W czasie badania technicznego we wtorek po południu nie siedział w swoim pokoju w biurowym aneksie zakładu. Źle się poczuł i pojechał taksówką do domu tuż przed lunchem.
Martin Beck zastanawiał się, czy rzeczywiście był chory, czy też miał przeczucie, co się stanie. Nim Kaj Sundström zdążył otrzymać informację o wydaniu postanowienia przeszukania fabryki, Månsson dyskretnie wysłał dwóch swoich ludzi do Vellinge na obserwację willi.
Kiedy pobrano wszystkie próbki, przeanalizowano, porównano i można było uznać dowody za wystarczające do wydania nakazu aresztowania, zapadł już wieczór.
Martin Beck i Benny Skacke jechali nową autostradą i dotarli do Vellinge tuż przed ósmą. Najpierw poszukali dwóch ubranych po cywilnemu śledczych, którzy zaparkowali samochód w bocznej uliczce. Mieli stąd dobry widok na willę Sundströmów, nie zwracając uwagi na siebie.
– Jest wciąż w domu – powiedział jeden z nich, kiedy Martin Beck podszedł do samochodu.
– Jego żona wychodziła na zakupy o piątej – rzekł drugi. – Ale potem nikt nie opuszczał willi. Dziewczynki wróciły do domu godzinę później.
Sundströmowie mieli dwie córki w wieku dwunastu i czternastu lat.
– Dobrze – powiedział Martin Beck. – Zostańcie tu jeszcze.
Wrócił do Skackego.
– Podjedź do bramy i zaczekaj w samochodzie – poinstruował go. – Wejdę sam, ale bądź w pogotowiu, bo nigdy nie wiadomo, jak zareaguje.
Skacke podjechał i Martin Beck wszedł przez szeroką bramę z kutego żelaza. Przy żwirowanej ścieżce prowadzącej do domu rosły krzaki róż, a przed drzwiami wejściowymi leżało młyńskie koło, przepołowione i tworzące półkoliste schody. Nacisnął guzik dzwonka i usłyszał jego słaby sygnał w dwóch tonach za masywnymi dębowymi drzwiami.
Kobieta, która otworzyła, była niemal wzrostu Martina Becka. Szczupła, a raczej chuda – sucha i koścista, jak gdyby wcale nie miała ciała pod bardzo bladą skórą. Miała wąski i lekko zakrzywiony nos, wysokie, wystające kości policzkowe, a twarz usianą jasnobrązowymi piegami. Kasztanowe włosy były lekko przyprószone siwizną, ale gęste i falujące. Z tego, co zauważył, nie malowała się – kąciki jej bladych, cienkich warg miały gorzki wyraz. Miała ładne szarozielone oczy i ciężkie powieki – teraz uniosła łukowate brwi i spojrzała na niego pytająco.
– Komisarz kryminalny Beck – przedstawił się Martin Beck. – Szukam fabrykanta Sundströma.
– Mąż źle się czuje, leży i odpoczywa – odpowiedziała. – Pan w jakiej sprawie?
– Przykro mi, że niepokoję o tej porze, ale to bardzo pilne. Sprawa jest nagląca, więc jeśli nie czuje się bardzo źle…
– Chodzi o fabrykę? – zapytała.
– Nie, nie bezpośrednio – odparł Martin Beck.
Nigdy nie lubił takich sytuacji. Nie wiedział dużo o tej kobiecie, może nie była w pełni szczęśliwa, ale prawdopodobnie wiodła spokojne i normalne życie rodzinne. Za chwilę się dowie, że jest żoną człowieka, który zamordował swoją kochankę.
Gdyby mordercy przynajmniej nie mieli rodzin, pomyślał irracjonalnie Martin Beck i powiedział:
– Jest kilka spraw, o których muszę pomówić z pani mężem…
– Czy to takie ważne, że nie może zaczekać do jutra? – zapytała.
– Tak, takie ważne.
Otworzyła szerzej drzwi i Martin Beck wszedł do przedpokoju.
– Proszę tu chwilę zaczekać, powiem mu.
Weszła po schodach na piętro. Trzymała się bardzo prosto.
Martin Beck usłyszał telewizor grający w którymś z pokoi po prawej stronie. Czekał.
Kaj Sundström pokazał się dopiero po pięciu minutach. Ubrany był w granatowe flanelowe spodnie i sweter z szetlandzkiej wełny w tym samym kolorze. Pod swetrem miał niebieską koszulę zapiętą pod samą szyję. Żona zeszła za nim po schodach i kiedy stanęli przed Martinem Beckiem, zobaczył, że jest o głowę wyższa od męża.
– Idź do dziewczynek, Sissy – powiedział Kaj Sundström.
Rzuciła mu badawcze i trochę niespokojne spojrzenie, ale otworzyła drzwi na lewo od schodów. Głos z telewizora nasilił się, lecz natychmiast zamknęła drzwi za sobą.
Kaj Sundström odpowiadał opisom Folkego Bengtssona i Skackego, ale Martina Becka uderzył wyraz zmęczenia i rezygnacji w jego oczach i kącikach ust. Mógł być opalony, kiedy Folke Bengtsson widział go parę miesięcy wcześniej – teraz miał skórę szarożółtą i zwiotczałą. Wyglądał na wyczerpanego. Dłonie miał jednak duże i opalone, z długimi, żylastymi palcami.
– Tak? – rzekł pytającym tonem. – O co chodzi?
Martin Beck zobaczył strach w oczach za szkłami okularów. Sundström nie umiał go ukryć.
– Pan wie, o co chodzi – powiedział.
Pokręcił głową, ale drobne krople potu wystąpiły mu na czoło i nad górną wargę.
– Sigbrit Mård – rzekł Martin Beck.
Kaj Sundström odwrócił się i przeszedł parę kroków w stronę drzwi wyjściowych.
Przystanął i powiedział, stojąc plecami do Martina Becka:
– Czy możemy wyjść do ogrodu? Czuję, że brakuje mi powietrza.
– Chętnie – zgodził się Martin Beck i zaczekał, aż Sundström włoży kożuch.
Wyszli na schodki i Kaj Sundström zaczął powoli iść w stronę bramy, trzymając ręce w kieszeniach. Pośrodku ścieżki przystanął i spojrzał w górę na rozgwieżdżone niebo. Milczał.
Martin Beck stanął przed nim i powiedział:
– Mamy dowody, że pan ją zabił. Widzieliśmy mieszkanie w Trelleborgu. Mam nakaz aresztowania w kieszeni.
Kaj Sundström stał zupełnie nieruchomo, a po chwili powiedział:
– Dowody? Skąd możecie mieć dowody?
– Znaleźliśmy między innymi szmatkę, którą mogliśmy z panem powiązać. Dlaczego pan ją zabił?
– Musiałem.
Jego głos brzmiał teraz inaczej. Był zdławiony.
– Jak się pan czuje? – zapytał Martin Beck.
– Źle.
– Może lepiej pojedziemy do Malmö i tam porozmawiamy?
– Moja żona…
Urwał i z jego gardła wydobył się nieprzyjemny charczący dźwięk. Przycisnął dłonie do klatki piersiowej, zachwiał się, zgiął wpół i runął nagle głową naprzód w klomb róż.
Martin Beck patrzył na niego.
Benny Skacke wbiegł przez bramę i pomógł mu odwrócić leżącego mężczyznę.
– Zawał serca – orzekł. – Już to kiedyś widziałem. Dzwonię po karetkę.
Wrócił biegiem do samochodu i Martin Beck usłyszał, jak mówi do radiowego mikrofonu.
W tej samej chwili na podwórko wybiegła żona z córkami depczącymi jej po piętach.
Musiała widzieć z okna, co się stało, bo odepchnęła Martina Becka, uklękła przy nieprzytomnym mężu i kazała dziewczynkom wracać do domu. Posłuchały jej, ale stanęły w otwartych drzwiach, patrząc pytająco i z niepokojem na rodziców oraz dwóch obcych mężczyzn w ogrodzie.
Po siedmiu minutach przyjechała karetka.
Benny Skacke jechał tuż za nią do Szpitala Publicznego w Malmö i kiedy stanęła przed izbą przyjęć na ostry dyżur, był w odległości tylko kilku metrów.
Martin Beck został w samochodzie i przyglądał się sanitariuszom biegnącym z noszami.
Pani Sundström weszła za nimi i gdy zamknęły się za nią drzwi, Skacke zapytał:
– Nie wchodzisz?
– Tak – odrzekł Martin Beck. – Ale nie ma pośpiechu. Teraz zrobią mu elektrowstrząsy oraz masaż serca i położą go pod respiratorem. Jeżeli z tego wyjdzie, dość szybko wróci do zdrowia. Jeżeli nie…
Umilkł, patrząc na zamknięte drzwi. Po chwili sanitariusze wrócili z noszami, wstawili je do karetki i zamknęli drzwi. Potem wsiedli z przodu i odjechali.