Szybko dorastają, pomyślała Muse.
– Masz jeszcze ten e – mail? – zapytała ponownie.
– Tak sądzę. Zapewne jest w moim komputerze.
– Chciałabym, żebyś wydrukowała mi kopię.
Yasmin zmarszczyła brwi.
– Jednak nie powie mi pani, o co chodzi.
To nie było pytanie.
– Jeszcze nie ma powodu do niepokoju.
– Rozumiem. Nie chce pani niepokoić dziecinki. Gdyby chodziło o pani matkę, a pani byłaby w moim wieku, nie chciałaby pani wiedzieć?
– Masz rację. Jednak powtarzam, jeszcze nie wiemy. Twój ojciec wkrótce wróci. Teraz naprawdę chciałabym zobaczyć ten e – mail.
Yasmin poszła po schodach na górę. Jej przyjaciółka została na dole. Zwykle Muse wolałaby przesłuchiwać Yasmin samą, lecz przyjaciółka wydawała się działać na nią uspokajająco.
– Jak się nazywasz? – zapytała Muse.
– Jill Baye.
– Jill, spotkałaś kiedyś mamę Yasmin?
– Tak, kilka razy.
– Wyglądasz na zaniepokojoną.
Jill skrzywiła się.
– Policjantka wypytuje mnie o matkę mojej przyjaciółki. Nie powinnam się niepokoić?
Ach, te dzieci.
Yasmin zbiegła po schodach z kartką w dłoni.
– Jest.
Muse zaczęła czytać.
Cześć! Wyjeżdżam na kilka tygodni do Los Angeles. Skontaktuję się, kiedy wrócę.
To tak wiele wyjaśniało. Muse zastanawiała się, dlaczego nikt nie zgłosił zaginięcia NN. To proste. Mieszkała sama na Florydzie. Ze względu na jej styl życia i ten e – mail, no cóż, mogły upłynąć miesiące, jeśli nie lata, zanim ktoś domyśliłby się, że padła ofiarą zbrodni.
– Czy to pomoże? – spytała Yasmin.
– Tak, dziękuję ci.
W oczach Yasmin zalśniły łzy.
– Ona wciąż jest moją mamą, wie pani?
– Tak, wiem.
– I kocha mnie. – Yasmin zaczęła płakać. Muse zrobiła krok naprzód, ale dziewczynka powstrzymała ją, podnosząc dłoń. – Ona po prostu nie umie być matką. Stara się. Tylko jej nie wychodzi.
– W porządku. Ja jej nie osądzam ani nic takiego.
– To proszę mi powiedzieć, co się stało. Proszę!
– Nie mogę – powiedziała Muse.
– Coś złego, prawda? Przynajmniej tyle może mi pani powiedzieć. Coś złego?
Muse chciała być z nią szczera, lecz nie była to odpowiednia chwila ani miejsce.
– Twój ojciec wkrótce tu będzie. Ja muszę wracać do pracy.
■ ■ ■
– Uspokój się – powiedział Nash.
Joe Lewiston jednym płynnym ruchem podniósł się z podłogi. Nash pomyślał, że nauczyciele muszą często to robić.
– Przepraszam. Nie powinienem cię w to wciągać.
– Dobrze zrobiłeś, dzwoniąc do mnie.
Nash spojrzał na swojego dawnego szwagra. Mówisz „dawnego”, ponieważ słowo „były” sugeruje rozwód. Cassandra Lewiston, jego ukochana żona, miała pięciu braci. Joe Lewiston był najmłodszym i najbardziej przez nią kochanym. Gdy najstarszy, Curtis, został zamordowany ponad dziesięć lat temu, Cassandra bardzo to przeżyła. Przepłakała wiele dni, nie wstając z łóżka i czasem, chociaż wiedział, jak bardzo jest to nieracjonalne, Nash zastanawiał się, czy nie dlatego zachorowała. Może tak bardzo opłakiwała swojego brata, że to osłabiło jej układ odpornościowy. Może rak jest w nas wszystkich, te wysysające życie komórki, które czekają na chwilę, gdy nasz opór osłabnie – wtedy atakują.
– Obiecuję, że dowiem się, kto zabił Curtisa – powiedział swojej ukochanej Nash.
Jednak nie dotrzymał słowa, chociaż dla Cassandry nie miało to znaczenia. Nie była mściwa. Po prostu brakowało jej starszego brata. Tak więc Nash obiecał jej coś wtedy. Przysiągł, że nigdy nie pozwoli jej tak cierpieć. Będzie chronił tych, których ona kocha. Będzie ich zawsze bronił.
Ponownie obiecał to, kiedy umierała.
Wydawało się, że przyniosło jej ulgę.
– Będziesz zawsze przy nich? – zapytała Cassandra.
– Tak.
– A oni będą przy tobie.
Na to nie odpowiedział.
Joe podszedł do niego. Nash popatrzył na klasę. Pod wieloma względami nie zmieniła się od czasu, gdy był tu uczniem. Na ścianach wciąż wisiały wykaligrafowane regułki oraz pochyło małe i duże litery alfabetu. Wszędzie widniały kolorowe kleksy. Na sznurze do bielizny suszyły się ostatnie malunki.
– Stało się jeszcze coś – rzekł Joe.
– Mów.
– Guy Novak wciąż przejeżdża koło mojego domu. Zwalnia i się gapi. Myślę, że to przeraża Dolly i Allie.
– Od kiedy?
– Robi to już od tygodnia.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
– Nie sądziłem, że to ważne. Myślałem, że przestanie.
Nash zamknął oczy.
– A dlaczego teraz myślisz, że to ważne?
– Ponieważ dziś rano Dolly naprawdę się zdenerwowała, kiedy to zrobił.
– Guy Novak przejechał dziś pod waszym domem?
– Tak.
– I uważasz, że w ten sposób próbuje was nękać?
– A jak byś to nazwał?
Nash potrząsnął głową.
– Myliliśmy się od samego początku.
– Jak to?
Jednak nie było sensu wyjaśniać. Dolly Lewiston wciąż otrzymywała e – maile. To mogło oznaczać tylko jedno. Marianne ich nie wysyłała, chociaż tak powiedziała po długich męczarniach.
Robił to Guy Novak.
Nash pomyślał o Cassandrze i swojej obietnicy. Teraz już wiedział, co będzie musiał zrobić, żeby uporać się z tym problemem.
– Jestem głupcem – powiedział Joe Lewiston.
– Posłuchaj mnie, Joe.
Był taki wystraszony. Nash cieszył się, że Cassandra nigdy nie widziała swojego młodszego brata w takim stanie. Pomyślał o tym, jak wyglądała pod koniec. Wypadły jej włosy. Skóra pożółkła. Miała otwarte rany na głowie i twarzy. Przestała panować nad zwieraczami. Czasem ból wydawał się nie do zniesienia, ale kazała mu obiecać, że nie będzie się wtrącał. Wydymała usta i wytrzeszczała oczy, jakby stalowe szpony szarpały ją od środka na strzępy. Pod koniec miała tak owrzodzoną jamę ustną, że nie mogła już mówić. Nash siedział przy niej, patrzył i czuł tylko wściekłość.
– Wszystko będzie dobrze, Joe.
– Co chcesz zrobić?
– Nie przejmuj się tym, dobrze? Wszystko będzie w porządku. Obiecuję.
■ ■ ■
Betsy Hill czekała na Adama w zagajniku za domem.
Ten lasek znajdował się na terenie ich posiadłości, ale nigdy nie chciało im się go uporządkować. Przed kilkoma laty ona i Ron zastanawiali się nad wykarczowaniem go i wykopaniem basenu, lecz koszt takiego przedsięwzięcia byłby spory, a bliźniaczki były jeszcze za małe. Tak więc nigdy do tego nie doszło. Kiedy Spencer miał dziewięć lat, Ron zbudował mu tutaj fort. Dzieciaki bawiły się w nim. Stała tu także stara huśtawka, którą kupili u Searsa. Obie konstrukcje już dawno się rozpadły, ale kiedy Betsy dobrze się przyjrzała, zobaczyła jeszcze porozsypywane gwoździe i zardzewiałe rurki.
Minęło kilka lat i Spencer zaczął przesiadywać tu ze swoimi przyjaciółmi. Kiedyś Betsy znalazła tu butelki po piwie. Zastanawiała się, czy poruszyć ten temat, lecz ilekroć próbowała, on jeszcze bardziej się odsuwał. Był nastolatkiem i napił się piwa. Wielkie rzeczy.
– Pani Hill?
Odwróciła się i zobaczyła stojącego za nią Adama. Przyszedł z drugiej strony, od podwórka Kadisonów.
– Mój Boże – powiedziała. – Co ci się stało?
Twarz miał brudną i spuchniętą. Rękę owiniętą bandażem. I podartą koszulę.
– Nic mi nie jest.
Betsy usłuchała ostrzeżeń Adama i nie zawiadomiła jego rodziców. Bała się stracić szansę. Może źle postąpiła, ale w ciągu kilku minionych miesięcy podjęła tak wiele błędnych decyzji, że jedna więcej wydawała się nieistotna.