Выбрать главу

– Ja też cię kocham.

– Nic mu nie jest, Sophie – powiedział Jock. – Jeden łagodny atak. Był wspaniały.

– A skąd miał te siniaki?

– Jane.

– Co?

– Cień do powiek. – Umilkł i po chwili zapytał: – Co z Roydem?

– Jeszcze nie wiemy. Jesteśmy w szpitalu. Operują go. Przyjadę zabrać Michaela tak szybko, jak to będzie możliwe, ale nie mogę jeszcze zostawić Royda.

– Nie ma sprawy. Jane i Michael świetnie się dogadują, a teraz, kiedy wie, że jesteś bezpieczna, będzie zadowolony. – Sprawia wrażenie zadowolonego. Poker?

– Każdy chłopak powinien się nauczyć grać pokera. – Nagle głos Jocka stał się poważny. – Szkoda, że nie mogłem być z wami w San Torrano. Może Royd by nie oberwał.

– Wątpię.

– Teraz zraniłaś mnie. Nie wierzysz, że potrafię przenosić góry?

– Wierzę, że jesteś moim przyjacielem, który czuwa nad bezpieczeństwem mojego syna. To niezła góra.

– Warta zachodu, ale nie ekscytująca. Ale wytrwam na stanowisku, dopóki mnie nie zmienisz. Zadzwoń, jak będziesz coś wiedziała. Do widzenia, Sophie.

Rozłączył się.

Sophie wzięła głęboki oddech. Przynajmniej Michael byl bezpieczny.

– Jak tam twój syn?

Odwróciła się i zobaczyła MacDuffa stojącego niedaleko niej.

_ W porządku. Uczy się grać w pokera i jest zachwycony towarzystwem psa Jane.

_ Toby'ego? – Podał jej kawę. – Słyszałem, że to całkiem miłe zwierzę. Ona ma na jego punkcie bzika.

_ Chyba wiesz to z pierwszej ręki. Jesteście dobrymi przyjaciółmi.

_ Nasze relacje są… trudne. Nigdy nie zostałem zaproszony do domu nad jeziorem.

_ Chciałabym, żeby obecność Michaela tam nie była konieczna. _ Nagle przyszło jej coś do głowy. – Mogę mieć problemy, żeby dostać się do Michaela. To, że Boch i Sanbome nie żyją, nie znaczy, że wszystko jest w porządku. W ciąż jestem podej¬rzana o zabójstwo Dave'a. Szuka mnie policja.

_ Pewnie już niedługo. Przekonałem CIA, żeby wysłali na miejsce zbrodni własną ekipę. Skoro Devlin przygotował twoje DNA, to może zostawił też trochę swojego. CIA jest nam wdzięczne, że wyręczyliśmy ich, jeśli chodzi o REM-4. – Wziął ją pod ramię. – Chodźmy do środka. Robi się chłodno.

To ostre, zimne powietrze odpowiadało jej. Ale musi iść do środka, na wypadek gdyby lekarze mieli im coś do zakomunikowania.

Zatrzymała się. Przeszedł ją dreszcz. On nie umrze. Przeżyje operację. Gdy lekarze pojawią się w poczekalni, powiedzą, że wszystko jest już dobrze.

Skinęła głową.

_ Masz rację. Chodźmy do środka. Wkrótce powiadomią nas, czy…

_ Czekacie… na moje… ostatnie słowa? – zapytał ochrypłym głosem Royd.

Obudził się!

Sophie usiadła szybko na krześle przy łóżku.

– Nie powinieneś nic mówić. Coś ci podać?

– Och, tak. Mam całą listę. – Zamknął oczy. – Ale, jeśli umieram, muszę… ułożyć życzenia… w odpowiedniej kolej¬ności.

– Nie umierasz. Nie teraz. – Przystawiła mu do ust szklankę z kruszonym lodem. – Weź trochę do ust i pozwól, żeby się rozpuścił.

Posłuchał jej.

– REM-4. Odzyskaliście notatki, formuły?

Skinęła głową.

– MacDuff zlokalizował motorówkę z helikoptera. Wszystkie materiały były w walizce Sanborne ' a.

– Co z nimi zrobiłaś?

– Spaliłam je. Każdy dokument.

– Dobrze. Kiedy wychodzę?

– Za miesiąc, może później.

– Jak długo tu jestem?

– Dwa dni. – Dwa bardzo długie dni, kiedy czuwała przy nim, cierpiąc męki. – Wczoraj wieczorem polepszyło ci się i wiedzieliśmy już, że będziesz żył.

– Michael?

– W porządku. Wciąż w Atlancie.

Otworzył oczy ze zdziwienia.

– Więc… co wciąż tu robisz?

Zastanawiam się nad własnymi uczuciami, stwierdziła w duchu.

– Powiedziałam ci, że u Michaela wszystko dobrze. Nie potrzebuje mnie teraz.

– A ty musiałaś spełnić swój obowiązek.

– Zamknij się. – Głos jej drżał. – Staram się ci współczuć. Teraz nic ci nie mogę zrobić. Ale zapamiętam to sobie i po¬czekam, aż wyjdziesz ze szpitala.

– Powiedz, dlaczego jesteś miła dla wszystkich, oprócz mnie?

_ Byłam miła… kiedy byłeś nieprzytomny.

_ l myślałaś, że umieram. Następnym razem pozwól mi nacieszyć się tą stroną twojej osobowości, kiedy będę przytom¬ny. – Zamknął oczy – Teraz się prześpię. Muszę szybko dojść do siebie. Musimy tyle rzeczy ustalić między nami, będę potrzebował dużo siły.

– Śpij. Potrzebujesz snu.

Przez chwilę milczał.

_ Dlaczego zostałaś ze mną, zamiast jechać do Michaela?

– Potrzebowałeś mnie.

– l?

– Ocaliłeś mi życie.

– l?

_ Śpij – powiedziała załamującym się głosem. – Niczego więcej ze mnie nie wydusisz.

_ Dobrze. Ale jeszcze zobaczysz…

Ustalić tyle rzeczy, powiedział. Nawet teraz ją badał. Jak mogli cokolwiek ustalać? Oboje byli ofiarami Sanbome'a i Bo¬cha. W tej chwili nie potrafiła jasno myśleć. Była tak zmęczona, że w ogóle ledwo mogła zebrać myśli.

Ale czuła. Och, tak, czuła.

Wyciągnęła rękę i delikatnie odgarnęła mu włosy z czoła.

Kiedy go dotknęła, poczuła witalność, która wracała. Był tak jej bliski…

Otworzył oczy.

_ Złapałem cię na gorącym uczynku – wyszeptał.

Starała się ukryć łzy pod powiekami.

– Udawałeś martwego.

_ Mężczyzna musi robić swoje. – Przekręcił głowę i dotknął policzkiem jej dłoni. Znowu zamknął oczy. – Nie przestawaj.

_ Nie przestanę. – Pogłaskała go po policzku i dodała: – Nie wiem, co musiałbyś zrobić, żebym przestała…

Epilog

MacDuff's Run

Sześć miesięcy później

– Sophie.

Idzie!

Odwróciła twarz od morza i zobaczyła Royda idącego ścież¬ką w jej stronę. Szedł szybkim krokiem, niecierpliwie, z napię¬tym wyrazem twarzy. Serce waliło jej tak mocno, że przez chwilę nie mogła wymówić słowa.

– Bardzo dobrze wyglądasz – powiedziała, opanowując drżenie głosu. – Jak się czujesz?

– Jestem wściekły. Obudziłem się następnego ranka w szpitalu i powiedziano mi, że wyjechałaś z kraju. Dlaczego?

– Zdałam sobie sprawę, że nie mogę zostać.

– Michael.

– To był jeden z powodów. Potrzebował mnie bardziej niż ty.

– Na pewno. Jak się ma?

– Dobrze. W zeszłym miesiącu miał jedynie dwa ataki. Myślę, że wychodzi z tego.

– Świetnie. Jaki jest ten drugi powód, dla którego mnie zostawiłaś?

– Ten drugi powód był bardziej osobisty. Nie wiedziałam, co myśleć. Potrzebowałam czasu, żeby sobie wszystko ułożyć w głowie.

– Beze mnie.

_ Bez ciebie – przytaknęła. – Nie mogłabym skupić myśli, gdybyś był w pobliżu.

– To dobrze.

Spojrzała na niego.

_ Ty też potrzebowałeś czasu. Musiałeś mieć szansę, żeby zapomnieć o mnie. Zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, które cię przeze mnie spotkały.

_ Dzięki tobie doświadczyłem też wiele dobrych rzeczy. Jak długo będę musiał cię przekonywać, że jesteśmy kwita? – Nie czekając na odpowiedź, dodał: – Więc poprosiłaś MacDuffa, żeby przywiózł tu ciebie i Michaela, i kazałaś mu powiedzieć mi, żebym trzymał się od ciebie z daleka.

_ Dopóki nie będę gotowa. – Uśmiechnęła się• – Musiałam też załatwić kilka innych rzeczy. Razem z lane MacGuire zebrałyśmy wystarczającą ilość pieniędzy, żeby odbudować zbiorniki wodne na San Torrano. To niesamowita kobieta.

_ Słyszałem. – Umilkł i dodał po chwili. – Wiesz, chciałem zorganizować zespół komandosów, żeby zdobyć do miejsce. – Ale tego nie zrobiłeś.