Выбрать главу

– Och, dobry Boże…

Mo stanął za nią i położył ręce na jej ramionach.

– Wygląda gorzej, niż jest naprawdę.

Miała nadzieję, że tak jest. Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale to? Prawe oko było zupełnie zamknięte opuchlizną. Na jednym policzku miał skaleczenie wyglądające jak cięcie brzytwą, a na drugim siniak. Miał rozciętą wargę. Jedna ręka była schowana pod kocem, lecz na przedramieniu drugiej zobaczyła dwa duże sińce.

– Co oni mu zrobili? – szepnęła.

– Już nie żyją – powiedział Mo. – Słyszysz? Zamierzam ich znaleźć, ale nie będę ich bił. Pozabijam drani.

Tia położyła dłoń na przedramieniu męża. Jej mąż. Jej piękny, przystojny, silny mąż. Zakochała się w nim w Dartmouth. Dzieliła z nim łoże, miała dzieci, wybrała go na towarzysza życia. Nieczęsto myśli się o takich sprawach, ale tak jest. Wybierasz jednego człowieka, żeby dzielić z nim życie – co jest cholernie przerażające, gdy się nad tym zastanowić. Jak mogła pozwolić, żeby oddalili się od siebie choć odrobinę? Jak mogła dopuścić, żeby zwyciężyła rutyna, i nie robić wszystkiego, żeby każda sekunda ich wspólnego życia była jeszcze lepsza, jeszcze bardziej udana?

– Tak bardzo cię kocham – wyszeptała.

Zamrugał i otworzył oczy. Ujrzała w nich strach – i może to było najgorsze. Od kiedy znała Mike'a, nigdy nie widziała go przestraszonego. Nigdy nie widziała, żeby płakał. Domyślała się, że zdarzało mu się to, ale był jednym z tych, którzy nie pokazują tego po sobie. Chciał być dla niej oparciem i choć może zabrzmieć to staroświecko, ona też tego chciała.

Spojrzał w przestrzeń szeroko otwartymi teraz oczami, jakby widział jakiegoś wyimaginowanego napastnika.

– Mike – powiedziała Tia. – Jestem tutaj.

Napotkał jej spojrzenie, ale wciąż był przestraszony. I jeśli ucieszył się na jej widok, to tego nie okazał. Tia ujęła jego dłoń.

– Wszystko będzie dobrze – rzekła.

Wciąż patrzył jej w oczy i wreszcie zrozumiała. Wiedziała, co powie, zanim te słowa padły z jego ust.

– Co z Adamem? Gdzie on jest?

20

Dolly Lewiston znów zobaczyła ten samochód, przejeżdżał pod ich domem.

Zwolnił. Tak jak ostatnio. I jak poprzednim razem.

– To znowu on – powiedziała.

Jej mąż, wychowawca piątej klasy, Joe Lewiston, nie podniósł głowy. Z przesadnym skupieniem poprawiał wypracowania.

– Joe?

– Słyszałem cię, Dolly – warknął. – I co mam z tym zrobić?

– On nie ma prawa. – Patrzyła, jak odjeżdża. Samochód zdawał się roztapiać w oddali. – Może powinniśmy zadzwonić na policję.

– I co im powiemy?

– To, że on nas nęka.

– Przejeżdża po naszej ulicy. Prawo tego nie zabrania.

– Zwalnia.

– To też nie jest przestępstwem.

– Mógłbyś im powiedzieć, co się stało.

Prychnął, nie odrywając wzroku od wypracowań.

– A policja z pewnością okazałaby mi wiele zrozumienia.

– Mamy dziecko.

W tym momencie obserwowała małą Allie, ich trzyletnią, córeczkę, na ekranie komputera. Strona internetowa K – Little Gym pozwala ci oglądać twoje dziecko przez kamerę umieszczoną w sali – jak je posiłki, bawi się klockami, czyta, śpiewa – tak więc zawsze możesz mieć je na oku. Właśnie dlatego Dolly wybrała K – Little.

Ona i Joe pracowali jako nauczyciele nauczania podstawowego. Joe był wychowawcą piątej klasy w szkole Mount Riker. Ona nauczała drugoklasistów w Paramus. Dolly Lewiston chętnie zrezygnowałaby z pracy, ale potrzebowali obu pensji. Jej mąż nadal kochał nauczać, ale w Dolly ta miłość w którymś momencie zgasła. Ktoś mógłby zauważyć, że straciła zamiłowanie do zawodu mniej więcej w tym samym czasie, kiedy urodziła się Allie, ale Dolly uważała, że było w tym coś więcej. Mimo to robiła swoje i uspokajała niezadowolonych rodziców, ale tak naprawdę chciała tylko oglądać stronę internetową K – Little i mieć pewność, że jej dziecko jest bezpieczne.

Guy Novak, człowiek w samochodzie przejeżdżającym pod jej domem, nie mógł obserwować swojej córki ani upewnić się, że jest bezpieczna. Tak więc Dolly w zasadzie zrozumiała jego punkt widzenia, a nawet mu współczuła. To jednak nie oznaczało, że pozwoli, by skrzywdził jej rodzinę. Na tym świecie często tak już jest, że oni albo my, więc prędzej szlag ją trafi, niż dopuści, by była to jej rodzina.

Odwróciła się i spojrzała na Joego. Miał zamknięte oczy i spuszczoną głowę.

Stanęła za nim i położyła dłonie na jego ramionach. Skurczył się pod jej dotknięciem. Ten skurcz trwał najwyżej sekundę, nie dłużej, ale wstrząsnął całym jej ciałem. Przez kilka ostatnich tygodni był taki spięty. Nie zabrała rąk, dopóki się nie odprężył. Zaczęła masować mu ramiona. Kiedyś to uwielbiał. Po kilku minutach zaczął się rozluźniać.

– W porządku – powiedziała.

– Po prostu wyszedłem z siebie.

– Wiem.

– Poniosło mnie jak zawsze, a wtedy…

– Wiem.

Wiedziała. Właśnie dlatego Joe Lewiston był takim dobrym nauczycielem. Miał pasję. Przykuwał uwagę uczniów, opowiadał im kawały, czasem nawet odrobinę nieodpowiednie, ale dzieciaki kochały go za to. Dzięki temu uważały i więcej się uczyły. Wcześniej nieraz rodzice bywali zirytowani zachowaniem Joego, ale miał dość obrońców, żeby się tym nie przejmować. Ogromna większość rodziców biła się o to, żeby ich dzieci dostały się do klasy pana Lewistona. Lubili, kiedy ich dzieci cieszyły się szkołą i miały nauczyciela, który wykazuje szczery entuzjazm, a nie tylko robi swoje.

– Naprawdę skrzywdziłem tę dziewczynkę – powiedział.

– Nie chciałeś. Wszystkie dzieci i rodzice wciąż cię kochają.

Nic nie powiedział.

– Przejdzie jej. To wszystko minie, Joe. Będzie dobrze.

Dolna warga zaczęła mu drżeć. Rozpadał się. Chociaż tak bardzo go kochała, chociaż wiedziała, że był o wiele lepszym nauczycielem i człowiekiem, niż ona kiedykolwiek będzie, Dolly wiedziała również, że jej mąż nie jest silny. Ludzie uważali, że jest. Pochodził z licznej rodziny, był najmłodszym z pięciorga dzieci, lecz zdominowanej przez ojca. Przytłaczał swojego najmłodszego i najdelikatniejszego syna, a ten z kolei uciekał przed tym, starając się być zabawnym i zajmującym. Dolly nie znała lepszego człowieka niż jej mąż, ale był także słaby.

To jej nie przeszkadzało. To ona miała być silna. Do niej należało podtrzymywanie męża na duchu.

– Przykro mi, że nie wytrzymałem – powiedział Joe.

– Nic nie szkodzi.

– Masz rację. To minie.

– Właśnie. – Pocałowała go w policzek, a potem tuż za uchem. Jego ulubione miejsce. Wysunęła koniuszek języka i lekko nim poruszyła. Czekała na cichy jęk. Nie doczekała się. – Może powinieneś na chwilę przerwać poprawianie tych prac, hm? – szepnęła.

Odsunął się, tylko trochę.

– Hm, ja… naprawdę muszę to skończyć.

Dolly wyprostowała się i cofnęła o krok. Joe Lewiston uświadomił sobie, co zrobił, i próbował to naprawić.

– Mogę skorzystać z zaproszenia później? – zapytał.

To ona tak mówiła, kiedy nie miała nastroju. Prawdę mówiąc, ten tekst raczej wygłaszały żony, a nie mężowie, no nie? On zawsze wykazywał inicjatywę – w tym akurat był dobry, kiedy jednak chlapnął ozorem kilka miesięcy temu, nawet to się zmieniło.

– Jasne – powiedziała Dolly. Odwróciła się.

– Dokąd idziesz? – zapytał.

– Zaraz wrócę. Muszę pojechać do sklepu, a potem odebrać Allie. Ty skończ poprawiać te prace.

Dolly Lewiston pobiegła na górę, zalogowała się, odszukała adres Guya Novaka i znalazła drogę. Ponadto spróbowała wejść na swoje służbowe konto pocztowe – zawsze znajdzie się jakiś niezadowolony rodzic – na które od dwóch dni nie mogła się dostać. Bez zmian.