Выбрать главу

– Dlaczego?

– Bo znam twoją motywację. – Słońce zachodziło, piasek podnogami byłjeszcze ciepły. Wiatr rozwiał jej włosy i nagle Sophie poczuła się taka lekka, wolna… Podniosła twarz, żeby wciągnąć w płuca słone powietrze. – To był dobry pomysł, żeby tu przyjść,

– Czasami miewam dobre pomysły – mruknął, wskazująckilka głazów przy samym morzu. – Tam?

Skinęła głową.

– Gdziekolwiek. Jestem głodna jak wilk.

– Pierwszy raz słyszę, żebyś przyznawała się do tak silnejpotrzeby. Zdaje się, że jesz tylko tyle, żeby utrzymać się przy życiu. Jesteś za chuda.

– Jestem silna i zdrowa.

– Wyglądasz tak, jakby wiatr mógł cię przewrócić.

– Wygląd może być mylący. – Przystanęła przy głazach.

– Ty nie mógłbyś mnie przewrócić.

– Ależ mógłbym – zapewnił i zaczął otwierać koszyk. – Jestem dobry w siłowaniu się z rzeczami i… z ludźmi. Ale nigdy bym tego nie zrobił. Za dużo by mnie to kosztowało.

Sophie poczuła, że brakuje jej tchu. Czuła nagły przypływ krwi w dłoniach i dziwną nadwrażliwość wewnątrz nadgar¬stków. Nie mogła oderwać od Royda wzroku.

Wreszcie on odwrócił od niej oczy.

– Usiądź i jedz. Pastrami z chlebem żytnim, ogórki kon¬serwowe i frytki. Nie mieli wina, więc będziesz musiała obejść się colą.

– W porządku. – Powoli usiadła przed nim. Nie, nie do końca w porządku. Była osłabiona i kręciło jej się w głowie. Boże, nie czuła się tak od czasów, kiedy była nastolatką. – Lubię pastrami. – Ostrożnie wzięła z jego ręki kanapkę. Nie dotknij go. To zbyt niebezpieczne. Niebezpieczne było już samo patrzenie na nie¬go, które sprawiało, że chciała wyciągnąć rękę i dotknąć jego twarzy. Był taki nieprzejednany, ale ona wiedziała, że umiałaby przebić się przez tę gardę. Czuła się jak pijana.

Adam, Ewa i to cholerne jabłko. To, co w tej chwili czuła, było czystym instynktem.

Może nie czystym.

– To dobrze. – Przyglądał jej się uważnie. – Nie rzucę się na ciebie tylko dlatego, że czujesz się teraz bezbronna. Nie po to cię tu przyprowadziłem.

Chciała zaprzeczyć, że czuje się bezbronna, ale nie mogła skłamać. Nigdy nie czuła się bardziej bezbronna. – Więc dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? Zmarszczył czoło.

– Powinnaś się odprężyć. Chciałem też powiedzieć ci, że… byłem dla ciebie zbyt szorstki. Nie chciałem, żebyś jechała ze mną, i dlatego byłem nieprzyjemny.

– Tak.

Wzruszył ramionami.

– Nie chciałem tego. Obchodzi mnie to, czy będziesz żyła, czy zginiesz.

Wyglądał teraz jak mały chłopiec. Sophie uniosła brwi.

– Pocieszające. Więc skłamałeś, mówiąc, że chciałeś SIę tylko ze mną przespać.

– Cóż, kłamałem, mówiąc, że był to jedyny powód. – Uśmie¬chnął się. – Ale zdecydowanie była to silna motywacja. – Spo¬ważniał. – I wciąż jest. Ale nie naciskam. – Skończył kanapkę, położył się na piasku i zamknął oczy. – Na razie.

Spojrzała na niego z rozbawieniem, ale i ze złością. To było typowe dla niego zachowanie. Sprowokować ją takim zdaniem, a potem zignorować.

– Dokończ kanapkę i wyciągnij się – powiedział Royd, nie otwierając oczu. – Może to być twoja ostatnia szansa, żeby trochę wypocząć przed akcją. Zawsze powinno się wykorzy¬stywać takie chwile.

– Wiem. – Przełknęła ostartni kęs i przez chwilę siedziała, przyglądając mu się uważnie. Zdaje się, że zasypiał. Kiedy ona siedziała tu rozdygotana i bezbronna, on ją ignorował. Do diabła!

Położyła się na plecach.

– Jeśli zasnę, obudź mnie, zanim nastąpi przypływ. Nie lubię gwałtownego budzenia.

– A ja czasami tak. Odrobina szorstkości pobudza krew.

Kiedyś ci pokażę…

– Nie chcę, żebyś… – Nie odzywaj się do niego, nakazała sobie. Każde jego słowo wywoływało w jej głowie różne obra¬zy. Nagi Royd pierwszej nocy. Royd patrzący na nią wzrokiem, który przeszywał ją na wylot i sprawił, że serce biło jak szalone. – Nie mogę się odprężyć, kiedy ciągle mówisz.

– Słusznie. Jesteś rozsądną kobietą. Tu mam z tobą problem. Nie wyglądasz na lekarza.

– A jak powinien wyglądać lekarz?

– Nie tak jak ty. Twoje włosy po myciu wyglądają jak włosy dziecka. Rzadko się malujesz, wyglądasz czysto, gładko i błysz¬cząco…

Boże, znowu zrobiło jej się gorąco.

– Ten opis odpowiada Shirley TempIe. – Próbowała po¬wstrzymać drżenie głosu. – Mam nadzieję, że jestem czysta, ale nie ma we mnie nic z dziecka. – Zamknęła oczy. – Nie zapomi¬naj, że sama jestem matką.

– Jak mógłbym zapomnieć? Dziecko dominuje w twoim życiu.

– To prawda.

Jednak Michael wydawał się w tym momencie bardzo daleko. Od dawna poczucie, że jest kobietą, nie górowało nad poczuciem bycia matką. Była teraz doskonale świadoma swojego ciała, mięśni, falujących piersi. Chociaż oczy miała zamknięte, wciąż miała przed oczami obraz morza, piasku i Royda.

– Dobrze – powiedział niskim głosem. – Tak powinno być.

Nie miałem na myśli niczego innego. Jesteś po prostu ludzką istotą. Jeśli będziesz mnie potrzebowała, Sophie, będę tu.

Nie mogła odpowiedzieć. Niech go cholera! Szorstki, zu¬chwały, nieokrzesany, ale potrafił sprawić, że chciała się do niego przytulić, pocieszyć go. Kiedy wydawało się, że wzięła się w garść, powiedział coś, co znowu ją rozczuliło.

– Dziękuję – szepnęła i przełknęła ślinę. – Będę o tym pamiętała.

Nie odezwał się. Spał? Wiedziała zbyt dobrze, że sama nie będzie mogła zasnąć.

Będę o tym pamiętała? Trudno by jej było w tej chwili o tym zapomnieć.

Rozdział 15

Do domu wrócili dopiero kilka godzin po zmroku.

– Wszystko w porządku? – zapytał Royd, otwierając bra¬mę – Nic nie mówisz.

Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.

– Nic mi nie jest. Dlaczego coś miałoby być nie tak? Przez ostatnie kilka godzin leżałam wyluzowana na plaży. – Wy¬przedziła go i weszła na dziedziniec. – Miałeś rację. Potrzebne było mi trochę odpoczynku.

Jej ciało było wypoczęte, jednak umysł i emocje – roze¬drgane.

On to wyczuwał.

Widziała to w jego spojrzeniu. Odwróciła od niego wzrok i przyspieszyła kroku.

– Jedzenie na plaży było dobrym pomysłem, lepszym niż…

– Poszczęści mi się? – przerwał jej.

– Słucham?

– Słyszałaś, co powiedziałem – burknął. – Może nie jestem dyplomatą, ale muszę wiedzieć.

Odwróciła się do niego.

– Czy ci się poszczęści? – powtórzyła. – Na miłość boską, sprawiasz, że czuję się jak tania dziewczyna w barze.

– To nie tak. Po prostu muszę… Och, nieważne. – Wyminął ją i zaczął wchodzić po schodach. – Powinienem był wiedzieć, że…

Usłyszała, jak gwałtownie zamyka drzwi swojej sypialni.

Przez kilka chwil wpatrywała się w zamknięte drzwi, potem ruszyła na górę. Była zaskoczona jego zachowaniem.

I zawiedziona. Nie była pewna, czego oczekiwała, ale na pewno nie tego, że zamknie przed nią drzwi do sypialni.

Więc czego chciała? Postanowiła sobie, że w żadnym wypadku nie powinna pójść z nim do łóżka. To byłby błąd. Połączył ich wspólny cel zniszczenia Sanborne'a i Bocha, poza tym byli jak dzień i noc. Nie można było budować związku bez żadnej podstawy. Z Dave'em mieli mnóstwo wspólnych zain¬teresowań i celów, a mimo to ich małżeństwo nie przetrwało. Więc czego spodziewała się po związku z człowiekiem, który…

Co też przyszło jej do głowy? Royd nie chciał się angażować.

Chciał iść z nią do łóżka.