W końcu, tak samo jak z Marianne, zapewne to wyjaśnią. Jednak to potrwa.
Wzięli ze sobą artykuły, które Reba kupiła w Target. Zostawiając je w bagażniku, mogliby naprowadzić policję na trop. Nash przejrzał zawartość reklamówek. Kupiła bieliznę, książki, a nawet kilka starych filmów familijnych na DVD.
– Słyszałaś, co powiedziałem, Reba? – Pokazał jej płytę DVD. – Kocie wąsy.
Reba była spętana jak cielak. Jej lalkowata twarz wciąż wyglądała tak krucho jak by była z porcelany. Nash wyjął jej knebel. Popatrzyła na niego i jęknęła.
– Nie szarp się – poradził. – Tylko jeszcze bardziej będzie bolało. A dość nacierpisz się później.
Reba przełknęła ślinę.
– Czego… czego chcecie?
– Pytam cię o film, który kupiłaś. – Nash znów pokazał jej DVD. – Dźwięki muzyki. Klasyka.
– Kim jesteście?
– Jeśli zadasz mi jeszcze jedno pytanie, zacznę robić ci krzywdę natychmiast. To oznacza, że będziesz cierpieć bardziej i umrzesz prędzej. A jeśli bardzo mnie rozzłościsz, złapię Jamie i zrobię z nią to samo. Rozumiesz?
Zamrugała, jakby uderzył ją w twarz. W jej oczach zabłysły łzy.
– Proszę…
– Czy pamiętasz Dźwięki muzyki, tak czy nie? Próbowała przestać płakać, łykając łzy.
– Reba?
– Tak.
– Co tak?
– Tak – zdołała wykrztusić. – Pamiętam.
Nash uśmiechnął się do niej.
– A cytat: „Kocie wąsy”. Pamiętasz go?
– Tak.
– Z której jest piosenki?
– Co?
– Piosenka. Pamiętasz tytuł tej piosenki?
– Nie wiem.
– Na pewno wiesz, Reba. Zastanów się.
Próbowała, ale widział, że strach działa paraliżująco.
– Nie pamiętasz – rzekł Nash. – W porządku. To z piosenki Moje ulubione rzeczy. Teraz przypominasz już sobie?
Kiwnęła głową.
– Tak.
Nash uśmiechnął się zadowolony.
– Dzwonki do drzwi – dodał.
Była zupełnie zdezorientowana.
– A pamiętasz ten fragment? Julie Andrews siedzi z tymi wszystkimi dziećmi, które miały złe sny, bały się burzy czy coś, i próbuje je uspokoić, więc mówi im, żeby zaczęły myśleć o swoich ulubionych rzeczach. Chce odwrócić ich uwagę, żeby się nie bały. Pamiętasz to, prawda?
Reba znów zaczęła płakać, ale zdołała kiwnąć głową.
– A one śpiewają: „Dzwonki do drzwi”. Dzwonki, a niech mnie. Tylko pomyśl. Mógłbym zapytać milion ludzi o ich pięć najbardziej ulubionych rzeczy na świecie i ani jeden – ani jeden! – nie wymieniłby dzwonków do drzwi. No wiesz, wyobraź sobie: „Moja ulubiona rzecz? No cóż, oczywiście dzwonki do drzwi. Tak, proszę pana, właśnie tak. Cholerny dzwonek do drzwi. Taa, kiedy chcę być naprawdę szczęśliwy, kiedy chcę się nakręcić, dzwonię do drzwi. Człowieku, to jest sposób. Wiesz, co mnie rozpala? Jeden z tych dzwonków, które odgrywają melodyjki. Och tak, to coś dla mnie”.
Nash zamilkł, zachichotał i potrząsnął głową.
– Prawie jakby widzieć to w Familiadzie, no nie? Dziesięć najczęściej wybieranych odpowiedzi – o twoje ulubione rzeczy – ty mówisz „dzwonki do drzwi”, a prowadzący wskazuje na tablicę i mówi: „Ze statystyki wynika…”.
Nash pisnął i skrzyżował ręce, pokazując X. Roześmiał się. Pietra też się zaśmiała.
– Proszę – powiedziała Reba. – Proszę, powiedz mi, czego chcesz.
– Dojdziemy do tego, Reba. Dojdziemy. Jednak dam ci wskazówkę.
Czekała.
– Czy imię Marianne coś ci mówi?
– Co?
– Marianne.
– Co z nią?
– Przysłała ci coś.
Przeraziła się jeszcze bardziej.
– Proszę, nie rób mi krzywdy.
– Przykro mi, Reba. Zrobię. Zrobię ci naprawdę dużą krzywdę.
A potem wgramolił się na tył furgonetki i spełnił swoją obietnicę.
14
Kiedy Mike wrócił do domu, zatrzasnął drzwi i poszedł do komputera. Chciał wywołać stronę internetową z programem GPS i ustalić, gdzie dokładnie przebywa Adam. Zastanawiał się nad tym. GPS podaje przybliżoną lokalizację, nie dokładną. Czy Adam mógł być gdzieś w pobliżu? Może przy sąsiedniej ulicy? W pobliskim lesie lub na podwórku na tyłach domu Huffów?
Już miał wywołać witrynę, gdy usłyszał pukanie do drzwi frontowych. Westchnął, wstał i spojrzał przez okno. To była Susan Loriman.
Otworzył drzwi. Teraz miała rozpuszczone włosy i była bez makijażu, a on znów nienawidził się za myśl, że to bardzo atrakcyjna kobieta. Niektóre kobiety po prostu to mają. Trudno orzec dlaczego ani jak. Mają ładne, a czasem wspaniałe twarze i figury, lecz chodzi o to coś nieuchwytnego, od czego pod mężczyzną uginają się kolana. Mike nigdy się tym nie kierował, ale jeśli nie rozpoznasz tego i nie zdajesz sobie sprawy, że istnieje, może być jeszcze groźniejsze.
– Cześć – powiedział.
– Cześć.
Nie weszła. Sąsiedzi zaczęliby mleć ozorami, gdyby ktoś ją zobaczył, a w takiej okolicy zawsze ktoś patrzył. Z rękami założonymi na piersi stała na ganku, jakby przyszła prosić sąsiada o szklankę cukru.
– Czy wiesz, dlaczego do ciebie dzwoniłem? – zapytał.
Przecząco pokręciła głową.
Zastanawiał się jak to załatwić.
– Jak wiesz, musimy zbadać najbliższych biologicznych krewnych twojego syna.
– W porządku.
Mike myślał o tym, jak zbył go Daniel Huff, o komputerze na górze, o GPS – ie w telefonie syna. Wolałby przekazać jej to powoli, ale teraz nie miał czasu na subtelność.
– To oznacza – powiedział – że musimy zbadać biologicznego ojca Lucasa.
Susan zamrugała, jakby ją spoliczkował.
– Nie chciałem tak prosto z mostu…
– Przecież zbadaliście jego ojca. Mówiliście, że nie ma wystarczającej zgodności.
Mike spojrzał na nią.
– Biologicznego ojca – powtórzył.
Zamrugała i cofnęła się o krok.
– Susan?
– To nie Dante?
– Nie. Nie Dante.
Susan Loriman zamknęła oczy.
– O Boże – szepnęła. – To niemożliwe.
– A jednak.
– Jesteś pewny?
– Tak. Nie wiedziałaś?
Nie odpowiedziała.
– Susan?
– Zamierzacie powiedzieć Dantemu?
Mike zastanawiał się nad odpowiedzią na to pytanie.
– Nie sądzę.
– Nie sądzisz?
– Nadal rozważamy wszystkie etyczne i prawne aspekty…
– Nie możecie mu powiedzieć. Dostanie szału.
Mike milczał, czekał.
– On kocha tego chłopca. Nie możecie mu tego odebrać.
– Nas interesuje przed wszystkim zdrowie Lucasa.
– I myślicie, że pomożecie mu, mówiąc, że Dante nie jest jego prawdziwym ojcem?
– Nie, ale posłuchaj mnie, Susan. Nas interesuje przede wszystkim zdrowie Lucasa. To priorytet numer jeden, dwa i trzy. Wszystkie inne schodzą na dalszy plan. W tym momencie oznacza to znalezienie jak najlepszego dawcy do przeszczepu. Tak więc nie poruszam z tobą tego tematu dlatego, że jestem wścibski albo chcę rozbić rodzinę. Mówię o tym jako zatroskany lekarz. Musimy zbadać biologicznego ojca chłopca.
Spuściła głowę. Miała łzy w oczach. Przygryzła dolną wargę.
– Susan?
– Muszę się zastanowić – powiedziała.
Zazwyczaj nalegałby, ale nie było powodu, żeby robić to teraz. Dziś wieczór nic się nie wydarzy, a on miał własne zmartwienia.
– Będziemy musieli zbadać ojca.
– Po prostu pozwól mi to przemyśleć, dobrze?
– Dobrze.
Spojrzała na niego ze smutkiem.
– Nie mów Dantemu. Proszę, Mike.
Nie czekała na odpowiedź. Odwróciła się i odeszła. Mike zamknął drzwi i ruszył na górę. Miała przed sobą parę wspaniałych tygodni. „Susan Loriman, pani syn może być śmiertelnie chory i potrzebuje przeszczepu. Och, i pani mąż dowie się przy okazji, że dziecko nie jest jego! Co dalej? Jedziemy do Disneylandu!”.