Выбрать главу

Na chwilę zapadła cisza. Przerwał ją Mike.

– No to teraz już wiem.

– Teraz pan wie. W każdym razie od tego się zaczyna. Grupka dzieciaków zbiera się i myśli, hej, te lekarstwa są legalne, nie jak amfa czy kokaina. Może młodszy braciszek bierze ritalin, ponieważ jest nadpobudliwy. Tata zażywa oxycontin na ból kolana po operacji. Obojętnie. Dzieciaki czują się bezpieczne.

– Rozumiem.

– Naprawdę?

– Tak.

– Widzi pan, jakie to łatwe? Ma pan w domu jakieś lekarstwa na receptę?

Mike pomyślał o swoim kolanie, o recepcie na oxycontin, o tym, jak się starał nie zażywać zbyt wielu tabletek. Istotnie, były w jego apteczce. Czy zauważyłby, gdyby kilku brakowało? A co z rodzicami, którzy nic nie wiedzą o lekach? Czy brak kilku pigułek wzbudziłby ich podejrzenia?

– Jak pan powiedział, w każdym domu są jakieś.

– Właśnie, więc pozostańmy przez chwilę przy tym temacie. Zna pan wartość tych tabletek. Wie pan, że dzieciaki urządzają sobie balangi. Powiedzmy więc, że jest pan przedsiębiorczy. Co pan robi? Idzie pan dalej. Próbuje zarobić. Powiedzmy, że prowadzi pan klub i dostaje część zysków. Może zachęca dzieciaki, żeby podkradały więcej lekarstw z apteczek. Może nawet daje im pan zastępcze tabletki.

– Zastępcze tabletki?

– Jasne. Jeśli tabletki są białe, no cóż, wystarczy zwyczajna aspiryna. Kto to zauważy? Można dostać tabletki z cukru, które nie mają jakiegokolwiek działania, tylko wyglądają jak lekarstwo. Rozumie pan? Kto zauważy różnicę? Istnieje ogromny czarny rynek leków na receptę. Można nieźle zarobić. Jednak i tu myśli pan jak przedsiębiorca. Nie potrzeba panu jakichś gównianych prywatek na ośmioro dzieciaków. Potrzeba czegoś dużego. Chce pan zachęcić setki, jeśli nie tysiące. Na przykład, powiedzmy, w klubie.

Teraz Mike zrozumiał.

– Sądzicie, że to właśnie robią w klubie Jaguar.

Nagle przypomniał sobie, że Spencer Hill popełnił samobójstwo, zażywając lekarstwa wyniesione z domu. Przynajmniej tak głosiła plotka. Ukradł lekarstwa z apteczki rodziców i przedawkował.

LeCrue skinął głową.

– Mógłby pan, będąc naprawdę przedsiębiorczy, posunąć się jeszcze dalej. Wszystkie leki mają swoją wartość na czarnym rynku. Może to być stare opakowanie amoksycyliny, której nie skończył pan zażywać. Albo trochę viagry pozostałej po dziadku. Nikt tego nie pilnuje, prawda, doktorze?

– Rzadko.

– Właśnie, a jeśli czegoś brakuje, no cóż, składa się to na karb oszustwa w aptece, roztargnienia lub dwukrotnego zażycia przez pomyłkę. Niemal w żaden sposób nie da się dowieść, że lek ukradł nastolatek. Widzi pan, jakie to sprytne?

Mike chciał zapytać, co to ma wspólnego z nim lub z Adamem, ale wiedział, że nie powinien.

LeCrue nachylił się do niego.

– Hej, doktorze? – szepnął.

Mike czekał.

– Czy pan wie, jaki byłby następny szczebel tej drabiny przedsiębiorczości?

– LeCrue? – wtrącił się Duncan.

LeCrue obejrzał się.

– Co jest, Scott?

– Bardzo lubisz to słowo. Przedsiębiorczy.

– Rzeczywiście. – Znów odwrócił się do Mike'a. – Panu podoba się to słowo, doktorze?

– Jest wspaniałe.

LeCrue zachichotał, jakby byli starymi przyjaciółmi.

– W każdym razie sprytny, przedsiębiorczy dzieciak może wymyślić różne sposoby, żeby wynieść z domu jeszcze więcej lekarstw. Jakie? Na przykład może dzwonić i wcześniej poprosić o ponowne wystawienie recepty. Jeśli oboje rodzice pracują, a lekarstwa są dostarczane do domu, odbierze je po powrocie ze szkoły, zanim oni wrócą. A jeśli rodzic spróbuje poprosić o ponowne wystawienie recepty i spotka się z odmową, no cóż, znów złoży to na karb pomyłki lub przeoczenia. Widzi pan, jak już się to zacznie, można ładnie zarobić na wiele różnych sposobów. To niemal zbrodnia doskonała.

Mike w myślach raz po raz zadawał sobie oczywiste pytanie: Czy Adam mógł zrobić coś takiego?

– I kogo możemy zamknąć? Niech pan się zastanowi. Mamy grupkę bogatych, nieletnich dzieciaków mogących sobie pozwolić na najlepszych adwokatów, które co właściwie zrobiły? Wzięły legalnie przepisane lekarstwa ze swoich domów. Kogo to obchodzi? Widzi pan, jaki to łatwy pieniądz?

– Domyślam się.

– Domyśla się pan, doktorze Baye? Niech pan da spokój, nie bawmy się w podchody. Nie musi pan zgadywać. Pan to wie. To niemal bezbłędne. Pan wie, jak zwykle działamy. Nie chcemy zamykać grupki głupich, balangujących dzieciaków. Chcemy złapać grubą rybę. Jednak jeśli ta gruba ryba była sprytna – tylko roboczo zakładamy, że to „ona”, żeby nie oskarżono nas o seksizm, dobrze? – pozwalałaby, żeby te leki rozprowadzali za nią nieletni. Głupi gówniarze, którzy musieliby wejść szczebel wyżej na drabinie pokarmowej, żeby w razie potrzeby zostać przegranymi. Czuliby się ważni, a gdyby ona była wystrzałowym towarem, zapewne mogłaby ich skłonić, żeby robili wszystko, co ona zechce, rozumie pan, o czym mówię?

– Pewnie – odparł Mike. – Uważacie, że tak właśnie robi Rosemary McDevitt w klubie Jaguar. Ma ten nocny klub i wszyscy ci nieletni przychodzą tam zupełnie legalnie. Z jednej strony ma to sens.

– Az drugiej?

– Kobieta, której brat umarł na skutek przedawkowania, miałaby handlować prochami?

LeCrue uśmiechnął się.

– Zatem opowiedziała panu tę łzawą historyjkę, tak? O swoim bracie, który nie radził sobie z emocjami, więc bawił się zbyt intensywnie i umarł?

– To nieprawda?

– O ile nam wiadomo, kompletna bujda. Ona twierdzi, że pochodzi z miejscowości Breman w stanie Indiana, ale sprawdziliśmy akta. Nic takiego nie wydarzyło się ani tam, ani nigdzie w pobliżu.

Mike nic nie powiedział.

Scott Duncan podniósł głowę znad swoich notatek.

– Jednak to gorąca sztuka.

– Och, niewątpliwie – przyznał LeCrue. – Towar pierwsza klasa.

– Mężczyzna może zgłupieć dla kobiety o takim wyglądzie.

– Pewnie, Scott. I to jest jej modus operandi. Usidlić seksualnie faceta. Nie żebym miał coś przeciwko temu, aby przez chwilę być tym facetem, wie pan, o czym mówię, doktorze?

– Przykro mi, nie wiem.

– Jest pan gejem?

Mike usiłował opanować zniecierpliwienie.

– Tak, świetnie, jestem gejem. Możemy przejść do rzeczy?

– Ona wykorzystuje mężczyzn, doktorze. Nie tylko głupie dzieciaki. Dorosłych mężczyzn. Mądrzejszych.

Zamilkł i czekał. Mike spojrzał na Duncana i znowu na LeCrue.

– Czy teraz powinienem jęknąć i nagle uświadomić sobie, że mowa o mnie?

– Nie, dlaczego coś takiego miałoby panu przyjść do głowy?

– Zakładam, że zaraz mi pan to powie.

– No cóż, w końcu… – LeCrue rozłożył ręce, jakby występował w szkolnym przedstawieniu – przed chwilą powiedział pan, że poznał ją dopiero dzisiaj. Zgadza się?

– Zgadza.

– I my całkowicie panu wierzymy. Zatem pozwoli pan, że zapytam o coś innego. Jak leci w pracy? No wie pan, w szpitalu.

Mike westchnął.

– Udajmy, że jestem zaskoczony tą nagłą zmianą tematu. Proszę posłuchać, nie wiem, co waszym zdaniem zrobiłem. Zakładam, że ma to coś wspólnego z klubem Jaguar, nie dlatego, że naprawdę coś zrobiłem, ale ponieważ byłbym idiotą, gdybym się tego nie domyślił. Powtarzam, w innej sytuacji zaczekałbym na mojego adwokata albo przynajmniej na przyjazd mojej żony. Jednak, jak już powtórzyłem kilka razy, mój syn zaginął. Tak więc dajmy spokój tym bzdurom. Powiedzcie mi, co chcecie wiedzieć, żebym mógł pójść i znów zacząć go szukać.

LeCrue uniósł brwi.

– To mnie kręci, kiedy podejrzany nagle zaczyna mówić tak po męsku. A ciebie, Scott?