Na jego ustach pojawił się nieco drwiący, lecz pobłażliwy uśmieszek. Głowę dam, że oboje są wciąż nietknięci!
Zaraz jednak spoważniał. Dobry Boże, wróć życie Catherine!
Rozdział 18
Catherine obudziła się następnego dnia przed południem. Przeciągnęła się w łóżku jak kotka i spojrzała na trzech zatroskanych mężczyzn: Móriego, Erlinga i Tobiasa Fredlunda.
– Ach, jak mnie boli całe ciało, czyżbyście mnie wzięli gwałtem, wszyscy trzej po kolei?
– Nie – z powagą odparł Móri.
– Szkoda! To mogłoby być interesujące.
Erling ujął ją za rękę i przysiadł na łóżku.
– Catherine, najdroższa… jesteśmy twoimi przyjaciółmi i uczynimy wszystko, żeby ci pomóc…
– Pomóc? Dlaczego?
Zdumiona rozejrzała się dokoła.
– Ależ… Jak ja się tu znalazłam?
Móri wtrącił z powagą:
– Catherine, miałaś wypadek.
– Wypadek? Ja?
Popatrzyła na niego, marszcząc brwi. Spróbowała usiąść, lecz Z. jękiem opadła na poduszki.
– Ach, wszystko mnie boli. Co się wydarzyło? Nie śmieli pytać, nie chcieli budzić wspomnień, które być może wymazała z pamięci.
Erling spróbował jeszcze raz:
– Moja kochana, pozwól mi się sobą zaopiekować! Zostań ze mną na całe życie! Jako moja żona.
Catherine wybałuszyła oczy.
– Co takiego? Na całe życie? Mój Boże, przecież taki byłeś nudny w łóżku!
Erling drgnął, spąsowiał i ukradkiem zerknął na Fredlunda. Co ona jeszcze zamierza wyjawić?
– Co to ma w ogóle znaczyć? – zniecierpliwiła się Catherine. – Wszyscy trzej wyglądacie jak grabarze. O jakim wypadku gadacie?
– Cierpisz na zanik pamięci, Catherine – rzekł Móri. – Ale teraz pani Fredlund przygotowała ci coś do zjedzenia.
Catherine w tej chwili jedzenie nie obchodziło. Z całych sił starała się odtworzyć bieg wydarzeń.
– Wypadek… w lesie? Nic nie pamiętam.
– A co pani pamięta, baronówno? – spytał Fredlund, zanim Móri zdążył go powstrzymać.
– Co pamiętam? Blask księżyca. Wspięliśmy się na skałę. Tiril i Erling rozgniewali się na mnie. Erling wrzeszczał, żebym wracała. Dlaczego? – Nagle twarz jej się rozjaśniła. – Ach, już wiem! Ten przystojny leśnik!
Spostrzegli, że pamięć znów jej się mąci, szukała czegoś w myślach.
– Jak to było z tym leśnikiem? – starał się dowiedzieć Móri. Catherine już zaczęła wspominać, być może więc należało to doprowadzić do końca.
– No właśnie, jak to się stało? – powtórzyła pod nosem. Widać było, jak bardzo dręczy ją luka w pamięci. – Poszliśmy… do lasu. Byłam rozpalona, ciało mi płonęło. A on był taki przystojny. Ale taki zimny! Z pewnością chodził po lesie przez całą noc, bo dłoń miał lodowatą!
Popatrzyli na siebie. Może lepiej jej przerwać w tym miejscu?
Catherine jednak mówiła dalej:
– Szliśmy daleko i szybko. Bardzo szybko, ledwie zdołałam dotrzymać mu kroku. I wiecie, on nagle zaczął mówić po niemiecku! Ale ja także znam niemiecki, z porozumieniem nie było więc kłopotów.
– Czy zachowywał się przyjaźnie? – spytał Erling.
Mieli wrażenie, że czas się zatrzymał. Życie zajazdu, losy ludzi i zwierząt przestały jakby do nich docierać.
– Przyjaźnie? Nie, tego bym nie powiedziała. Był wręcz grubiański, ale ja to lubię. Męskość tak na mnie wspaniale działa.
Umilkła. Ktoś odwołał Fredlunda, opuścił ich.
– A potem? – naciskał Erling.
Catherine potarła oczy, jakby chciała dogrzebać się czegoś w pamięci. A może zatrzeć w niej jakieś straszne wspomnienie?
– Tak trudno mi coś sobie przypomnieć. Podczas tego wypadku, o którym mówicie, musiałam uderzyć się w głowę. Wszystko pamiętam jak przez mgłę, niewyraźnie.
Możesz się z tego tylko cieszyć, pomyśleli obaj.
– Stanęliśmy przed górą… Wysoką i stromą. On zaczął wsuwać mi ręce pod ubranie, stawał się coraz bardziej natrętny. Nie miałam nic przeciwko temu, ale wiało od niego chłodem i taki był niedelikatny. Zaczęłam…
Urwała na chwilę, wzrok jej się zmącił.
– Zaczęłam protestować. Mówiłam, żeby się zachowywał jak należy, że jestem damą, baronówną. Wtedy zaczął się śmiać. Ten śmiech był straszny. Powiedział, że znacznie przewyższa mnie urodzeniem. Rozgniewało mnie to, więc powiedziałam: „Zważaj na słowa! Jesteś prostakiem, zwykłym leśnikiem i nie chcę mieć z tobą już nic więcej do czynienia. Puść mnie, proszę!”
Catherine umilkła na długą chwilę.
– Potem nic już nie pamiętam. Naprawdę nic. – Zastanowiła się. – A może jednak?
Popatrzyła na nich wzrokiem, z którego biła bezradność. Wyniosły, pewny siebie ton gdzieś zniknął. Nie była już władczą szlachcianką i czarownicą, lecz tylko wy- straszoną młodą kobietą.
– Nie wiem, czy to sen, czy nie, wszystko było takie rozmyte. Znalazłam się wewnątrz skały. Nie, to niemożliwe. Chyba że on to król gór?
– Nie, nie był królem gór – spokojnie rzekł Móri.
– O, mów do mnie tym łagodnym tonem – szepnęła przerażona. – Tak mi zimno, ziąb przenika mnie aż do szpiku kości.
Erling próbował ją przytulić, lecz go odepchnęła.
– Nie, nie ty, niedojdo, nic nie wiesz o kobietach! Móri, trzymaj mnie mocno!
Dwaj mężczyźni porozumieli się wzrokiem. Erling skinął głową, a Móri niechętnie przygarnął dziewczynę do siebie. Erling zorientował się, że przyjaciel myśli o Tiril, że czuje się wobec niej winny.
Catherine nie przestawała drżeć. Teraz jednak należało wyciągnąć z niej wszystko, nie było odwrotu.
– Naprawdę znalazłaś się we wnętrzu góry – wyjaśnił Móri najłagodniej jak potrafił.
– Naprawdę? – zająknęła się.
– Czy on ci coś zrobił? – pytał z napięciem Erling.
– On… on mnie tam zaciągnął. Wlókł mnie za ramię po ziemi, w ciemność.
Stąd więc jej poszarpane, brudne ubranie. Catherine drżała, szczękając zębami. Jak tonący uczepiła się Móriego i wyjątkowo nie kryła się za tym chęć uwiedzenia.
– Tak ciemno – szepnęła. – Tak strasznie ciemno, nie wiedziałam, gdzie jestem. Sądzę jednak, że po prostu opowiadam wam swój sen, to się nie zdarzyło naprawdę, bo wiem, że próbowałam krzyczeć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk, to musiało się więc wydarzyć we śnie. Tak, na pewno to tylko sen – przekonywała samą siebie.
– Oczywiście – przytaknął Móri. – Oczywiście, to był sen.
– Ale bardzo realny.
– Opowiedz, co działo się dalej.
– Niewiele więcej pamiętam. Okazał mi taką brutalność, wrzucił do jakiegoś korytarza…
Spojrzeli na siebie, twarze mieli kamienne, bez wyrazu.
– A potem? – Erling z trudem wymówił pytanie.
– Sprzeciwiałam się, walczyłam, bo przestało mnie to bawić. On był lodowato zimny. A później…
Widać było, że Catherine niczego nie rozumie.
– Potem nic już nie wiem. Miałam wrażenie, że zapadłam w letarg, w śpiączkę.
– Nic więc ci nie zrobił?
– Nie. Tak.
– To znaczy? – przez cały czas pytał Erling. Móri tylko delikatnie gładził ją po głowie.
– Kiedy się dzisiaj obudziłam, czułam ból.
– To wiemy, całe ciało cię bolało.
– I tam, w dole.
Zapadła cisza. Wreszcie Erling zaklął brzydko, w oczach zakręciły mu się łzy.
– Móri, co się ze mną działo? Gdzie mnie znaleźliście?
Boję się, tak się boję, że wydarzyło się coś strasznego.
– W istocie – odpowiedział Móri.
Spojrzeli na siebie, Erling skinął głową.
Móri opowiedział Catherine całą ich historię: gdzie dotarli, w jaki sposób i gdzie ją znaleźli. Jak na zawsze zniszczyli zamczysko i jego władcę. Najlepsze dla niej było, by poznała całą prawdę, przynajmniej nie będzie ją przez całe życie dręczyć niepewność.