W mgnieniu oka ocenił sytuację. Potem powiedział:
– Będzie ciężko, ale okej. Wysiądziemy i podejdziemy od lewej strony. Jeżeli zaczną strzelać, schowamy się za wychodkiem. Spróbuję go obejść i zaskoczyć ich od tyłu. Ty zostajesz w kryjówce i strzelasz powoli w dach lub w okap, na lewo od ganku.
– Kiepsko strzelam – wymamrotał Rönn.
– Ale w dom chyba, do cholery, trafisz?
– Tak. Przynajmniej mam nadzieję.
– Einar?
– Tak?
– Nie ryzykuj. Gdyby coś źle poszło, zostań w ukryciu i czekaj na wielką inwazję.
W środku domu Bochen i Kasper usłyszeli samochód wcześniej, niż zobaczyli. Teraz stali przy oknie i wyglądali na zewnątrz.
– Dziwny samochód – orzekł Bochen. – Nigdy takiego nie widziałem.
– Może jakiś kierowca tu zabłądził – powiedział Kasper.
– Możliwe – odparł sucho Bochen.
Wziął jeden z pistoletów maszynowych, a drugi podał Kasprowi.
Rönn i Gunvald Larsson wysiedli i zaczęli iść w stronę domu.
Bochen przyjrzał się im, po czym stwierdził zrezygnowanym głosem:
– Gliny. Poznaję obu. Wydział zabójstw w Sztokholmie. Ale to będzie łatwa rozgrywka.
Wypchnął łokciem szybę środkowego okna, wycelował i zaczął strzelać.
Rönn i Gunvald usłyszeli brzęk tłuczonego szkła i wiedzieli, co to oznacza. Obaj zareagowali szybko, uskoczyli na bok i rzucili się szczupakiem za wychodek.
Salwa tak czy owak nie trafiła, ponieważ Bochen nie był przyzwyczajony do strzelania na taką odległość i trzymał broń za wysoko. Wydawał się jednak zadowolony, gdy powiedział:
– Teraz mamy ich w garści. Jedyne, co musisz zrobić, Kasper, to kryć się za moimi plecami.
Gunvald Larsson nie pozostał w kryjówce dłużej niż kilka sekund. Potem wczołgał się za gęstwinę niskich krzaków jeżyn.
Rönn leżał dobrze ukryty za kamiennym podmurowaniem. Wyjął pistolet i strzelił dwa razy w dach. Odpowiedź przyszła natychmiast. Tym razem salwa dłuższa i lepiej wymierzona. Kaskada gruzu trysnęła mu w twarz.
Rönn wystrzelił jeszcze raz, prawdopodobnie wcale nie trafiając w dom, ale nie miało to większego znaczenia.
Gunvald Larsson był już przy domu. Pełzł szybko wzdłuż tylnej ściany, przeczołgał się przez narożnik i znalazł pod szczytowym oknem. Ukląkł i wyjął swój rewolwer Smith & Wesson 38 Master, który nosił przypięty do paska przy prawym biodrze. Potem jeszcze trochę się podniósł, trzymając pistolet w pogotowiu, i zajrzał do środka. Pusta kuchnia. Trzy metry od okna uchylone drzwi. Kasper i Lindberg byli prawdopodobnie w pokoju za nimi.
Gunvald Larsson zaczekał, aż Rönn wznowi ostrzał. Czekał tylko pół minuty, nim pistolet Rönna wystrzelił dwa razy.
Natychmiast w odpowiedzi rozległa się salwa, zakończona metalicznym kliknięciem oznaczającym, że magazynek jest pusty.
Gunvald Larsson wziął rozpęd i rzucił się przez okno, wyciągając ręce, by osłonić twarz.
Wylądował na podłodze w chmurze odłamków szkła i odprysków drewna, przetoczył się, zerwał na nogi, otworzył kopniakiem drzwi na oścież i wpadł do następnego pokoju.
Lindberg stał o krok od okna, lekko pochylony do przodu i zajęty ładowaniem magazynku. W kącie za nim stał Ronnie Kaspersson z drugim pistoletem maszynowym w rękach.
– Strzelaj, do diabła, Kasper! – krzyknął Bochen. – Jest ich tylko dwóch. Zastrzel go!
– Wystarczy, Lindberg – odezwał się Gunvald Larsson.
Postąpił o krok naprzód, uniósł lewą rękę i uderzył mocno Bochna nad obojczykiem tuż koło gardła.
Lindberg wypuścił broń i upadł jak zwalony pałką.
Gunvald Larsson patrzył na Ronniego Kasperssona, który też upuścił broń i zakrył twarz dłońmi.
– Dobrze – powiedział Gunvald Larsson do siebie. – Właśnie tak.
Potem otworzył drzwi wejściowe i zawołał:
– Możesz już wejść, Einar!
Rönn wszedł do środka.
– Lepiej załóż kajdanki temu osobnikowi – rzekł Gunvald Larsson, trącając Bochna nogą.
Potem spojrzał na Ronniego Kasperssona i powiedział:
– Ty nie potrzebujesz kajdanków, prawda?
Ronnie Kaspersson pokręcił głową, nie odrywając rąk od twarzy.
W kwadrans później wsadzili aresztowanych na tylne siedzenie i wjechali na podwórze, by zawrócić. Lindberg pozbierał się już po uderzeniu i nawet odzyskał trochę dobrego humoru.
W tej samej chwili na podwórze wbiegł mężczyzna w sportowym dresie. Trzymał w ręce kompas i patrzył głupkowato to na samochód, to na dom.
– Wielkie nieba – powiedział Bochen Lindberg. – Gliniarz przebrany za biegacza na orientację. Tylko dlaczego ma kompas, a nie ma mapy?
Wybuchnął głośnym śmiechem.
Gunvald Larsson opuścił boczną szybę i rzucił:
– Hej, ty.
Mężczyzna w dresie podszedł do samochodu.
– Masz przy sobie radio?
– Oczywiście.
– To powiedz Malmowi, że może odwołać ćwiczenia. Wystarczy, jeśli ktoś tu podjedzie i przeszuka chałupę.
Mężczyzna długo zmagał się z radiem, po czym powiedział:
– Zatrzymanych należy przekazać do siedziby komanda szefa biura Malma, dwa kilometry na wschód od drugiego „e” w Österhaninge.
– Tak zrobimy – odrzekł Gunvald Larsson i podniósł szybę.
Malm wyglądał na zadowolonego, kiedy stał otoczony swoimi podkomendnymi.
– Sprawna robota, Larsson – pochwalił. – Muszę to przyznać. A czemu Kaspersson nie ma kajdanków?
– Nie potrzebuje ich.
– Gadanie, załóż mu.
– Nie mam – odrzekł Gunvald Larsson.
Potem odjechał stamtąd z Rönnem.
– Mam nadzieję, że chłopak dostanie dobrego adwokata – odezwał się po chwili.
Rönn nie odpowiedział. Zamiast tego zauważył:
– Gunvald, masz zniszczoną kurtkę. Całą podartą.
– Wiem, do cholery – odparł posępnie Gunvald Larsson.
Rozdział 30
Kiedy Martin Beck odbył rozmowę z Bennym Skackem, reszta poszła dość szybko.
Po wstępnym przeglądzie beżowego volvo w PLTK w Solnie Hjelm mógł go poinformować, że w bagażniku znalazł między innymi bawełnianą szmatkę. Analiza laboratoryjna wykazała, że zawiera opiłki niklu tego samego rodzaju, co znalezione w szmatce z miejsca zbrodni.
Jeszcze tego popołudnia przeprowadzono badanie w fabryce Kaja Sundströma, produkującej części do maszyn, narzędzia specjalistyczne i drobne elementy mechaniczne.
Nikiel był ważnym składnikiem wielu tych produktów i w pomieszczeniach warsztatowych pełno było jego cząstek. Do tego znaleziono karton bawełnianych ścinków z wmieszanymi opiłkami niklu w kącie pomieszczenia, w którym fabrykant zwykle stawiał swój samochód.
Porównanie próbek pisma wykazało, jak się spodziewano, że oba liściki zostały napisane ręką Sundströma.
W biurku szefa fabryki znajdował się plik kopert takich jak te, w których co miesiąc wysyłano czynsz za kawalerkę. Maszyna, na której pisano Czynsz S. Jönsson, stała na półce koło biurka.
Technicy kryminalni z Helsingborga zbadali dokładnie mieszkanie, które służyło za miłosne gniazdko, i zabezpieczyli między innymi odciski palców.
Wobec powyższego można było uznać, że dowody łączą Kaja Everta Sundströma z morderstwem popełnionym na Sigbrit Mård.
Fabryka znajdowała się w Trelleborgu, ale firmę odziedziczyła Cecilia Sundström i wciąż nosiła nazwisko jej ojca, co mogło tłumaczyć, dlaczego pracowitym i dokładnym śledczym z Trelleborga nie udało się wytropić Kaja Sundströma. W praktyce był tylko zatrudniony jako kierownik fabryki w firmie swojej żony.