochę dłużej polegać na MacDuffie. Myślisz, że Sanborne wysłał Devlina, żeby zabił Michaela, czy to była pułapka na mnie?

– To mogła być jedna z tych rzeczy albo obie.

– Cholera, więc jak mam…

– Jest coś, o czym musisz wiedzieć. Dzwonił dziś do mnie Kelly.

Zamarła.

– I co?

– Prosiłem go, żeby miał na oku statek. Zeszłej nocy wypłynął.

– Co? Przecież jeszcze nie opróżnili zakładu.

– Najwidoczniej wzięli już wszystko, co było im potrzebne, a resztę zostawili.

– Niech ich diabli, więc jak…

– Spokojnie. Kelly czuwa nad tym. Wynajął motorówkę i dogonił statek, zanim wypłynął na pełne morze. Statek kieruje się na południe.

– ASanborne? Wzruszył ramionami.

– Kelly nie może być w dwóch miejscach naraz. Ale jeśli będziemy śledzić statek, mamy duże szanse, że Sanbome i Boch wyjdą na jego powitanie w miejscu przeznaczenia.

– A jeśli nie?

– Wtedy pomyślimy, jak ich dopaść. A raczej ja. Muszę wyjechać, żeby dołączyć do Kelly'ego, ale ty nie musisz ze mną jechać. Jeśli wolałabyś zostać z Michaelem…

– Cicho bądź. Wiesz, że muszę jechać. – Ale jej obowiąz¬kiem było też chronienie Michaela – Poza tym powiedziałeś, że mogę ci być potrzebna. Nagle zmieniłeś zdanie?

– Nie. Radziłem sobie bez ciebie przez całe życie. Może i udowodniłaś, że możesz być przydatna, ale nie będę miał z ciebie żadnego pożytku, jeśli będziesz cały czas myślała o dziecku. Więc trzymaj się ode mnie z daleka.

– Pięknie. Jesteś pewnie najbardziej… – zaczęła i spojrzała mu w twarz. – Czyżbyś starał się mnie chronić. Dziwne…

– Wcale nie dziwne. Powiedziałem ci, że jeśli będę mógł, będę cię chronił. Ale zrobisz, co uznasz za słuszne.

– Żebyś wiedział. Więc zamknij się. Nie udaje ci się być miłym. Jesteś bardziej przekonujący, kiedy jesteś opryskliwy. – Podeszła do okna i spojrzała na dziedziniec. – Widzę zapar¬kowany samochód. Pewnie inspektora. Nie możemy jeszcze zejść na dół. – Odwróciła się i zaczęła przeszukiwać swoją torebkę – Mogę więc teraz sprawdzić, co jest na dysku, który skopiowałam w zakładzie. Pójdziesz w tym czasie do Mi¬chaela?

– Chcę zobaczyć, co tam jest.

– Później ci powiem, to może być nic ważnego.

– Skoro było w sejfie, musi mieć jakąś wartość.

– Mogę wam jakoś pomoc?

Odwrócili się i zobaczyli Jocka stojącego w progu. Patrzył to na Royda, to na Sophie.

– Czyżbym wyczuwał w powietrzu pewne napięcie?

– Owszem, możesz pomóc – powiedział Royd. – Mógłbyś pójść do mojego pokoju i pobyć trochę z Michaelem? Musimy coś sprawdzić.

– Jasne. Niedługo będę mógł go zabrać na polanę. On lubi tam być. Inspektor powinien zaraz odjechać. MacDuff ma duże wpływy i nawet Scotland Yard traktuje go trochę inaczej.

– Poczekaj – powiedziała Sophie. – Przyszedłeś tu w jakimś konkretnym celu?

– Załagodzić trochę atmosferę. Ale nie między wami. Roz¬mawiałem z MacDuffem. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie był z tobą zbyt delikatny. Ale on naprawdę chce jak najlepiej dla ciebie i chłopca. Robi wszystko, żeby zapewnić mu ochronę.