– Jeśli naprawdę to widział.
– Widział.
– W porządku, nawet jeśli. Co jeszcze wiąże Rebę Cordova z naszą NN?
Muse uniosła brwi.
– Najlepsze zachowałam na koniec.
– Dzięki Bogu.
– Wróćmy do Stephena Errica.
– Tego świadka z galerii?
– Właśnie. Errico składa doniesienie. Właściwie nie winię facetów z ochrony Palisades. To nie wyglądało na nic poważnego. Jednak sprawdziłam gościa w sieci. Ma własny blog ze zdjęciem – wielki, brzuchaty facet z gęstą brodą, w koszulce z nadrukiem Grateful Dead. Porozmawiałam z nim i wychodzi, że to zwolennik teorii spiskowej. Ponadto lubi robić z siebie bohatera swoich opowieści. No wiesz, jeden z tych, którzy chodzą do supermarketu w nadziei, że zobaczą złodzieja.
– Rozumiem.
– Jednak dzięki temu jest bardzo spostrzegawczy. Powiedział, że widział, jak kobieta podobna do Reby Cordovy wsiadła do białej furgonetki chevroleta. Co więcej, zanotował numery rejestracyjne tego pojazdu.
– I co?
– Sprawdziłam je. To numery samochodu należącego do niejakiej Helen Kasner ze Scarsdale w stanie Nowy Jork.
– Czy ona ma białą furgonetkę?
– Ma, ale ten wóz nadal stoi na jej podjeździe.
Cope skinął głową, domyślając się, do czego Muse zmierza.
– Zatem sądzisz, że ktoś zamienił tablice na wozie pani Kasner?
– Właśnie. To stary numer, ale wciąż skuteczny – kradniesz wóz, żeby popełnić przestępstwo, po czym podmieniasz tablice, na wypadek gdyby ktoś zobaczył samochód. Piętrowa maskarada.
Jednak wielu przestępców nie zdaje sobie sprawy z tego, że najskuteczniejszą metodą jest zamienić tablice wozu takiej samej marki. To jeszcze bardziej zaciemnia obraz.
– Tak więc uważasz, że ta furgonetka sprzed sklepu Target była skradziona.
– A ty nie?
– Chyba tak – powiedział Cope. – To niewątpliwie przemawia za opowieścią pana Errica. Rozumiem, dlaczego powinniśmy się martwić o Rebę Cordovę. Nadal jednak nie widzę, jak to łączy się z naszą NN.
– Spójrz na to.
Obróciła ku niemu monitor komputera. Cope skupił uwagę na ekranie.
– Co to takiego?
– Nagranie z kamery na budynku w pobliżu miejsca, gdzie znaleziono ciało NN. Oglądałam taśmę dziś rano, sadząc, że to kompletna strata czasu. Teraz jednak…
Muse miała już ustawioną taśmę. Nacisnęła klawisz odtwarzania. Pojawiła się biała furgonetka. Muse wcisnęła przycisk pauzowania, zatrzymując obraz na ekranie.
Cope pochylił się.
– Biała furgonetka.
– Tak, biała furgonetka Chevrolet, owszem.
– W New Jersey musi być zarejestrowanych miliard takich wozów – powiedział Cope. – Możecie odczytać numer rejestracyjny?
– Tak.
– Zakładam, że pasuje do pojazdu należącego do tej całej Kasner?
– Nie.
Cope zmrużył oczy.
– Nie. To całkiem inny numer.
– No to o co chodzi?
Wskazała na ekran.
– Ta rejestracja – JYL – czterysta dziewiętnaście – należy do pana Davida Pulkinghama z Armonk w stanie Nowy Jork.
– Czy pan Pulkingham też jest posiadaczem białej furgonetki?
– Tak. I był dziś w Palisades Mall.
– Czy może być naszym sprawcą?
– Ma siedemdziesiąt trzy lata i nie jest notowany.
– Zatem podejrzewasz następną podmianę tablic?
– Taa.
Clarence Morrow wetknął głowę do pokoju.
– Szefowo?
– Tak?
Zauważył Paula Copelanda i wyprężył się jak żołnierz gotowy zasalutować.
– Dzień dobry, panie prokuratorze.
– Cześć, Clarence.
Clarence czekał.
– W porządku – powiedziała Muse. – Co masz?
– Właśnie skończyłem rozmawiać z Helen Kasner.
– I?
– Kazałem jej sprawdzić tablice rejestracyjne furgonetki. Miałaś rację. Zostały zamienione, a ona nawet tego nie zauważyła.
– Jeszcze coś?
– Tak, najlepsze. Wiesz, jakie tablice rejestracyjne ma teraz? – Pokazał białą furgonetkę na ekranie monitora. – Należące do pana Davida Pulkinghama.
Muse spojrzała na Cope'a, uśmiechnęła się i uniosła ręce.
– Czy to dla ciebie wystarczające powiązanie?
– Taak – rzekł Cope. – To wystarczy.
19
– Chodźmy – szepnęła Yasmin.
Jill spojrzała na przyjaciółkę. Wąsik, będący przyczyną całego tego zamieszania, znikł z jej twarzy, lecz z jakiegoś powodu Jill wciąż go widziała. Matka Yasmin przyjechała stamtąd, gdzie obecnie mieszkała – gdzieś na południu, może na Florydzie – i zaprowadziła ją do jakiegoś nowoczesnego gabinetu lekarskiego, w którym usunięto go za pomocą elektrolizy. To poprawiło jej wygląd, ale nie uczyniło jej sytuacji w szkole ani odrobinę mniej okropną.
Siedziały przy kuchennym stole. Beth, dziewczyna tygodnia, jak nazywała ją Yasmin, próbowała zrobić na nich wrażenie wymyślnym omletem śniadaniowym z kiełbaskami i „legendarnymi placuszkami” Beth, ale dziewczyny, ku głębokiemu rozczarowaniu przyjaciółki ojca, postanowiły obejść się mrożonymi eggos z czekoladowymi chipsami.
– W porządku, dziewczynki, bawcie się dobrze – powiedziała Beth przez zaciśnięte zęby. – Ja posiedzę na podwórku i trochę się poopalam.
Gdy tylko znalazła się za drzwiami, Yasmin wstała od stołu i podkradła się do wykuszowego okna. Beth nie było w polu widzenia.
Yasmin spojrzała w lewo i w prawo, po czym uśmiechnęła się.
– Co jest? – zapytała Jill.
– Sama zobacz – powiedziała Yasmin. Jill wstała i dołączyła do przyjaciółki.
– Patrz. Tam w rogu za tym dużym drzewem.
– Nic nie widzę.
– Przyjrzyj się lepiej – zachęciła Yasmin.
Dopiero po chwili Jill zobaczyła jakąś szarą smużkę i zrozumiała, o co chodziło Yasmin.
– Beth pali?
– Tak. Schowała się za drzewem i popala.
– Dlaczego się chowa?
– Może nie chce dawać złego przykładu młodzieży – odparła z krzywym uśmiechem Yasmin. – A może nie chce, żeby mój ojciec wiedział. Nienawidzi palaczy.
– Chcesz ją załatwić?
Yasmin uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
– Kto wie? W końcu załatwiamy wszystkich innych, no nie?
Zaczęła grzebać w torebce. Jill zaparło dech.
– To Beth?
– Tak.
– Nie powinnyśmy tego robić.
Yasmin tylko skrzywiła się i dalej grzebała w torebce. Jill przysunęła się do niej i zajrzała do środka.
– Masz coś ciekawego?
– Nie. – Yasmin zamknęła torebkę. – Chodź, chcę ci coś pokazać.
Rzuciła torebkę na kuchenną szafkę i ruszyła w stronę schodów. Jill poszła za nią. W oknie łazienki na półpiętrze było okienko. Yasmin wyjrzała przez nie. Jill też. Beth istotnie była za drzewem – teraz widziały ją wyraźnie – i paliła papierosa tak, jakby przez chwilę była pod wodą i wreszcie zdołała wypłynąć. Zaciągała się głęboko, zamykając oczy, i wygładzały się zmarszczki na jej twarzy.
Yasmin bez słowa odsunęła się od okna. Dała znak Jill, żeby za nią poszła. Zakradły się do gabinetu jej ojca. Yasmin podeszła prosto do nocnej szafki i otworzyła szufladę.
Jill wcale nie była zaszokowana. Prawdę mówiąc, było to coś, co je łączyło. Obie lubiły szperać. Jill domyślała się, że chyba każde dziecko lubi to w jakimś stopniu, lecz w domu ojciec nazywał ją „Harriet szpieg”. Wiecznie właziła tam, gdzie nie powinna. Kiedy miała osiem lat, znalazła stare zdjęcia w szufladzie matki. Był schowane na spodzie, pod stosem starych pocztówek i szkatułek, które kupiła na wycieczce do Florencji podczas letniej przerwy międzysemestralnej.