– Pan chyba ma rację – powiedział wolno. – To wcale nie musiała być dziewczyna, równie dobrze mógł być chłopak. Poza tym to nawet bardziej prawdopodobne, rzadko się słyszy, żeby dziewczyny napadały na banki i strzelały do ludzi.
– A więc uważa pan, że to równie dobrze mógł być mężczyzna – powiedział Rönn.
– Tak, teraz, kiedy pan tak mówi. Jasne, że to musiał być chłopak.
– No, a tamci dwaj? Może ich pan opisać? I samochód?
Sjögren zaciągnął się ostatni raz i wrzucił niedopałek do wnętrza kominka, gdzie leżało już sporo ogarków i wypalonych zapałek.
– Samochód to był renault 16, tego jestem pewien – powiedział. – Jasnoszary albo beżowy, nie wiem, jak ten kolor nazwać, prawie biały. Numeru nie pamiętam, ale rejestracja z literą A i mam wzrokowe wrażenie, że w numerze były dwie trójki. Mogły być i trzy oczywiście, ale dwie na pewno i wydaje mi się, że jedna za drugą, tak w środku rzędu cyfr.
– I jest pan pewien, że oznakowany był literą A? – spytał Rönn. – Nie AA albo na przykład AB?
– Nie, tylko A, to dokładnie pamiętam. Mam niezwykle dobrą pamięć wzrokową.
– To znakomicie – powiedział Rönn. – Gdyby wszyscy naoczni świadkowie byli tacy, wiele byśmy zyskali.
– Właśnie – powiedział Sjögren. – I am a camera. Czytał pan to? Isherwooda.
– Nie – powiedział Rönn.
Widział film, ale nie przyznał się. Poszedł na ten film, bo uwielbiał Julie Harris, wcale nie wiedział, kto to jest Isherwood, ani że film zrobiono według jego powieści.
– Ale film pan pewnie widział – rzekł Sjögren. – Tak jest ze wszystkimi dobrymi książkami, filmują je a ludzie oglądają filmy i już się nie fatygują, żeby książkę przeczytać. Ten film był dosyć dobry, choć tytuł miał głupi, prawda, Szalone noce w Berlinie?
– Aha – powiedział Rönn, który był przekonany, że film nazywał się „Jestem aparatem fotograficznym”, kiedy on go oglądał. – To rzeczywiście jakoś głupio brzmi.
Zaczęło się ściemniać, Sjögren podniósł się i zapalił lampę stojącą za fotelem Rönna.
– Może pan zechce dalej mówić. Spróbuje opisać mężczyzn w samochodzie.
– Tylko jeden z nich siedział w samochodzie, kiedy ich zobaczyłem.
– Tak?
– Drugi stał na trotuarze i czekał, trzymając tylne drzwiczki uchylone. Nie otyły, tylko krępy, wyglądający na silnego. Mógł być w moim wieku, tak między trzydziestką a trzydziestym piątym. Miał gęste kędzierzawe włosy, prawie jak Harpo Marx, tylko ciemniejsze. Takie popielatawe. Portki czarne, bardzo obcisłe z zawiniętymi nogawkami, i czarną błyszczącą koszulą. Rozpiętą aż prawie do pasa i wydaje mi się, że miał na szyi jakiś srebrny wisiorek na łańcuszku. Bardzo opalony, a właściwie czerwony. Kiedy dziewczyna, jeżeli to była dziewczyna, nadbiegła, otworzył drzwiczki, żeby mogła wskoczyć, potem zamknął. Sam usiadł z przodu, przy kierowcy i ruszyli bardzo szybko.
– W którą stronę? – spytał Rönn.
– Zawrócili i pojechali w kierunku Mariatorget.
– Aha – powiedział Rönn. – Aha. A ten drugi?
– Siedział za kierownicą, więc go dobrze nie widziałem. Wyglądał na młodszego, na pewno miał niewiele nad dwadzieścia lat. Chudy, blady, o ile zauważyłem. Miał na sobie białą trykotową koszulkę, ramiona mu okropnie sterczały. Włosy czarne, dosyć długie, wyglądały na brudne. Tłuste i zmierzwione. Miał ciemne okulary i, teraz mi się przypomniało, że na lewej ręce miał zegarek na szerokim czarnym pasku.
Sjögren oparł się wygodnie ze szklanką w ręce.
– No, wydaje mi się, że powiedziałem wszystko, co pamiętam. Czy może o czymś zapomniałem?
– Tego nie wiem – powiedział Rönn. – Jak się panu coś przypomni, proszę dać znać. Czy w najbliższym czasie będzie pan w domu?
– Niestety, tak – powiedział Sjögren. – Mam wprawdzie urlop, ale nie mam forsy, żeby gdzieś pojechać, więc tak się tu obijam.
Rönn opróżnił szklankę i wstał.
– Dobrze – powiedział. – Bardzo możliwe, że później będziemy jeszcze potrzebować pańskiej pomocy.
Sjögren wstał i zszedł z Rönnem na dół.
– To znaczy, że miałbym jeszcze raz odklepać to wszystko – powiedział. – A nie lepiej byłoby nagrać raz na zawsze?
Otworzył drzwi, Rönn wyszedł.
– Miałem na myśli raczej to, że może potrzebny pan będzie do identyfikacji tych osobników, kiedy ich zatrzymamy. Może też będziemy musieli pana wezwać, żeby pan obejrzał trochę fotografii.
Podali sobie ręce i Rönn dodał:
– Zobaczymy. Może nie trzeba będzie pana trudzić. Dziękuję za piwo.
– O, nie ma za co. Chętnie się stawię, jeżeli będę mógł w czymś pomóc.
Rönn odszedł, a Sjögren stojąc na schodkach przyjaźnie machał ręką.
IX
Jeśli nie brać pod uwagę psów policyjnych, to stwierdzić trzeba, że zawodowi tropiciele zbrodni rzadko przestają być zwykłymi ludźmi. I podczas ważnych dochodzeń zdarza się im reagować w typowo ludzki sposób. Często na przykład wytwarza się silne napięcie w czasie studiowania unikalnych, rozstrzygających materiałów dowodowych.
Grupa specjalna dla zwalczania napadów na banki nie była wyjątkiem. Cała grupa i wysokie osobistości, które się tu same wprosiły, wszyscy wstrzymali oddech. W lokalu było mroczno, oczy wszystkich wlepione w prostokąt ekranu filmowego, na którym zaraz miały się ukazać zdjęcia z napadu przy Hornsgatan. Na własne oczy można będzie zobaczyć zbrojny napad, morderstwo i osobę, która przez zawsze czujną i pełną wynalazczości prasę wieczorną określana była wszelkimi najdziwniejszymi mianami w rodzaju seksbomba-morderczyni i blond piękność z pistoletem. Epitety te wskazywały, iż dziennikarze z braku wrodzonej fantazji czerpali inspirację od innych, przesadzali w opisie istotnego zagadnienia, albo po prostu i jawnie popełniali plagiat.
Ostatnia królowa seksu, jaka została ujęta przy napadzie na bank, była płaskostopą, pryszczatą damą w wieku lat czterdziestu kilku, która według wiarygodnych danych ważyła osiemdziesiąt siedem kilo i mogła przebierać w swych licznych podbródkach. Ale nawet gdy zdarzyło jej się wobec ławy sędziowskiej zgubić sztuczną szczękę, prasa ani na cal nie odstąpiła od lirycznych opisów jej wyglądu zewnętrznego i wielka grupa bezkrytycznych czytelników raz na zawsze pozostała w przekonaniu, że ta miła, pełna wdzięku osoba o gwiaździstych lśniących oczach powinna była właściwie zostać stewardesą albo wziąć udział w zawodach o tytuł Miss Universum.
I tak bywało zawsze, gdy kobiety popełniały budzące zainteresowanie przestępstwa. W prasie wieczornej wyglądały one tak, jakby wyszły ze szkoły Inger Malmroo dla modelek.
Zdjęcia z napadu teraz dopiero można było obejrzeć, gdyż, jak zwykle, coś się w kasecie zacięło i w fotolaboratorium wiele trudu musiano sobie zadać, by nie uszkodzić filmu. Technikom udało się jednak zwolnić szpulę i wywołać całą rolkę, choć kant taśmy został uszkodzony.Naświetlenie tym razem wydawało się właściwe i zapowiedziano, że rezultat pod względem technicznym wydaje się znakomity.
– Ciekaw jestem, czy to będzie Kaczor Donald – powiedział Gunvald Larsson.
– Czerwona Pantera jest zabawniejsza – dorzucił Kollberg.
– A niektórzy mają oczywiście nadzieję na Zjazd Partii w Norymberdze – Gunvald Larsson na to.
Siedzieli na przedzie i rozmawiali głośno, lecz za nimi minowała głęboka cisza. Obecni potentaci, przede wszystkim szef policji i nadintendent Malm, milczeli i Kollberg ciekaw był, co też oni myślą.
Być może rozważali możliwości zatruwania życia swym krnąbrnym podwładnym. Może cofali się myślą do czasów, kiedy naprawdę panowały porządek i karność, kiedy delegaci szwedzkiej policji bez wzdragania się wybierali Heydricha na prezydenta międzynarodowego zrzeszenia policji, może myśleli, o ileż lepiej było przed rokiem zaledwie, kiedy nikt jeszcze nie ośmielał się wątpić w słuszność tego, że wykształcenie policji ponownie zostało oddane w ręce reakcyjnych wojskowych.