– Możliwe. Pomyślimy o tym – obiecał Royd, stojąc za jej plecami.
– Chcę go zobaczyć. – Przeniosła spojrzenie na jego twarz.
– Myślisz, że wciąż będzie mu coś groziło?
– Myślę, że Franks się nie podda – odparł wymijająco.
– Sanborne nie pozwoli mu odpuścić. Pozbyłeś się ciała Devlina? – zwrócił się do MacDuffa.
Szkot skinął głową.
– W tej właśnie sprawie był jeden z telefonów. Wysyłają chłopaków z okolicy, by zajęli się sprzątaniem
– Nie ma problemu?
– Devlin miał bogatą przeszłość, jeszcze zanim Sanborne zwerbował go do Garwood. Teraz są chętni, żeby ze sobą współpracować. CIA stało się podejrzliwe po aferze z Thoma¬sem Reillym. Nie chcą mieć bandy samobójców z bombami biegających po całych Stanach… – Urwał. – Dlaczego chcesz, żeby Devlin po prostu zniknął?
– Chyba będzie lepiej, jeśli Sanborne nie będzie świadomy, że dowiedzieliśmy się o Gorshanku.
– Dlaczego?
– Możemy dzięki temu zyskać na czasie. Jeśli nie wiedzielibyśmy o Gorshanku, nie moglibyśmy też wiedzieć o papierach, które znalazłem w biurku Gorshanka.
– Papierach? – zdziwił się MacDuff.
– Schematy zbiorników wodnych – wyjaśnił z uśmiechnem Royd. – Na wyspie zwanej San Torrano przy wybrzeżach Wenezueli.
– Znalazłeś to – mruknął Jock. – Cholera jasna.
– Czy nadal chcesz szukać Sanborne'a? Devlin był twoim celem, a teraz nie żyje.
– Nie jestem zachwycony, że wyręczyłeś mnie w za¬bójstwie tego skurwiela – powiedział ponuro MacDuff. – I tak, do diabła, chcę jechać za Sanborne'em. Wysłał Devlina, żeby siał śmierć, i jeszcze zdołał zwrócić policję mojego własnego kraju przeciwko mnie. – Zacisnął usta. – I nie podoba mi się wizja kogokolwiek depczącego po mojej ziemi. Muszą się po prostu trzymać z dala od Mac Duff's Run.
– Masz swoją odpowiedź. – Jock nie odrywał wzroku od RoyOa. – Mam przeczucie, że już od dawna miałeś pomysł, jak mógłbyś nas wykorzystać.
– Nie ważyłbym się.
– Oczywiście, że nie.
Royd wzruszył ramionami.
– Mam pewien pomysł, ale muszę o tym pomyśleć przez chwilę. Jest kilka rzeczy, które mnie rozpraszają.
– Jakich rzeczy?
Royd nie odpowiedział, i Jock przeniósł wzrok na Sophie.
Patrzył na nią przez chwilę. Powoli skinął głową.
– W porządku. Daj nam znać, jak tylko się zdecydujesz.
– Dam. – Royd ujął Sophie za łokieć i pociągnął w stronę samochodu. – Przez cały czas informujcie Sophie w sprawie Michaela.
– Oczywiście
– Jakie rzeczy? – zapytała Sophie. – Przestań być tak cholernie tajemniczy. Jeśli znasz sposób, by odnaleźć Sanborne'a, powiedz mi.
– Zamierzałem ci powiedzieć. Tak naprawdę nie było żad¬nych wątpliwości co do tego. – Otworzył jej drzwi samocho¬du. – Ale jeszcze nie teraz. Muszę zadzwonić do Kelly'ego i powiedzieć mu, żeby spodziewał się nas lada moment. Po¬czekamy, dopóki nie będziemy pewni, że Michael jest bez¬pieczny.
Obserwowała blask czerwonych świateł samochodu Mac¬Duffa i Jocka znikającego za rogiem.
– Co zamierzasz, Royd?
– To samo, co zamierzałem od czasu Garwood. – Wybrał numer Kelly'ego. – Nic nowego. Każdy coś robi. Każdy ryzy¬kuje. Wszystko, żeby dopaść Sanborne'a i Bocha.
– Łapiemy samolot poza Atlantę – powiedział do telefonu.
– Przygotuj motorówkę i dowiedz się wszystkiego, czego możesz, o wyspie San Torrano.
Rozłączył się.
– Nigdy nie słyszałam o San Torrano – powiedziała Sophie.
– Prawdopodobnie jest wielkości znaczka pocztowego.
Boch i Sanborne nie chcieliby korzystać z wyspy, która byłaby bardziej znana. Im mniejsza, tym lepsza.
Włączył motor.
– Zmierzamy do Atlanty? Mogę zobaczyć Michaela?
– Dlaczego mnie pytasz? Nie ma sposobu, żebym trzymał cię z dala od niego.
– Miałam na myśli, czy spotkanie z nim byłoby dla mnie bezpieczne?
– Bóg jeden wie.
– Royd, do diabła, co się z tobą dzieje? Zachowujesz się jak dupek.
– Co jest ze mną? Przypominałem sobie ciebie leżącą na schodach tego domu i Devlina idącego wprost na ciebie Zmarszczyła brwi.
– Dlaczego? To było okropne, ale już po wszystkim. Nie przypuszczałam, że to ty będziesz rozwodził się nad prze¬szłością.
– Zwariowałaś? – burknął. – Co innego robimy? Nie może¬my iść naprzód, bo utknęliśmy w bagnie. Tylko tym razem byłaś prawie wciągnięta w ruchome piaski. Powinienem był cię wy¬ciągnąć i od razu odejść.
Zwróciła się w jego stronę.
– Wyciągnąłeś mnie. Możliwe, że ocaliłeś mi życie. A jeśli chcesz odejść, to ja cię nie zatrzymam. Ale pójdę za tobą. Jesteśmy za blisko.
Przez chwilę się nie odzywał.
– A ja bym ci pozwolił. – Przycisnął pedał gazu. _ Teraz bądź cicho i pozwól mi pomyśleć, w jaki sposób tym razem narażę twój kark.
– Pozbyłeś się już chłopaka? – spytał Boch.
– Jeszcze nie – odparł Sanbome. – Nie było ich na zamku.
Ale Franks pogadał zjednym z ludzi MacDuffa i wyszło na jaw, kto się nim zajmował. Długo to nie potrwa.
– Przestań się wygłupiać i po prostu pozwól Franksowi ją zabić – ostro powiedział Boch. – Możemy posłużyć się REM -4, które mamy do dyspozycji.
– To zbyt ryzykowne. Nie widzisz, że sytuacja się zmieniła?
Nie zamierzam ryzykować swoich inwestycji na rzecz podrzęd¬nego produktu, jeśli mogę sam rozwiązać problem.
– Mamy tylko tydzień.
– Tyle czasu wystarczy. Nikt nie zna REM-4 tak jak Sophie
Dunston, a wstępne eksperymenty Gorshanka przyniosły efek¬ty. Po prostu nie mógł pociągnąć tego dalej.
– I próbował nas oszukać.
– Ktoś już się zajął tą sprawą. Lada moment powinniśmy mieć jakieś wieści od Devlina – próbował uspokoić Bocha. – Muszę już kończyć. Mam parę spraw do załatwienia, zanim jutro przylecę na wyspę. Kiedy tam dotrzesz?
– Za dwa dni. Dlaczego lecisz tam tak wcześnie?
– Muszę być na miejscu, kiedy zgarniemy Sophie. Będziemy w kontakcie, kiedy Franks już złapie chłopaka w swoje ręce.
Rozłączył się.
Złapaliby Sophie Dunston. Stałaby się potulna, jeśli on miał¬by chłopaka. Kobiety osłaniają swoje słabości, gdy tylko ich dzieci zaczynają być zamieszane. Zawsze go to zastanawiało. Nawet jego własna matka okazywała ten typ słabości. Dopóki nie zaczęła cofać się przed wejściem mu w drogę, kiedy był nastolatkiem. Krótko po jej odejściu nauczył się, jak udawać to ciepło, które dla wszystkich wokół niego było tak ważne, ale było już za późno, żeby znowu znalazła sie w jego władzy. Unikała go aż do dnia, w którym umarła.
Ale nie to jest ważne. Dała mu niezłą lekcję na temat ludzkiej natury, a szczególnie kobiet.
A to właśnie mogło być bardzo przydatne w stosunkach z Sophie Dunston.
Telefon Royda zadzwonił, kiedy byli już z Sophie prawie przy domku nad jeziorem Joeego Quinna pod Atlantą. Dzwonił MacDuff.
– Dopiero co rozmawiałem z Campbellem. – W jego głosie słychać było gniew. – Charlie Kedrick, jeden z jego ludzi, został przechwycony w miasteczku. Prawdopodobnie przez Franksa albo kogoś od niego. Nie żyje.
– Cholera.
– I nie była to łatwa śmierć. Torturowali go. Najprawdopodobniej powiedział im wszystko. Nie było tego za wiele, ale znał nazwiska Jane i wiedział też, kim była. Przebywała kiedyś na zamku. To oznacza, że pewnie teraz idą tropami Jane i chłopca.