– Możesz jeszcze rozmawiać?
– Pewnie – odrzekł Hector. – Nic takiego mi nie jest. Co chcesz wiedzieć?
– Najbardziej mnie zastanawia sam przebieg zdarzeń. Zatrzymujecie samochód do kontroli i wysiadacie. Przedtem zwracasz uwagę na markę, kolor i numer rejestracyjny.
– Zgadza się.
– Co zrobili mężczyźni w samochodzie?
– Też wysiedli. Emil, kolega tutaj, poświecił w samochodzie latarką. Potem złapał tego z chłopaków, który stał bliżej. A ten nagle zaczął strzelać.
– Zostałeś wtedy trafiony?
– Prawie. Sądzę, że kolega dostał pierwsze kule. Ale to szło błyskawicznie. Zostałem trafiony zaraz potem.
– Ale udało ci się wyciągnąć pistolet?
– Zrobiłem to wcześniej.
– Podszedłeś więc do samochodu z pistoletem w dłoni.
– Tak, jakbym miał przeczucie.
– Myślisz, że mężczyźni w samochodzie widzieli ten pistolet?
– Na pewno. Ale nie miałem kuli w magazynku. Nie wolno. Musiałem więc pogrzebać w kieszeni, nim mogłem sam strzelić.
Kollberg zerknął z ukosa na Elofssona, który zaczynał wyglądać na coraz mniej przytomnego. Badanie techniczne wykazało, że i on, i Borglund mieli po jednym naboju w swoich pistoletach. Ale żaden z nich nie strzelał, a co do Elofssona można było mieć pewność, że nawet nie odpiął kabury.
– Słuchaj – rzekł Hector. – Słyszałem plotkę, że Gustav Borglund został zabity. Czy to prawda?
– Tak – potwierdził Kollberg. – Zmarł nad ranem. Tutaj w szpitalu. Ale leżał na innym oddziale.
– To straszne – powiedział Hector.
Kollberg skinął głową.
– Tak. Paskudna historia.
– Nie widziałem go, kiedy to się działo – powiedział Hector. – Był za mną. Musiał go trafić najpierw.
– Ja go widziałem – rzekł niewyraźnie Elofsson. – Przyczołgał się, kiedy zastrzeliłeś tego bandytę. To on włączył alarm. I pomógł mi. Ale było widać, że jest ranny. Czy Gustav nie żyje?
Kollberg widział, że Elofsson zaczyna tracić siły, ale musiał zadać jeszcze parę pytań.
– Wiecie może, czy obaj mężczyźni do was strzelali?
– Myślałem, że ten drugi też – odparł Elofsson. – Wtedy, kiedy to się działo, byłem pewny, że strzelali obaj. Bo ktoś strzelił zza mnie. Ale teraz rozumiem, że to musiał być kolega David.
Kollberg znowu zwrócił się do Hectora i zapytał:
– A co ty powiesz?
– Wiem tylko na pewno, że widziałem, jak ten wysoki ciemny facet strzela do Emila i do mnie, jak już leżeliśmy na ziemi. A potem go zastrzeliłem. Odtąd nic nie pamiętam. Ale Emil nie stracił przytomności.
– Nie – odrzekł Elofsson matowym głosem. – Widziałem, jak ten, który do mnie strzelał, wyrzuca w górę ręce i pada. Potem usłyszałem, jak samochód cofa i po chwili ostro rusza.
– Więc żaden z was nie odniósł wrażenia, że jasnowłosy chłopak strzelał albo chociaż miał broń?
– Nie – odparł Hector. – Niczego takiego nie widziałem.
Elofsson milczał. Chyba zapadł w półsen.
Kollberg patrzył przez chwilę na Hectora. Sformułował w myślach pytanie, ale go nie zadał.
Czy zawsze masz takie przeczucia? Najpierw wyjąć pistolet, a potem pytać?
Nie powiedział jednak tego głośno. To nie był dobry moment.
– Cześć, chłopaki – powiedział. – I szybko wracajcie do zdrowia.
W drodze do wyjścia próbował znaleźć lekarza oddziałowego.
– Operuje – poinformowała pielęgniarka.
– A ten doktor Aklam…
– Aztazkanzakerskij – poprawiła. – Też operuje. Co chce pan wiedzieć?
– Wydawało mi się, że Elofsson źle wygląda.
– Jest słaby – powiedziała. – Ale jego stan nie jest już krytyczny. Obaj z tego wyjdą, nawet jeśli…
– Tak?
– To były poważne rany. Być może żaden z nich nie powróci w pełni do zdrowia.
Kollberg się wzdrygnął.
– To przykre.
– Trzeba starać się patrzeć na rzeczy z jasnej strony – powiedziała.
– Może – odparł Kollberg. – Do widzenia.
Rozmowa była i pożyteczna, i dająca do myślenia.
Na komendzie w Malmö Per Månsson odgryzał małe kawałki wykałaczki, którą trzymał w ustach, wrzucał je do kosza i mówił:
– Masakra. To oznacza, że od trzech dni szukamy w całym kraju niewłaściwego samochodu. Nie ta marka, nie ten kolor, nie ta litera i nie ten numer. Czego można jeszcze chcieć?
– Na co umarł Borglund? – zapytał Kollberg.
– Został zabity w strzelaninie – odrzekł ze śmiertelną powagą Månsson. – Tak piszą w gazetach.
Z kieszonki na piersi wyjął nową wykałaczkę i powoli rozwinął z celofanowego opakowania.
– Właśnie dostałem to na piśmie, żeby nie było żadnych nieporozumień.
Podał kartkę Kollbergowi, który przeczytał:
Asystent policji Gustav Borglund, lat 37, zmarł dziś rano z obrażeń, które odniósł podczas strzelaniny między policją i dwoma uzbrojonymi desperatami w Ljunghusen. Pozostali dwaj policjanci zostali podczas tego zdarzenia ciężko ranni. Ich stan jest jednak obecnie zadowalający.
Kollberg odłożył kartkę na biurko.
– Na co naprawdę umarł?
Månsson wyglądał przez okno z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Użądliła go osa – powiedział.
Rozdział 22
Dla Månssona i Kollberga nastały ciężkie chwile. Stig Malm ścigał ich niczym jastrząb przez całe środowe popołudnie. Jedyną pociechą było to, że szef taktycznego komanda pozostał w Sztokholmie i zadowalał się nękaniem swego sztabu przez telefon.
„Jak wam idzie?”
„Znaleźliście już samochód?”
„Zidentyfikowaliście zabójcę?”
„Kim jest drugi desperat?”
I najbardziej przytłaczające pytanie:
– Czemu nic nie robicie?
Trafiło na Månssona, który nie dał się wyprowadzić z równowagi.
– Och, robimy całkiem sporo.
Kollberg obserwował go z drugiej strony biurka i podziwiał jego spokój. Månsson nieporuszony żuł wykałaczkę, podczas gdy Malm nadal trajkotał w słuchawce.
– Dopiero teraz dostaliśmy trochę materiału do pracy – powiedział.
I po chwili:
– Nie, nie rób tego. Na pewno lepiej nadzorować śledztwo z centrali, żeby ktoś trzymał wszystkie sznurki. Tak, odezwiemy się.
Månsson położył słuchawkę.
– Grozi, że tu przyjedzie. Jeżeli te cholerne samoloty latają, możemy go tu mieć za dwie godziny.
– Nie – powiedział z rozpaczą w głosie Kollberg. – Wszystko. Tylko nie to.
– Nie sądzę, że mówił to poważnie – rzekł Månsson. – Teraz zresztą zaczyna się nam rozjaśniać. Poza tym wiem od dawna, że on nie lubi latać samolotem.
Månsson miał rację. Malm się nie pojawił, a w czwartek rano sprawa się rozjaśniła.
Kollberg spał niespokojnie po prawie niejadalnym posiłku, jaki zjadł w restauracji uchodzącej za tanią. Kiedy się obudził, pomyślał z zazdrością o Martinie Becku, który pewnie stołuje się po królewsku w pensjonacie w Anderslöv, a teraz siedzi z Nöjdem, rozważając sprawę Sigbrit Mård.
Potem zjadł w hotelu podwójną porcję jajecznicy z szynką i był w nieco lepszym humorze, kiedy otwierał wielkie miedziane drzwi komendy i człapał w górę po schodach, żeby spotkać Månssona i zasięgnąć porannych wiadomości. Po drodze widział słowa ZABÓJSTWO POLICJANTA na pierwszych stronach wszystkich gazet.