Podszedł zupełnie blisko do Carsona Złamanego Nosa.
– Banda tchórzliwych impotentów napadła na mnie znienacka. Oto co się stało z moją twarzą.
Carson usiłował udawać odważnego.
– Wielka szkoda.
– No cóż, dzięki, ale najlepsze będzie teraz. Możesz sobie wyobrazić większego frajera niż jeden z tych tchórzliwych impotentów, który wyszedł z tego ze złamanym nosem?
Carson wzruszył ramionami.
– Każdy może mieć fart.
– To prawda. Może więc ten tchórzliwy impotent chciałby spróbować jeszcze raz. Jak mężczyzna z mężczyzną. Jeden na jednego.
Przywódca gotów popatrzył wokół, upewniając się, że jego poplecznicy są przy nim. Pozostali kiwali głowami, poprawiali metalowe bransolety, przebierali palcami i o wiele za bardzo starali się wyglądać na groźnych.
Mo podszedł do wysokiego gota i złapał go za gardło, zanim ktokolwiek zdążył się poruszyć. Chłopak usiłował coś wykrztusić, lecz uścisk Mo nie pozwalał mu wydobyć z gardła żadnego dźwięku.
– Jeśli ktoś zrobi choć krok – powiedział do niego Mo – zrobię ci krzywdę. Nie temu, który się poruszy. Nie temu, który spróbuje się wtrącić. Tobie. Zrobię ci naprawdę dużą krzywdę, rozumiesz?
Wysoki got próbował kiwnąć głową. Mike znów spojrzał na Carsona.
– Jesteś gotowy zacząć?
– Hej, facet, nic do ciebie nie mam.
– Ale ja mam do ciebie.
Mike popchnął go, obu rękami w pierś. Prowokująco. Pozostali goci byli zmieszani, nie wiedzieli, co robić. Mike ponownie popchnął Carsona.
– Hej!
– Co zrobiliście z moim synem?
– Co? Z kim?
– Z moim synem, Adamem Baye. Gdzie on jest?
– Myślisz, że wiem?
– Napadliście na mnie zeszłej nocy, prawda? Jeśli nie chcesz oberwać jak jeszcze nigdy w życiu, lepiej mów.
Nagle usłyszeli nieznajomy głos.
– Nie ruszać się! FBI!
Mike popatrzył. To byli ci dwaj faceci w baseballówkach, którzy śledzili jego i Mo. Trzymali w rękach broń i odznaki.
– Michael Baye? – zapytał jeden z nich.
– Tak?
– Darryl LeCrue, FBI. Chcemy, żeby pojechał pan z nami.
26
Pożegnawszy się z Betsy Hill, Tia zamknęła drzwi frontowe i udała się na górę. Przekradła się korytarzem obok pokoju Jill, po czym weszła do pokoju syna. Otworzyła szufladę biurka Adama i zaczęła przeglądać jej zawartość. Umieszczenie szpiegującego oprogramowania w jego komputerze wydawało się słusznym postępowaniem, więc dlaczego nie to? Poczuła obrzydzenie do siebie. Teraz to wszystko, całe to naruszanie jego prywatności, wydawało się błędem. Mimo to nie przestała szukać.
Adam był dzieckiem. Nadal. W tej szufladzie nie robiono porządku od niepamiętnych czasów, więc znajdowały się tu pamiątki z minionych „epok Adama”, niczym skarby odkryte w trakcie wykopalisk. Karty baseballistów, pokemony, Yugio, Yamaguchi z dawno rozładowaną baterią, Crazybones – wszystkie te przedmioty, które dzieci zbierają, żeby z czasem zupełnie o nich zapomnieć. Adam i tak był lepszy niż większość z nich. Nie dopominał się o więcej i nie wyrzucał ich natychmiast po zdobyciu.
Pokręciła głową. Nadal leżały w jego szufladzie.
Były tam długopisy i ołówki oraz stary futerał na aparat ortodontyczny (Tia wciąż męczyła Adama, żeby go nosił), kolekcjonerskie plakietki z wycieczki do Disneylandu przed czterema laty i tuzin wykorzystanych biletów na mecze Rangersów. Wzięła w rękę te bilety i przypomniała sobie mieszaninę radości i skupienia na jego twarzy, kiedy oglądał mecz hokejowy. Pamiętała, jak on i jego ojciec cieszyli się z każdego punktu zdobytego przez Rangersów, wstając, wymachując rękami i śpiewając tę idiotyczną piosenkę po zdobyciu gola, składającą się głównie z pokrzykiwania „och, och, och” i klaskania.
Zaczęła płakać.
Weź się w garść, rozkazała sobie w duchu.
Podeszła do komputera. Teraz to był świat Adama. Wszystko w tym pokoju wiązało się z jego komputerem. Na ekranie Adam grał w ostatnią sieciową wersję „Halo”. Na czacie rozmawiał zarówno z nieznajomymi, jak i z przyjaciółmi. Dyskutował z prawdziwymi i wirtualnymi przyjaciółmi za pośrednictwem Facebook i MySpace. Trochę grał w sieciowego pokera, ale szybko się tym znudził, ku zadowoleniu Mike'a i Tii. Były zabawne filmiki na Youtube, zapowiedzi filmów, wideoklipy i owszem, pikantne materiały też. Były inne gry przygodowe lub symulatory rzeczywistości, czy jak je się tam nazywa, w których można się zagubić w taki sam sposób, w jaki Tia pogrążała się w lekturze książek, i trudno było powiedzieć, czy jest to dobre, czy złe.
I ta cała obecna ekspansja seksu, która doprowadzała ją do szału. Chcesz zrobić to jak należy i kontrolujesz dopływ informacji do swoich dzieci, ale to na nic. Włączysz rano radio, a tam ględzą o cyckach, niewierności i orgazmach. Otworzysz jakikolwiek ilustrowany tygodnik lub włączysz jakiś program w telewizji… no cóż, mówienie o nieustannym zalewie golizny jest już niemodne. Jak więc sobie z tym poradzić? Powiedzieć dziecku, że to jest złe? A co dokładnie jest złe?
Nic dziwnego, że ludzie znajdują ulgę w czarno – białych odpowiedziach, takich jak wstrzemięźliwość, ale dajcie spokój, to nic nie da, a poza tym nie zamierzacie chyba przekonać dzieci, że seks jest zły, grzeszny lub zakazany – a mimo to nie chcecie, żeby go uprawiały. Chcecie im powiedzieć, że jest to coś dobrego i zdrowego – a jednak nie należy tego robić. Jak rodzice mają podejść do tych spraw? Dziwne, ale wszyscy chcemy, by nasze dzieci podzielały nasze zapatrywania, jakby były one najlepsze i najzdrowsze pomimo naszych rodzicielskich wpadek. Dlaczego? Czy zostaliśmy tak doskonale wychowani, czy też sami wypracowaliśmy sobie ten stan równowagi? Czy nasze dzieci to powtórzą?
– Cześć, mamo.
Jill stanęła w drzwiach. Ze zdumieniem spojrzała na matkę. Tia domyśliła się, że jest zaskoczona, widząc matkę w pokoju Adama. Zapadła cisza. Trwała nie dłużej niż sekundę, lecz Tię przeszedł zimny dreszcz.
– Cześć, kochanie.
Jill trzymała w ręku blackberry należący do Tii.
– Mogę zagrać w BrickBreakera?
Uwielbiała grać na smartfonie matki. Zwykle Tia skarciłaby ją za to, że bez pozwolenia wzięła jej telefon. Jak większość dzieci, Jill wciąż to robiła. Używała blackberry'ego lub pożyczała iPoda Tii, lub korzystała z komputera w sypialni, ponieważ jej był za słaby. Zostawiała przenośny telefon w swoim pokoju i matka nie mogła go znaleźć.
Teraz jednak nie była to odpowiednia chwila na wygłaszanie standardowego wykładu o odpowiedzialności.
– Jasne. Jeśli jednak zacznie dzwonić, natychmiast mi go oddaj.
– W porządku. – Jill popatrzyła na pokój. – Co tu robisz?
– Rozglądam się.
– Czego szukasz?
– Nie wiem. Może jakiejś wskazówki, dokąd udał się twój brat.
– Nic mu nie będzie, prawda?
– Oczywiście, proszę, nie martw się. – Nagle przypomniała sobie, że świat nie stanął w miejscu i pragnąc odrobiny normalności, Tia zapytała: – Masz coś zadane do domu?
– Już odrobiłam lekcje.
– Dobrze. Jeszcze coś jest w porządku?
Jill wzruszyła ramionami.
– Chcesz o czymś ze mną porozmawiać?
– Nie, nic mi nie jest. Martwię się tylko o Adama.
– Wiem, kochanie. Jak ci poszło w szkole?
Znów wzruszenie ramion. Głupie pytanie. Tia zadawała je swoim dzieciom co najmniej kilka tysięcy razy w ciągu minionych lat i nigdy, ani razu, nie otrzymała innej odpowiedzi niż wzruszenie ramion oraz „świetnie”, „w porządku” albo „w szkole jak to w szkole”.
Tia opuściła pokój syna. Nie było tu czego szukać. Czekał na nią wydruk raportu E – SpyRight. Zamknęła drzwi i przejrzała strony. Clarke i Olivia, przyjaciele Adama, przysłali mu e – maile tego ranka. Jednak o dość zagadkowej zawartości. Oboje chcieli wiedzieć, gdzie on jest, i wspominali, że jego rodzice dzwonili do nich, szukając go.