Выбрать главу

Było jeszcze ciemno. Przeczołgał się na przednie siedzenie, włączył reflektory i zapuścił silnik. Potem, trzęsąc się z zimna, zrobił rundkę wokół samochodu, żeby rozgrzać zesztywniałe stawy. Zatrzymał się przed chłodnicą, spojrzał na tablice rejestracyjne i pomyślał, że powinien je zmienić przy najbliższej okazji.

Potem wsiadł do samochodu i pojechał dalej na północ.

Chłopiec zwany Kasprem był niewielkiego wzrostu, delikatny i wiotki, a jasne włosy opadające falami na ramiona podkreślały drobne i dziecinne rysy jego twarzy. Kiedy prowadził, często się zdarzało, że musiał pokazywać prawo jazdy – trudno było uwierzyć, że skończył osiemnaście lat. Zawsze go to denerwowało i miał nadzieję, że jadąc bocznymi drogami, uniknie spotkania z policyjnym patrolem.

Prawo jazdy było w porządku. Leżało w tylnej kieszeni dżinsów, wystawione na Ronniego Kasperssona, urodzonego 540916.

Zastanawiał się, co się stało z kumplem. Kiedy widział, jak pada na ziemię, był przekonany, że został zabity, ale teraz nie miał już takiej pewności. Stał na środku drogi, krzyknął: „Do wozu, Kasper!” i celował w jednego z policjantów. I nagle sam został postrzelony. Może zdążył przedtem zabić jednego czy dwóch gliniarzy; Kasper nie miał pojęcia, bo przeraził się i zwiał. Nawet nie wiedział, że ten drugi miał broń.

Może nie zginął, tylko siedział teraz u glin i sypał. Ale co mógł sypnąć, nawet nie znał jego prawdziwego imienia i nazwiska. Podobnie jak Kasper nie wiedział o nim nic prócz imienia.

Spotkali się w piątek wieczorem w Malmö.

Kasper przyjechał rano z Kopenhagi. Właściwie chciał wracać do Sztokholmu, ale skończyły się pieniądze i nie udało mu się złapać stopa. Włóczył się więc przez cały dzień po Malmö i zastanawiał, skąd zdobyć trochę kasy. Malmö było dla niego obcym miastem, nikogo tam nie znał i nie wiedział, dokąd mógłby pójść.

W końcu poszedł do parku i spotkał tam paru chłopaków, którzy poczęstowali go piwem. Tak poznał Kristera.

Pozostali poszli sobie, a Krister i Kasper nadal siedzieli na ławce, dzieląc się piwem.

Krister też nie miał pieniędzy, ale miał samochód. Nie było jasne, czy własny, ale w każdym razie miał do niego kluczyki. Mieszkał w Malmö i wiedział, gdzie są domki letnie, do których można się włamać.

W nocy z piątku na sobotę jeździli wkoło samochodem i zaliczyli nieudaną próbę włamania do willi tuż za miastem. W końcu włamali się do letniego domku, który wyglądał, jak gdyby został zamknięty na zimę. Znaleźli kilka konserw, zjedli je i przespali się parę godzin. W domu nie było nic wartościowego, ale wzięli parę obrazów i gipsową figurkę stojącą na cokole.

Wrócili do Malmö i Kristerowi udało się ukraść kilka płyt w sklepie muzycznym.

Krister, który znał miasto, sprzedał je od ręki, a za pieniądze kupili piwo i tanie wino.

Posiedzieli w parku i pojeździli dookoła samochodem, aż zapadł wieczór.

– Wieczorem pojedziemy w miejsce, gdzie mieszkają sami bogaci ludzie – powiedział Krister.

Miejsce nazywało się Ljunghusen i było widać po domach, że to zamożna dzielnica.

Włamali się do paru z nich i wzięli rzeczy łatwe do sprzedania. Telewizor, tranzystor i kilka dywanów, które jak twierdził Krister, były prawdziwe. W jednym domu dostali się do barku i zabrali ze sobą kilka butelek alkoholu. Do tego trafili na trochę gotówki – w śwince-skarbonce, którą rozbili, leżało około trzydziestu nowych pięciokoronówek.

Mieli udaną noc, dopóki nie pojawił się znikąd tamten radiowóz.

Kasper odtworzył w myślach przebieg wypadków, nie wiedząc już, który to raz.

Najpierw młody gliniarz, który stanął nagle z pistoletem w dłoni, potem starszy, który chwycił Kristera, potem huk wystrzału z broni młodego policjanta, jak Kasper z początku pomyślał. Potem zobaczył, że jeden z policjantów się przewraca, zaraz po nim drugi i zrozumiał, że strzelał Krister.

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie, Kasper się przestraszył i odjechał, nie sprawdzając, czy Krister nie żyje, czy jest tylko ranny.

Jechał tą samą drogą, którą przybyli z Malmö, ale zmienił kierunek, kiedy zaczęła się autostrada.

Uzmysłowił sobie, że na pewno wszczęto już alarm i radiowozy i karetki nadjadą ze strony Malmö.

Nagle skończyła się benzyna.

Rozmawiał właśnie z Kristerem o tym, że muszą znaleźć samochód, z którego mogliby nalać benzyny, gdy pojawił się radiowóz. Potem, kiedy ogarnęła go panika i wcisnął pedał gazu, zapomniał, że bak jest prawie pusty.

Zepchnął samochód z niewielkiego wzniesienia i ustawił za walącą się szopą.

Skradzione rzeczy zostawił w środku.

Potem poszedł poboczem i dość szybko dotarł do niewielkiej wsi. W oddali słyszał wycie policyjnych syren i dźwięk ten przeraził go nie na żarty. Spróbował z kilkoma samochodami, nim trafił na odpowiedni. Stał przed dużą willą, zaparkowany w otwartym garażu, z drzwiami niezamkniętymi na zamek.

Kasper był świadomy ryzyka. Właściciel samochodu mógł w każdej chwili wyjść z domu. Ale był wczesny niedzielny ranek i uruchomienie silnika zajęło mu tylko parę minut.

Potem jechał dalej na północ.

Do domu. Do Sztokholmu.

Kasper mieszkał w Sztokholmie przez całe swoje dziewiętnastoletnie życie. Właściwie nigdy w samym mieście. Urodził się i dorastał na przedmieściu, tam chodził do szkoły i mieszkał z rodzicami do szesnastego roku życia. Potem szukał pracy, trzeba przyznać, że z niewielkim zaangażowaniem. Jego rodzice wyprowadzili się z miasta dwa lata wcześniej i kupili domek szeregowy w okolicach Södertälje, a on nie chciał się wyprowadzić z nimi i zaczął wieść dość luzacką egzystencję w stolicy.

Nabycie własnego mieszkania było wykluczone. Utrzymywał się z zasiłku dla bezrobotnych i pomocy społecznej i mieszkał głównie u kumpli lub aktualnych dziewczyn, rozwiedzionych młodych kobiet z mieszkaniem i miejscem w łóżku.

Wkrótce wszedł w kręgi żyjące według zasady, że przestępstwo się opłaca, dopóki ktoś prowadzi działalność na mniejszą skalę i jest na tyle sprytny, by nie dać się złapać. Brał udział we włamaniach, dokonywał drobnych kradzieży na własną rękę, zajmował się trochę kradzieżami samochodów i paserstwem, i przez kilka miesięcy żył z dziewczyny, która wychodziła na Malmskillnadsgatan i zabierała do domu klientów, podczas gdy on siedział w jej kuchni, pijąc wódkę i Pommac. W działalności przestępczej miał dwie zasady: nigdy nie handlować narkotykami i nigdy nie nosić broni. Dziecinny wygląd bardzo mu pomagał i chłopak tylko raz został ukarany.

Nie miał wyrzutów sumienia z powodu życia, jakie prowadził. Jak tylu innych młodych ludzi w Szwecji, nie mógł się poczuwać do lojalności wobec porządku społecznego, w którym pozycja i materialny dobrobyt były jedyną miarą wartości człowieka, a które jednocześnie nie potrafiło zapewnić młodzieży uczciwej i względnie sensownej pracy. Poradził sobie z poczuciem winy i wyznawał ten sam pogląd, co tysiące jego rówieśników: nie urodził się z wyboru we wrogim człowiekowi systemie politycznym, który żądał solidarności w zamian za kłamstwo i zdradę, i miał poczucie, że wstydzić powinien się nie on, lecz ci, którzy rządzą krajem.

Koło Katrineholm musiał zatankować. Zapłacił błyszczącymi pięciokoronówkami, a pracownik stacji benzynowej popatrzył na nie, nim włożył je do specjalnej przegródki w kasie, i zapytał:

– Nie szkoda ci się ich pozbywać?

Kasper wzruszył ramionami i próbował wymyślić jakieś wyjaśnienie, ale nic nie powiedział.

Poczuł nagle, jak bardzo jest głodny, i wszedł do kafejki koło stacji benzynowej. Zjadł danie dnia, jakieś mięso z lepkim brunatnym sosem bez smaku, odrobiną borówek i czterema rozgotowanymi ziemniakami. Jedzenie było niedobre i nawet nie ciepłe, ale był zbyt wygłodniały, by przejmować się smakiem.