Выбрать главу

– Nie z twojej ręki. Masz to już za sobą.

Jock pomyślał, że to nie jest zamknięta przeszłość. MacDuff tak bardzo chciał, żeby to była prawda, że zaczął w to wierzyć. – Sophie zabije Sanborne'a, jeśli ja tego nie zrobię. Nie mogę jej na to pozwolić. Dość już wycierpiała. Nawet jeśli jej nie złapią, pozostawi to trwały ślad w jej psychice.

– Pewnie się wycofa. Mówiłeś przecież, że nie ma instynktu zabójcy.

– Teraz już go ma. Nauczyłem ją. Poza tym czerpie siłę z nienawiści i jest przekonana, że w tym wypadku cel uświęca środki. To wszystko razem sprawia, że jest gotowa zabić.

– Więc pozwól jej na to. I wracaj.

– Nie mogę tego zrobić. Muszę jej pomóc.

Przez chwilę MacDuff milczał.

– Dlaczego? – spytał wreszcie. – Czujesz coś do niej? Jock zaśmiał się.

– Nie martw się. Nie chodzi o seks. I Bóg mi świadkiem, że jej nie kocham. No może kocham, bo przecież przyjaźń to rodzaj miłości. Lubię jąi chłopca. Czuję więź, bo wiem, ile wycierpiała. – To wystarczy, żebym mógł się zacząć martwić, że wróciłeś do starych zwyczajów. Chcę, żebyś wrócił do MacDuff's Run. – Nie. Zwolnij mnie z danego ci słowa – powtórzył Jock.

– Niech mnie diabli, jeśli to zrobię. Pozwoliłem ci znaleźć swoją własną drogę. Była to dla mnie bardzo trudna decyzja. Prosiłem cię jedynie, żebyś pozostawał ze mną w kontakcie i żebyś skończył z zabijaniem.

– I skończyłem.

– Do teraz.

– Jeszcze nic się nie stało.

– Jock, przestań… – MacDuff urwał w połowie zdania i wziął głęboki oddech. – Niech pomyślę. – Na dłuższą chwilę zapadła cisza. – Co sprawi, żebyś wrócił do MacDuff's Run?

– Nie chcę, żeby zabiła Sanborne'a.

– Czy możemy wmieszać w to FBI albo agencję rządową?

– Mówiła, że próbowała, ale bez skutku. Uważa, że chodzi o łapówki.

– Możliwe. Sanborne ma prawie tyle pieniędzy, co Bill Gates, a dla wielu polityków to nie lada gratka. A media?

– Sophie była przez trzy miesiące w szpitalu psychiatrycz¬nym. Po zabójstwach miała załamanie nerwowe. To jeden z powodów, dla których nikt nie chciał jej słuchać.

– Cholera.

– Zwolnij mnie z danego ci słowa – powtórzył raz jeszcze Jock.

– Możesz o tym zapomnieć! – wybuchnął ostro MacDuff.

– Nie chcesz, żeby zabiła Sanborne'a? Więc znajdziemy kogoś, kto zrobi to za nią.

– Jeśli nie chciałĘt, żebym zrobił to ja, tym bardziej nie pozwoli komuś innemu. Mówi, że czuje się odpowiedzialna.

– Nie musi nic wiedzieć. Po prostu pozbędziemy się łajdaka. Jock zaśmiał się.

– Tyle zostało z zapobiegania zabójstwu. Zaczynasz mówić jak ja.

– Nie widzę nic złego w nadepnięciu na karalucha. Nie chcę tylko, żebyś ty to zrobił. A może Royd?

Jock zastanowił się chwilę.

– Royd?

– Mówiłeś, że ma robotę. Masz wątpliwości, że Royd przemie to zadanie, jeśli nadarzy się taka okazja?

– Nie mam najmniejszych wątpliwości. On jest nie do za¬trzymania. Boję się tylko o Sophie. Tyle będziemy z tego mieli, że odnajdzie go, tak jak odnalazła mnie.

– Zadzwoń do Royda i wracaj do domu.

– Nie.

Cisza.

– Proszę.

– Nie chcę… – Jock westchnął. Dał słowo. Zawdzięcza Mac¬Duffowi tyle, że nie zdołałby się wypłacić, nawet gdyby żył tysiąc lat. – Pomyślę o tym. Trochę czasu zajmie mi zlokalizo¬wanie Royda. Z tego, co wiem, może być już martwy. Kiedy ostatni raz miałem o nim wieści, był gdzieś w Kolumbii. Po¬staram się go znaleźć.

– Daj znać, jeśli będziesz potrzebował pomocy. Ściągnij go i wracaj. Spotkamy się w Aberdeen.

Rozłączył się.

Jock powoli odłożył słuchawkę. Spodziewał się takiego obro¬tu sprawy, mimo to był zawiedziony. Chciał położyć kres burzy w życiu Sophie w najszybszy i najprostszy sposób – chciał sam zabić Sanborne'a.

Był jeszcze Royd.

Tak, jak powiedział MacDuffowi, Royd był człowiekiem nie do zatrzymania, pod każdym względem. Kiedy rok temu Royd skontaktował się z nim, MacDuff pomógł mu zbadać przeszłość Royda. Wyglądało na to, że jego życie przepełniała pasja, a zarazem zgorzknienie, ale J ock zbyt długo żył wśród kłamstw, żeby dać się ponownie wykorzystać. Royd był sprytny, bez¬względny i świetnie radził sobie z trudnymi zadaniami, jeśli wręcz nie z niemożliwymi.

Pasja i zgorzkniałość w jego przypadku były uzasadnione.

Mogłoby się zdarzyć, że nie skupi całej swojej uwagi na Sanbor¬nie i REM-4, kiedy dowie się, gdzie znajduje się zakład.

Ale do diabła z tym! Jock był zły, że nie będzie go na miejscu, żeby śledzić kroki Royda. Lubił Sophie Dunston i Michaela, a niewiele było w jego życiu takich delikatnych uczuć. Musiał si,' od nowa nauczyć bliskości z ludźmi. Teraz powinien dbać o tą umiejętnoś

Na ostatnią myśl uśmiechnął się do siebie. To dziwne, że towarzyszyło mu wspomnienie delikatności, kiedy planował popełnienie najgorszej ze zbrodni.

Będzie musiał ją popełnić, jeśli Royd nie będzie zainteresowany.

Ale to jest prawie niemożliwe.

Rozdział 2

– Czy to mogła być ona? – zapytał Robert Sanborne, pod¬nosząc głowę znad raportu, który leżał przed nim na biurku.

– Sophie Dunston? – Gerald Kenneth wzruszył ramionami.

– Przypuszczam, że to mogła być ona. Masz przed sobą raport ochroniarza. Widział intruza tylko przez ułamek sekundy. Płeć nieustalona. Wzrost średni, sylwetka szczupła, brązowa kurtka, tweedowa czapka i strzelba. Myślę, że ktokolwiek to był, zo¬stawił ślady. Mam uruchomić odpowiednie kontakty, żeby poli¬cja przysłała zespół, który to sprawdzi?

– Zadajesz idiotyczne pytania. Nie możemy ściągnąć policji do zakładu ani nawet w jego pobliże. Wyślij tam kilku naszych ludzi. Niech się trochę rozejrzą.

Gerald starał się ukryć pogardę, którą Sanborne mógłby wyczuć w jego głosie. Im częściej przebywał z Sanborne'em, tym bardziej ten go irytował. Syn dziwki z kompleksem Boga, dyplomatą był tylko wobec wybranych. Niech mu się wydaje, że Gerald jest jego uniżonym sługą.

– Czy naprawdę myślisz, że ona chciała cię zastrzelić?

– Nie mam wątpliwości. – Sanbome spojrzał na raport.

– Posunie się do tego, jeśli nie będzie mogła mnie dopaść w inny sposób. Spodziewałem się, że wykona jakiś ruch, gdy tylko dowiedziałem się, że senator Tipton ją zignorował. Ta kobieta jest zdesperowana.

– Więc co masz zamiar zrobić? – zapytał Gerald i dodał szybko: – Nie chcę być zamieszany w żadne akty przemocy. Zgodziłem się jedynie przyprowadzić ją do ciebie, jeśli ona zechce spotkać się ze mną.

– Cóż, Geraldzie, to Sophie Dunston dopuszcza się aktów przemocy – powiedział Sanborne przesłQdzonym tonem. – Wszystkiego można się spodziewać po kobiecie, która ma za sobą załamanie nerwowe. Powinniśmy jej współczuć. Jej życie jest tak ciężkie, założę się, że prześladują ją myśli samobójcze.

Gerald spojrzał na niego uważnie.

– Myśli samobójcze?

– Jestem pewien, że jej koledzy z pracy potwierdzą, że żyła w ciągłym stresie. To biedne dziecko, jej syn.

– O czym ty mówisz?

– Mówię, że już czas, żeby pozbyć się tej dziwki. Do tej pory się wstrzymywałem, bo nie chciałem wzbudzać podejrzeń. Za dużo szumu zrobiła w kręgach politycznych i FBI. Zresztą liczyłem, że uda mi się wydobyć z niej potrzebne mi informacje. – Wskazał na raport. – Ale to zaczyna mnie niepokoić. Będę musiał zmienić plany. Jeśli ci zidiocieli strażnicy nie będą lepiej wykonywać swojej pracy, tej kobiecie może się kiedyś udać. Nie po to pracuję ciężko nad tym projektem, żeby Sophie Dunston teraz mni~ sprzątnęła.