Выбрать главу

■ ■ ■

W swojej klasie Joe Lewiston wytarł gąbką tablicę. W ciągu ostatnich lat w życiu nauczyciela wiele się zmieniło, włącznie z wymianą zielonych tablic na łatwo wymazywalne białe, ale Joe uparł się i zachował tę pamiątkę minionych czasów. W kredowym pyle, poskrzypywaniu kredy przy pisaniu i ścieraniu jej gąbką było coś, co jakoś wiązało się z przeszłością i przypominało mu, kim jest oraz co robi.

Joe użył dużej gąbki, która była trochę zbyt mokra. Woda spływała po tablicy. Ścigał jej strumyki, przesuwając gąbką w górę i w dół, usiłując zatracić się w tej prostej czynności.

Prawie mu się udało. Nazywał to pomieszczenie Krainą Lewistona. Dzieciaki lubiły to, ale – prawdę mówiąc – nie tak jak on sam. Tak bardzo chciał być inny, a nie tylko stać tu, recytować formułki, uczyć obowiązkowego materiału i być jednym z tych, których nikt nie pamięta. Starał się, żeby to było jego królestwo. Uczniowie pisali dzienniki – on też. On czytał ich zapiski, a oni mogli czytać jego notatki. Nigdy nie krzyczał. Kiedy dzieciak zrobił coś dobrego lub godnego uwagi, stawiał znaczek przy jego nazwisku. Gdy uczeń lub uczennica źle się zachowywał, wymazywał ten znaczek. Proste. Nie karcił dzieci i nie wprawiał ich w zakłopotanie.

Widział, jak inni nauczyciele starzeją się na jego oczach, a ich entuzjazm gaśnie z każdą mijającą lekcją. Nie jego. On ubierał się w stylu epoki, którą omawiał na lekcji historii. Urządzał zabawy w poszukiwanie skarbów, podczas których trzeba było rozwiązywać zadania matematyczne, żeby znajdować kolejne przedmioty. Kazał klasie nakręcić własny film. Tyle dobrego działo się w tym pomieszczeniu, w Krainie Lewistona, a potem przyszedł ten jeden dzień, kiedy powinien był zostać w domu, gdyż grypa żołądkowa wywołała ból brzucha, klimatyzator się zepsuł, a on czuł się tak okropnie, miał gorączkę i…

Dlaczego to wtedy powiedział? Boże, jak mógł powiedzieć coś tak okropnego dziecku.

Włączył komputer. Ręce mu drżały. Wystukał nazwę strony szkoły, w której pracowała jego żona. Teraz hasłem dostępu było JoeKochaDolly.

Z jej pocztą elektroniczną nie działo się nic złego.

Dolly niewiele wiedziała o komputerach i Internecie. Joe po prostu wszedł tam wcześniej i zmienił hasło. To dlatego jej poczta elektroniczna „nie działała” prawidłowo. Dolly podawała niewłaściwe hasło, więc nie mogła się zalogować.

Teraz, w bezpiecznym zaciszu pokoju, który tak kochał, Joe Lewiston sprawdził jej przychodzącą pocztę. Miał nadzieję, że już nie zobaczy adresu tego nadawcy.

Jednak zobaczył.

Zagryzł wargi, żeby nie wrzasnąć. Nie mógł odwlekać tego w nieskończoność – w końcu Dolly zechce się dowiedzieć, co jest nie tak z jej skrzynką e – mailową. Miał jeszcze dzień, nie więcej. A nie sądził, żeby jeden dzień wystarczył.

■ ■ ■

Tia zawiozła Jill z powrotem do Yasmin. Jeśli Guy Novak miał coś przeciwko temu lub był zdziwiony, to nie dał tego po sobie poznać. Tia i tak nie miała czasu go o to pytać. Pomknęła do terenowego oddziału FBI przy Federal Plaza 26. Hester Crimstein przybyła tam niemal dokładnie w tej samej chwili. Spotkały się w poczekalni.

– Włącz swój wdzięk – powiedziała Hester. – Masz grać rolę ukochanej żony. Ja jestem dzielną weteranką ekranu, która będzie jego adwokatem.

– Wiem.

– Kiedy tam wejdziemy, nie odzywaj się. Pozwól mi się tym zająć.

– Dlatego do ciebie zadzwoniłam.

Hester Crimstein ruszyła do drzwi. Tia poszła za nią. Hester otworzyła je i wpadła do środka. Mike siedział przy stole. W pokoju byli jeszcze dwaj inni mężczyźni. Jeden siedział w kącie. Drugi stał nad Mikiem. Ten stojący wyprostował się, kiedy weszły.

– Witam – powiedział. – Jestem Darryl LeCrue, agent specjalny FBI.

– To mnie nie obchodzi – powiedziała Hester.

– Pani wybaczy?

– Nie, raczej nie wybaczę. Czy mój klient jest aresztowany?

– Mamy powody sądzić…

– To mnie nie obchodzi. Czekam na „tak” lub „nie”. Czy mój klient jest aresztowany?

– Mamy nadzieję, że…

– Powtarzam, to mnie nie obchodzi. – Hester spojrzała na Mike'a. – Doktorze Baye, proszę wstać i natychmiast opuścić ten pokój. Pańska żona zaprowadzi pana do holu, gdzie oboje zaczekacie na mnie.

– Proszę zaczekać, pani Crimstein – powiedział LeCrue.

– Zna pan moje nazwisko?

Wzruszył ramionami.

– Taak.

– Skąd?

– Widziałem panią w telewizji.

– Chce pan mój autograf?

– Nie.

– Dlaczego? Nieważne – i tak go pan nie dostanie. Mój klient zakończył rozmowę. Gdybyście chcieli go aresztować, zrobilibyście to. Tak więc opuści ten pokój, a my tu sobie pogawędzimy. Jeśli uznam to za konieczne, sprowadzę go z powrotem, żeby z wami porozmawiał. Czy to jasne?

LeCrue spojrzał na swojego partnera w kącie.

– Odpowiedź brzmi: Krystalicznie, pani Crimstein. – Potem zerknęła na Mike'a i dodała: – Idź.

Mike wstał. Razem z Tią wyszli z pokoju. Zamknęli za sobą drzwi.

– Gdzie jest Jill? – natychmiast zapytał Mike.

– U Novaka.

Skinął głową.

– Opowiesz mi, co się stało? – spytała Tia.

Zrobił to. Opowiedział jej wszystko – o swojej wizycie w klubie Jaguar, o spotkaniu z Rosemary McDevitt, o tym, jak niemal doszło do bójki, o interwencji federalnych, o przesłuchaniu i farmaceutycznych imprezach.

– Ten klub – powiedział Mike. – Przypomnij sobie wymianę wiadomości.

– Z CeeJay osiem tysięcy sto piętnaście – powiedziała.

– Właśnie. To nie są inicjały osoby. To skrót od Club Jaguar.

– A osiem tysięcy sto piętnaście?

– Nie wiem.

– Zatem myślisz, że to ona – ta cała Rosemary?

– Tak.

Usiłowała to przetrawić.

– Pod pewnymi względami to ma sens. Spencer Hill ukradł lekarstwa z apteczki ojca. I zabił się, zażywając je. Może zrobił to podczas jednej z takich imprez. Może urządzili ją sobie na dachu.

– Myślisz więc, że Adam tam był?

– Na to wygląda. Urządzili farmaceutyczną imprezę. Zmieszali leki, myśleli, że nic im nie grozi…

Oboje zamilkli.

– Zatem Spencer popełnił samobójstwo? – spytał Mike.

– Wysłał te wiadomości tekstowe.

Znów milczeli. Nie chcieli zastanawiać się nad tym, żeby nie dojść do oczywistego wniosku.

– Musimy znaleźć Adama – rzekł Mike. – Skupmy się na tym, dobrze?

Tia kiwnęła głową. Drzwi pokoju przesłuchań otworzyły się i wyszła Hester. Podeszła do nich.

– Nie tutaj – powiedziała. – Wyjdźmy na zewnątrz. Tam porozmawiamy.

Poszła dalej. Mike i Tia pospiesznie wstali i podążyli za nią. Wsiedli do windy, lecz Hester nadal nic nie mówiła. Gdy otworzyły się drzwi kabiny, Hester wyszła i przez obrotowe drzwi wymaszerowała z budynku. Mike i Tia za nią.

– W moim samochodzie – zarządziła Hester.

Wsiedli do długiej limuzyny z telewizorem, kryształowymi kieliszkami i pustym barkiem. Hester posadziła ich na dobrych miejscach, twarzami do szofera. Usiadła naprzeciw nich.

– Nie ufam federalnym budynkom z ich monitoringiem – oznajmiła. Potem zwróciła się do Mike'a. – Zakładam, że wyjaśniłeś już wszystko żonie?

– Tak.

– Zatem zapewne domyślasz się, jak sprawy stoją. Oni mają dziesiątki podrobionych recept z twoim podpisem. Ci z klubu Jaguar byli sprytni i wypisywali rozmaite farmaceutyki. Realizowali je w tym stanie, poza granicą stanu, przez Internet, wszędzie. Te powtarzane również. Teoria federalnych jest oczywista.

– Uważają, że ukradł je Adam – rzekł Mike.

– Tak. I mają sporo dowodów.

– Na przykład jaki?

– Na przykład taki, że wasz syn chodził na prywatki, na których zażywano te leki. A przynajmniej tak twierdzą. Ponadto zeszłej nocy byli na ulicy przed klubem Jaguar. Widzieli, jak Adam tam wszedł, a chwilę później zauważyli ciebie.