Выбрать главу

Wybiegła z pokoju na korytarz. Royd powiedział, że Michael był na polanie z Jockiem. Ale to z Roydem musiała się najpierw I.obaczyć. Powiedziała MacDuffowi, że Roydjest nieprzewidy¬walny, coś się jednak zmieniło. Wyczuwała to nawet silniej niż MacDuff.

Nie pozwoli mu pojechać bez niej, tylko dlatego, że uznał, że naraża jej życie na niebezpieczeństwo.

Wbiegła pod schodach. Najpierw jego pokój, potem stajnie, gdzie zostawili wynajęty samochód.

Siedział na łóżku. Rozmawiał przez telefon. Przed nim leżała otwarta torba. Rozłączył się, w momencie, kiedy weszła do pokoju.

– Przyszłaś się pożegnać?

– Nie, przyszłam ci powiedzieć, że jadę z tobą. MacDuff znalazł odpowiednią opiekę dla Michaela.

– Naprawdę? – Wstał i zamknął torbę. – Jesteś pewna?

– Tak. I nie próbuj sprawić, żebym w to zwątpiła. – Zacisnęła pięści. – Tak musi być. Jestem o tym przekonana.

– Powiedz mi to, jak ciebie i twojego syna będzie dzieliło tysiące kilometrów.

– Niech cię diabli! – zawołała łamiącym się głosem. – Nie miałeś problemu z tym, żeby mnie wykorzystać, kiedy się poznaliśmy. Co się stało, że zmieniłeś zdanie?

Spojrzał na nią.

– Zmienił się sposób, w jaki chcę cię wykorzystać. Nie mogła złapać oddechu. Ogarnęła ją fala gorąca.

– Wiesz o tym. Spodziewałaś się tego. Nie jestem mężczyz¬ną, który ukrywa, co czuje.

Zwilżyła wargi.

– Nie spodziewałam się, że seks stanie na drodze celu, który oboje obraliśmy.

– Ja też nie. Więc może nie chodzi o seks. – Umilkł i po chwili mówił dalej: – Wstrząsnęło to tobą. Jeśli to tylko seks, jest to pociąg tak silny, że może zachwiać moim postępowa¬niem. A skoro jest tak silny, będziesz miała ze mną problem. Nie jestem tak opanowany ani cywilizowany jak twój były mąż. Więc zastanów się dobrze, zanim się do mnie zbliżysz.

– Chcesz, żebym zaczęła się ciebie bać? Przecież mnie nie zgwałcisz.

– Nie, ale mogę zastosować inne sztuczki.

– Jadę z tobą – zdecydowała.

– W porządku. Dlaczego miałoby mnie to martwić? Chcę tylko kochać się z tobą, zanim dasz się zabić – powiedział i chwycił torbę. – Zorganizowałem samolot. Chcę wyruszyć za pół godziny.

– W takim razie będziesz musiał poczekać. Muszę porozmawiać z Michaelem. Jest wciąż na polanie z Jockiem?

– O ile mi wiadomo, to tak.

– Spotkamy się przy samochodzie, jak tylko skończę.

– Muszę porozmawiać z Jockiem. Przyślij go na dziedziniec.

Wzięła głęboki oddech. Cała się trzęsła. Mimo to wciąż czuła tę falę gorąca. Z jednej strony strach o bezpieczeństwo Michaela, z drugiej ta fizyczna potrzeba. Jej ciało reagowało ze wzmożoną siłą. Niemal zwierzęcą.

Ale nie była zwierzęciem, gotowym rzucić się w ramioII" Royda tylko dlatego, że był dziki, namiętny i…

Przestań, nakazała sobie. Poszukaj Michaela. Postaraj sic,; wytłumaczyć mu, że mama znowu go opuszcza, po tym, jak właśnie dowiedział się, że jego ojciec nie żyje.

Jak, u diabła, miała to zrobić?

Rozdział 14

Michael i Jock nie grali w piłkę. Siedzieli na jednym z ogromnych głazów, które otaczały polanę.

– Cześć, Sophie – odezwał się Jock, wstając – Wszystko w porządku?

Skinęła głową.

– Muszę porozmawiać z Michaelem. Zostawisz nas?

– Jasne. – Przez chwilę studiował wyrazjej twarzy, po czym odwrócił się do Michaela. – Myślę, że twoja mama potrzebuje pomocy. Zajmiesz się tym?

Michael skinął głową.

– Spotkamy się później.

Jock uśmiechnął się.

– Jasne.

– Royd chciał się z tobą zobaczyć, jest na dziedzińcu – powiedziała Sophie.

Skinął głową i ruszył w stronę ścieżki.

Sophie odwróciła się do Michaela. Jak powinna zacząć? -

Wyjeżdżasz, prawda?

Zamarła.

Michael stał wpatrzony w morze zabarwione kolorem zachodzącego słońca.

– W porządku, mamo.

Przez chwilę milczeli.

– To nie jest w porządku. Nie chcę tego robić. Nie chcę cię tu ostawiać. Jeśli to ci się nie spodoba, zrozumiem.

Potrząsnął głową.

– Jak mógłbym być na ciebie zły? Jesteś moją mamą. Dzieje się wokół ciebie wiele złego. Starasz się robić to, co jest dla nas najlepsze. Jock mówi, że ja muszę robić swoje.

– Jock?

– Nawet gdyby mi tego nie powiedział, nie byłbym zły.

– Wyciągnął rękę i położył na jej dłoni. – Pamiętasz, jak zeszłej nocy powiedziałaś mi o obowiązku, że czasami jest ciężarem, a czasami radością? Mówiłaś o mnie. Ale ja też mam swoje obowiązki. Masz problemy, aja powinienem ci ułatwiać sytua¬cję, jak mogę. Taki jest mój obowiązek. Pewnie będę się bał. Martwił o ciebie. Musisz mi obiecać, że nic ci się nie stanie.

– Postaram się… – A co tam! – Obiecuję.

– Jock powiedział, że ktoś zajmie się mną, kiedy on i MacDuff będą zajmowali się tobą. Nie będę sprawiał im problemów, mamo.

Łzy stanęły jej w gardle.

– Wiem. – Przytuliła go do siebie. – Jestem bardzo dumna I, ciebie. Czy Jock powiedział ci, kto przyjedzie, żeby się tobą I,ająć?

Potrząsnął głową.

– Więc powiem ci, co wiem.

– Nie teraz. Jock powie mi później. – Przytulił się do niej mocniej. – A może moglibyśmy tu chwilę razem posiedzieć? Ale ty chyba nie masz tyle czasu, prawda?

Pół godziny. Oczami wyobraźni widziała Royda przechadzającego się niecierpliwie po dziedzińcu.

Przytuliła go jeszcze mocniej.

– Wystarczająco. Nie ma pośpiechu.

Kiedy Sophie dotarła na dziedziniec, było już ciemno. Royd wyprowadził wypożyczony samochód przed stajnię.

– Musiałam spędzić z nim trochę czasu.

– Wiem, na miłość boską. Myślisz, że będę ci prawił kazania? – Otworzył drzwi od strony pasażera. – Dlatego odczekałem godzinę, zanim posłałem po ciebie Jocka. Wsiadaj. Powiedziałem Jockowi, żeby poczekał piętnaście minut, zanim tu wrócą. Chyba nie chcesz, żeby cię zobaczył?

– Moja torba.

– W bagażniku.

– Muszę porozmawiać z MacDuffem. To potrwa tylko chwilę.

– Już z nim rozmawiałem. Jane MacGuire zadzwoni do ciebie na komórkę. Wsiądziesz wreszcie? Nie chcesz chyba utrudniać tego dziecku.

Wsiadła.

– Nie, nie chcę. – Usiadła i zamknęła oczy. – Zabierz mnie stąd.

– To właśnie staram się zrobić.

Usłyszała trzaśnięcie drzwiami i start silnika. Royd odezwał się dopiero po kilku minutach.

– Ciężko?

Otworzyła oczy.

– Masz na myśli to, czy dostał histerii? Nie, był bardzo wyrozumiały i nie zrobił nic, co mogłoby mi złamać serce. To takie dobre dziecko, Royd.

Skinął głową.

– Wiem. Nie miałem okazji spędzić z nim zbyt wiele czasu, ale zauważyłem to. – Zamilkł, po czym dodał: – Jock jest przekonany, że Michael będzie bezpieczny. On zna tych ludzi i ufa im. To ci powinno pomóc.

– Jesteś podejrzanie miły – mruknęła, spoglądając na niego.

– Czyżby? Muszę się pilnować. – Nacisnął pedał gazu.

– Możesz jeszcze pomyśleć, że jestem porządnym człowiekiem.

– Nigdy nie powiedziałam, że nie wierzę…

– Przestań. Nigdy nie myślisz o mnie w powiązaniu z Garwood? Nie pamiętasz, kim byłem? Kim jestem?

– To nie znaczy, że nie jesteś porządny. Gdybym nie wie¬rzyła w ciebie, musiałabym wątpić też w siebie – wyznała i zmieniła temat: – Jock powiedział Michaelowi, że on i Mac Duff mają mnie ochraniać. Z tego co wiem, MacDuff jedzie szukać Devlina.