Выбрать главу

Byłam na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna, że blefuje, ale dobijał się tak zapamiętale, że uznałam, iż lepiej nie ryzykować. Niechętnie, odpięłam łańcuch i otworzyłam drzwi.

Przez pełne dwie sekundy po prostu staliśmy, wpatrując się w siebie nawzajem. Miał na sobie wytarte dżinsy i trapery. Pod ubraniem widoczny był zarys broni. Spod rękawa koszulki wyglądała wytatuowana pantera, flirtując ze mną. Kiedy powoli zmierzył mnie wzrokiem, uświadomiłam sobie z pełną mocą, że jeszcze nie myłam zębów. Zaschło mi w gardle i z trudem przełknęłam ślinę, nie wiedząc, czy jestem na niego wściekła za to, że nie zadzwonił, czy szczęśliwa, bo w końcu się zjawił. Pierwszy przerwał milczenie.

– Fajny strój. – Uśmiechnął się lekko.

Spojrzałam w dół. Że też musiał się zjawić akurat, kiedy miałam na sobie żółtą piżamę w kaczuszki.

– Dzięki – powiedziałam z całą godnością, na jaką może się zdobyć dorosła kobieta w kaczuszkach.

– Mogę wejść?

Po chwili wahania się odsunęłam. W końcu, nie byliśmy sobie obcy. To znaczy, ostatnim razem, widział mnie prawie kompletnie nagą, a ja wiedziałam już, jaki ma rozmiar prezerwatywy, ale to, że nie odzywał się do mnie od tygodni, nie świadczyło o jakiejś wielkiej zażyłości między nami.

Zdecydowałam się przyjąć postawę chłodnej i wyluzowanej. Oparłam się o kuchenny blat i skrzyżowałam ręce na piersi, udając, że jego seksowny zarost i ciało gladiatora w ogóle na mnie nie działają.

– Co tu robisz? – zapiszczałam, żałując, że nie jestem lepsza.

– Nie oddzwoniłaś.

– Ja? Ja? Ja! – wykrzyknęłam. – To ty nie odzywasz się od tygodni! Wzruszył ramionami.

– Byłem zajęty. – Zmrużyłam oczy.

– Zbyt zajęty, żeby wykonać jeden, króciutki telefon?

– Praca – odparł sucho, po czym napiął mięśnie szczęki, przybierając minę groźnego gliniarza. Może i odnosi to pożądany efekt podczas przesłuchiwania podejrzanych, ale nie ze mną te numery.

– Aha. I co, dzisiaj rano twój napięty grafik nagle się rozluźnił, więc postanowiłeś wpaść, żeby podokuczać mi z powodu piżamy?

– Ale ty jesteś zrzędliwa z rana. – Jeszcze bardziej zwęziłam oczy.

– Powinieneś zobaczyć mnie po kawie. Wtedy dopiero się rozkręcam.

Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu dużego, złego wilka. Zaniepokoiłam się, bo kiedy pojawiał się ten uśmiech, wystarczył jeden chuch i dmuch, żeby moje majtki wylądowały na drugim końcu pokoju. Przestąpiłam z nogi na nogę, przypominając sobie, że to ten facet doprowadził mnie do maratonu z Joanie Loves Chachi.

– Jeśli chcesz wiedzieć – powiedział – to wziąłem sobie wolny dzień. Ktoś – spojrzał na mnie znacząco – zostawił mi na poczcie głosowej wiadomość o strzelaninie i trupach. Przyznasz, że to dość niepokojące. Zwłaszcza znając ciebie.

– Cha, cha. Bardzo śmieszne. To był tylko jeden cycek, okej? Przebiłam jeden cholerny implant i nagle jestem Calamity Jane.

Znowu się uśmiechnął.

– Może po prostu opowiesz mi o tym telefonie, co?

Wahałam się. Owszem, sama do niego zadzwoniłam, ale to jak się uśmiechał – przemądrzale, seksownie i swobodnie, jakbyśmy swego czasu nie byli o krok od pójścia do łóżka – zaczynało mi działać na nerwy.

Miałam dwa wyjścia. Mogłam mu powiedzieć, żeby spadał, za to, że nie zadzwonił do mnie przez całe sześć tygodni, a potem miał czelność pojawić się akurat, kiedy miałam na sobie piżamę w kaczuszki, albo schować moją dumę do kieszeni, zrobić dzbanek kawy i puścić mu wiadomość od Larry'ego. (Zignorowałam głos w mojej głowie, podpowiadający wyjście numer trzy: Prześpij się z nim, tu i teraz, idiotko, zanim znowu zniknie na niewiadomo jak długo!)

Kusiło mnie, żeby posłać go do diabła, żeby spadał, ale ostatecznie uznałam, że opcja numer dwa jest o wiele sensowniej sza. Nastawiłam więc ekspres i puściłam wiadomość z sekretarki.

Ramirez słuchał z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przygryzłam wargę, mając cichą nadzieję, że powie, iż komuś po prostu strzelił gaźnik, choć sama coraz bardziej skłaniałam się ku teorii Dany o berettach kaliber 45.

– No i? – zapytałam. – Co o tym myślisz? Usiadł na rutonie, pocierając dłonią twarz.

– Powiedział, że nazywa się Larry. Larry jak?

– Springer. A co?

Ramirez westchnął, ale jego twarz nadal była nieprzenikliwa.

– Nic. To pewnie tylko głupi dowcip.

– Ale chyba powinniśmy to sprawdzić?

– Co znaczy ta liczba mnoga? – Spojrzał na mnie tak, jakbym właśnie zaproponowała, żebyśmy wzięli ślub w czerwcu. Jego wcześniejszy dobry nastrój gdzieś się ulotnił. – Ty nie będziesz niczego sprawdzać. Jeśli facet jeszcze się odezwie, pozwól, żeby zajęła się tym policja.

– Ale jeśli nie żyje, to już raczej nie zadzwoni. Nie uważasz, że ktoś powinien to sprawdzić?

– Może i ktoś powinien. Ale na pewno nie ty. – Zaczynałam to brać do siebie.

– Sprawdziłam już numery w Vegas i zawęziłam listę do dwóch Larrych Springerów. – Pokazałam mu kartkę z telefonami. – Dana pracuje nad adresami.

– Adresami? – Ramirez podniósł głos. – Chyba nie zamierzasz pojechać do Vegas i odszukać tego faceta, co?

– Nie zastanawiałam się nad tym, ale to w końcu mój oj…

– Nie! Nie, nie, nie, nie. – Ramirez wstał, kręcąc głową. – Zostaniesz tutaj. Jeśli to rzeczywiście był odgłos wystrzału, nie powinnaś się w to mieszać. Niech zajmie się tym tamtejsza policja. Kategorycznie zabraniam ci jechać do Las Vegas.

Zamrugałam.

– Zabraniasz mi?

Tak naprawdę wcale nie planowałam wycieczki do Vegas. Choć myśl o tym, że mój ojciec może leżeć martwy w jakimś kanale, bardzo mnie niepokoiła, nie byłam gotowa stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który mnie porzucił i przez ostatnie dwadzieścia sześć lat nie przysłał mi nawet kartki na urodziny. Po uzyskaniu adresów zamierzałam przekazać całą sprawę gliniarzom z Las Vegas, z nadzieją, że nie odkryją niczego niepokojącego. Jednak fakt, że Ramirez miał czelność czegokolwiek mi zabraniać, po tym jak przez ostatnie sześć tygodni nie dawał znaku życia, sprawił, że przed moimi oczami zaczęły wirować stoły do blackjacka.

– Przepraszam, czy przed chwilą powiedziałeś, że zabraniasz mi jechać do Vegas?

Potarł dłonią twarz i zaklął pod nosem.

– Grzecznie cię proszę, żebyś została w domu. A ponieważ jestem funkcjonariuszem policji, mądrze zrobisz, jeśli mnie posłuchasz.

– Wiadomość jest na mojej sekretarce i zostawił ją mój ojciec. A skoro odwiedzenie własnego ojca nie jest sprzeczne z prawem, sama mogę decydować, czy jechać do Vegas, czy nie.

– Ostrzegam cię, Maddie…

– Ostrzegasz mnie? – Zrobiłam krok w jego stronę, wypinając pierś w akcie udawanego męstwa. – A jak zamierzasz mnie powstrzymać?

Złapał mnie za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy. A potem przywarł ustami do moich.

Przez pół sekundy byłam w kompletnym szoku. Chciałabym móc powiedzieć, że go odepchnęłam, dałam mu w twarz (na co według mnie w pełni sobie zasłużył) i oświadczyłam, gdzie może sobie wsadzić swoje ostrzeżenie. Niestety, długie tygodnie mimowolnego celibatu sprawiły, że zamieniłam się w klasyczną, pozbawioną kręgosłupa galaretę i natychmiast pożałowałam, że poprzedniego wieczoru nie włożyłam jakiejś bardziej seksownej piżamki.

Kiedy już sprawił, że moje hormony zaczęły szaleć, odsunął się i spojrzał na mnie maślanymi oczami.

– Maddie, proszę cię, trzymaj się z dala od Las Vegas.

– To nie fair. – Uśmiechnął się.

– To było naprawdę podstępne zagranie. – Odchrząknęłam. – Ale nie zadziałało. – Za bardzo.