Выбрать главу

Nie odpowiedział.

– Niech pan sobie wyświadczy przysługę, panie Novak. Niech pan się zajmie swoją córką, a nie moim mężem. Niech go pan zostawi w spokoju.

– Nie mam zamiaru.

– No to wasze cierpienia dopiero się zaczęły.

Dolly Lewiston odwróciła się i odeszła bez słowa. Guy Novak czuł, że nogi ma jak z waty. Stał i patrzył, jak Dolly Lewiston wsiada do samochodu i odjeżdża. Nie odwróciła się, ale widział, jak się uśmiechała.

To wariatka, pomyślał.

Czy powinien się wycofać? Czy nie cofał się przez całe życie? Czy nie to właśnie było istotą problemu – że był człowiekiem dającym sobą pomiatać? Otworzył drzwi frontowe i wszedł.

– Wszystko w porządku?

To Beth, jego ostatnia przyjaciółka. Tak bardzo się starała. Jak wszystkie. W tej grupie wiekowej było niewielu mężczyzn, więc one wszystkie bardzo się starały przypodobać, a jednocześnie nie sprawiać wrażenia zdesperowanych, co żadnej się nie udawało. Tak już jest z rozpaczą. Możesz próbować ją ukryć, lecz jej zapach wszędzie przeniknie.

Guy chciałby móc to zignorować. I pragnął, żeby któraś kobieta także zdołała to zignorować i zobaczyć jego. Jednak wszystkie te związki nie wychodziły poza początkową fazę. Kobiety chciały czegoś więcej. Usiłowały nie naciskać i właśnie dlatego czuł się naciskany. Kobiety to gniazdowniki. Pragnęły się zbliżyć. On nie. Mimo to zostawały z nim, dopóki nie zerwał.

– Wszystko w porządku – zapewnił ją Guy. – Przepraszam, jeśli trwało to za długo.

– Nic nie szkodzi.

– Z dziewczętami wszystko dobrze?

– Tak. Matka Jill przyjechała i zabrała ją. Yasmin jest na górze w swoim pokoju.

– Doskonale.

– Jesteś głodny, Guy? Chcesz, żebym zrobiła ci coś do jedzenia?

– Tylko jeśli zjesz ze mną.

Beth rozpromieniła się, co z jakiegoś powodu wzbudziło w nim poczucie winy. Przy tej kobiecie jednocześnie czuł się bezwartościowy i dominujący. Znów zaczął sobą gardzić.

Podeszła i pocałowała go w policzek.

– Odpręż się, a ja przygotuję lunch.

– Wspaniale, tylko szybko sprawdzę pocztę.

Jednak kiedy Guy włączył komputer, znalazł w skrzynce tylko jedną nową wiadomość. Przyszła z anonimowego serwera pocztowego i jej treść zmroziła krew w żyłach Guya.

Posłuchaj mnie, proszę. Musisz lepiej chować swoją broń.

■ ■ ■

Tia niemal pożałowała, że nie przyjęła propozycji Hester Crimstein. Siedziała w swoim domu i zastanawiała się, czy kiedykolwiek w życiu czuła się bardziej bezużyteczna. Dzwoniła do przyjaciół Adama, ale nikt z nich nic nie wiedział. Coraz bardziej się bała. Jill, doskonale umiejąca wyczuć nastroje rodziców, wiedziała, że wydarzyło się coś poważnego.

– Gdzie jest Adam, mamusiu?

– Nie wiemy, skarbie.

– Dzwoniłam na jego komórkę – powiedziała Jill. – Nie odpowiedział.

– Wiem. Próbujemy go znaleźć.

Spojrzała na swoją córkę. Taka dorosła. Drugie dziecko wychowuje się zupełnie inaczej niż pierwsze. Przy pierwszym jesteś nadopiekuńcza. Obserwujesz każdy jego krok. Sądzisz, że każdy jego oddech to dar boży. Ziemia, księżyc, gwiazdy, słońce – wszystko kręci się wokół pierworodnego.

Tia myślała o tajemnicach, o skrywanych myślach i obawach oraz o tym, jak próbowała poznać sekrety syna. Zastanawiała się, czy to zniknięcie jest potwierdzeniem, że miała do tego prawo. Wiedziała, że każdy ma jakieś problemy. Tia przesadnie niepokoiła się o swoje dzieci. Zawsze kazała im nosić kaski podczas zajęć sportowych, a w razie potrzeby także gogle. Stała na przystanku autobusowym, dopóki nie wsiadły, nawet kiedy Adam był na to o wiele za duży i nie mógł tego znieść, więc obserwowała go z ukrycia. Nie lubiła, jak przechodziły przez ruchliwe ulice lub jeździły na rowerach do śródmieścia. Nie lubiła sąsiedzkiego podwożenia pociech, ponieważ inna matka mogła nie być tak ostrożnym kierowcą. Pilnie słuchała wszystkich opowieści o dziecięcych tragediach – wypadkach samochodowych, utonięciach w basenie, porwaniach, katastrofach samolotowych i tak dalej. Słuchała, a potem wracała do domu, wyszukiwała w sieci wszystkie dostępne artykuły na ten temat i chociaż Mike wzdychał i próbował ją uspokoić, mówiąc o znikomym prawdopodobieństwie takich zdarzeń, dowodząc, jak nieuzasadnione są jej obawy, na nic się to zdawało.

Mimo znikomego prawdopodobieństwa tragedie jednak się zdarzały. A teraz nieszczęście dotknęło ją.

Tak więc czy jej obawy były przesadne, czy jednak miała rację?

Jej telefon komórkowy znów zadzwonił i Tia pospiesznie złapała go, mając nadzieję, że to Adam. Niestety. Dzwoniąca osoba miała zastrzeżony numer.

– Halo?

– Pani Baye? Tu detektyw Schlich.

Wysoka policjantka ze szpitala. Tia znów się przeraziła. Myślisz, że nie możesz przeżywać tego wciąż na nowo, lecz nigdy się nie przyzwyczaisz.

– Tak?

– Telefon komórkowy pani syna został znaleziony w koszu na śmieci niedaleko miejsca, gdzie napadnięto pani męża.

– Zatem on tam był?

– No cóż, tak, zakładamy, że tak.

– Widocznie ktoś ukradł mu telefon.

– To kolejne pytanie. Najbardziej prawdopodobne jest to, że ktoś – zapewne pani syn – wyrzucił telefon, ponieważ zobaczył pani męża i zrozumiał, w jaki sposób został wytropiony.

– Jednak nie macie pewności.

– Nie, pani Baye, nie wiem tego na pewno.

– Czy teraz potraktujecie tę sprawę poważniej?

– Już traktujemy ją poważnie – zapewniła Schlich.

– Pani wie, co mam na myśli.

– Wiem. Proszę posłuchać, nazywamy tę uliczkę Zaułkiem Wampirów, ponieważ w dzień nikogo tam nie ma. Nikogo. Wieczorem, kiedy znów otworzą się kluby i bary, pójdziemy tam i popytamy.

Za kilka godzin. Po zmroku.

– Jeśli dowiemy się jeszcze czegoś, dam pani znać.

– Dziękuję.

Tia rozłączyła się i zobaczyła samochód wjeżdżający na podjazd przed domem. Podeszła do okna i patrzyła, jak Betsy Hill, matka Spencera, wysiada z wozu i idzie do jej drzwi.

■ ■ ■

Ilene Goldfarb zbudziła się wcześnie rano i włączyła ekspres do kawy. Narzuciła podomkę i wsunęła kapcie, po czym wyszła na podjazd, aby wziąć gazetę. Jej mąż, Herschel, leżał jeszcze w łóżku. Syn, Hal, wrócił późno w nocy, jak przystało nastolatkowi w ostatniej klasie liceum. Już został przyjęty na Princeton, jej Alma Mater. Ciężko pracował, żeby się dostać. Teraz balował, co jej nie przeszkadzało.

Poranne słońce ogrzało kuchnię. Ilene usiadła na ulubionym fotelu i podwinęła nogi. Odsunęła stos medycznych periodyków. Była poważanym chirurgiem transplantologiem, a jej mąż, uważany za jednego z najlepszych kardiologów w północnym New Jersey, praktykował w szpitalu Valley w Ridgewood.

Ilene upiła łyk kawy. Przeczytała gazetę. Myślała o zwyczajnych przyjemnościach, jakie niesie życie, oraz o tym, jak rzadko z nich korzystała. Myślała o śpiącym na górze Herschelu, jaki był przystojny, kiedy się poznali na studiach, jak razem przetrwali zwariowane godziny i rygory studiów medycznych, praktyki, rezydentury, stażu chirurgicznego, pracy. Myślała o swoich uczuciach do niego, jak z biegiem lat zmieniły się w coś, co uważała za wygodne, jak Herschel ostatnio poprosił ją, żeby usiadła, i zaproponował „próbną separację” teraz, kiedy Hal miał opuścić rodzinne gniazdo.

– Co zostało? – zapytał ją Herschel, rozkładając ręce. – Kiedy naprawdę pomyślisz o nas jako o parze, co zostało, Ilene?

Siedząc sama w kuchni, zaledwie centymetry od miejsca, gdzie jej małżonek z dwudziestoczteroletnim stażem zadał to pytanie, wciąż słyszała echo tych słów.