Выбрать главу

Rönn nie stracił przytomności i właśnie na czworakach przelazł przez próg, starając się wymacać pistolet, który upuścił padając.

Następny zjawił się na scenie Zachrisson a tuż za nim wielkimi susami wbiegł pies.

Zachrisson zobaczył, że Rönn gramoli się na czworakach, a krew kapie mu z czoła na leżący na podłodze pistolet. Zobaczył też Kollberga i Gunvalda Larssona zakrwawionych, siłujących się przy rozbitym oknie i wyraźnie niezdolnych już do walki.

Zachrisson zawołał:

– Stać! Policja!

Potem podniósł pistolet i strzelił trafiając w mleczną kulę lampy pod sufitem. Żarówka eksplodowała z ogłuszającym hukiem. Odwrócił się, strzelił do psa. Pies opadł na tylne nogi i wydał bolesny, aż do szpiku kości przenikający skowyt. Trzeci strzał Zachrissona wpadł przez otwarte drzwi do łazienki i przedziurawił rurę z gorącą wodą. Strumień gorącej wody z sykiem trysnął na pokój. Zachrisson strzelił jeszcze raz, ale był to niewypał, pistolet się zaciął.

Wpadł opiekun psa z oszalałym spojrzeniem.

– Dranie, Boya zastrzelili! – wrzasnął i wyciągnął służbową broń.

Wymachując pistoletem rozglądał się z wściekłością, szukając kogoś, na kim mógłby wywrzeć zemstę.

Pies wył coraz przeraźliwiej.

Policjant w szaroniebieskiej kamizelce kuloodpornej z gotowym do strzału pistoletem maszynowym wbiegając potknął się o Rönna i rozłożył plackiem na podłodze. Broń poleciała daleko po śliskim parkiecie. Pies, którego rana nie była śmiertelna, ugryzł policjanta w łydkę.

Policjant zaczął wołać o pomoc.

Kollberg i Gunvald Larsson byli już całkowicie wewnątrz mieszkania, pokiereszowani i wyczerpani, lecz dostatecznie jasno myślący, by dojść do dwóch wniosków. Primo: w mieszkaniu nie zastali nikogo, ani Malmströma i Mohréna, ani innej ludzkiej istoty. Secundo: Drzwi nie były zamknięte, może nawet niezupełnie domknięte.

Gorąca woda z łazienki teraz już była wrzątkiem, parowała i trafiła Zachrissona w twarz.

Policjant w kamizelce pełzł ku swojemu pistoletowi maszynowemu, a pies nie miał ochoty go wypuścić i sunął za nim, coraz głębiej wbijając zęby w nogę swej ofiary.

Gunvald Larsson podniósł zakrwawioną rękę i ryknął:

– Stój u diabła…

W tymże momencie specjalista od gazu wrzucił – jeden po drugim – dwa granaty z gazem łzawiącym.

Upadły między Rönnem a psim przewodnikiem i natychmiast eksplodowały.

Ktoś strzelił jeszcze raz, nie wiadomo kto, ale chyba właśnie przewodnik psa. Kula uderzyła w kaloryfer o centymetr od kolana Kollberga, odbiła się rykoszetem i ze świstem wyleciała na klatkę schodową, trafiając specjalistę od gazu w ramię.

Kollberg usiłował wołać:

– Poddajemy się. Poddajemy się! – ale wypadło to jak ochrypłe krakanie.

Gaz rozchodził się szybko, mieszając się z parą i dymem. Wypełnił cały pokój i nikt już nikogo nie mógł dojrzeć. Pięciu mężczyzn jęczało, płakało i dusiło się od kaszlu. Na schodach ekspert biadolił przyciskając ręką krwawiące ramię.

Z górnego piętra zbiegł Buldożer Olsson i spytał z podnieceniem:

– Co się stało? O co chodzi? Co się dzieje?

Z wypełnionego gazem pokoju dochodziły okropne dźwięki. Stłumione wycie, wołanie o pomoc i bełkotliwe a niecenzuralne przekleństwa.

– Koniec operacji – zakomenderował Buldożer łamiącym się głosem i zaczął kaszleć ochryple.

Wycofał się w górę, za obręb chmury gazu, która ku niemu sunęła. Wyprostował się i zwrócony ku ledwie widocznemu otworowi drzwi, powiedział władczo, choć łzy płynęły mu po twarzy strumieniem:

– Malmström i Mohrén! Rzucić broń i wyjść z podniesionymi rękami. Jesteście aresztowani.

XIX

Rankiem w czwartek szóstego lipca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego drugiego grupa specjalna do zwalczania napadów na banki była blada lecz opanowana. W ich kwaterze głównej panowała gorzka cisza. Myśl o wydarzeniach dnia wczorajszego nikogo nie wprawiała w dobry humor. A już zwłaszcza Gunvalda Larssona. Na filmie może to być komiczne: wypaść przez okno i dyndać na wysokości kilku pięter, ale nie w rzeczywistości. Pokaleczone ręce i zniszczone ubranie nie pobudzają do śmiechu. Najbardziej był Gunvald rozjątrzony właśnie z powodu ubrania. Niezwykle starannie dobierał swą garderobę, a poza tym wydatki na nią pochłaniały większą część jego pensji. I oto znowu kilka najbardziej wartościowych sztuk odzieży zamieniło się w łachy podczas służby, który już raz z kolei, nawet by się nie doliczył.

Einar Rönn też zadowolony nie był, a nawet Kollbergowi trudno było docenić aż nazbyt jawny komizm sytuacji. Doskonale pamiętał łaskotanie w dołku, gdy sądził, że za parę sekund on i Gunvald Larsson roztrzaskają się o bruk. W dodatku nie był wierzący i nie przypuszczał, że skrzydlaci detektywi przyjmą go w niebiańskiej kwaterze głównej.

Bitwa na Danviksklippan została bardzo dokładnie przeanalizowana, lecz pisemny raport był dziwnie niejasny i wymijający w sformułowaniach. Kollberg go napisał.

Strat nie można było jednak zatrzeć. Trzech ludzi trzeba było odwieźć do szpitala, choć żaden nie miał uszkodzeń zagrażających życiu czy wróżących uszczerbek zdrowia na przyszłość. Ekspert od gazów miał ranę, która naruszyła tylko mięsień, Zachrisson oparzenia na twarzy. Prócz tego lekarze twierdzili, że doznał szoku, że jest „dziwny” i ma trudności z udzielaniem dorzecznych odpowiedzi na najprostsze pytania, lecz wynikało to pewnie stąd, że go nie znali przedtem i przeceniali jego wrodzoną zdolność rozumowania. Możliwość niedoceniania jej nie istniała. Pogryziony przez psa policjant mógł liczyć na parę tygodni zwolnienia lekarskiego, rozszarpane mięśnie i ścięgna nie goją się zbyt szybko.

Najgorzej było z psem. Klinika chirurgiczna Wyższej Szkoły Weterynarii zawiadomiła, że wprawdzie kulę udało się usunąć, lecz konieczność uśpienia może się okazać nieunikniona na skutek infekcji. Boy jest młodym, zdrowym zwierzęciem, dodano na zakończenie, i jego stan ogólny jest zadowalający. Obeznanym z terminologią nie dawało to dużych nadziei.

A i obecni nie byli w najlepszym stanie.

Rönn miał czoło zaklejone plastrem i wspaniałe siniaki pod oczyma, co jeszcze uwydatniało wrodzoną czerwoność jego nosa.

Gunvald Larsson powinien był właściwie zostać w domu, gdyż osobnika z grubo obandażowaną ręką i kolanem z trudem uznać można za nadającego się do pełnienia służby. A prócz tego miał jeszcze na głowie pokaźnego guza.

Co do Kollberga, to stan jego był nieco lepszy, lecz dokuczały mu ciężkie długotrwałe bóle głowy. Kuracja specjalna, której głównymi składnikami były koniak, aspiryna i pełna miłości i seksualnej ochoty pielęgnacja zręcznie prowadzona przez jego żonę, miała pozytywne, lecz niestety krótkotrwałe działanie.

Ponieważ ze strony wrogów nikt nie był w czasie batalii obecny, straty ich były nieznaczne. Wprawdzie zdobyto w mieszkaniu trochę rzeczy, ale nawet Buldożer Olsson nie mógł twierdzić, że strata rolki papieru toaletowego, kartonowego pudła z wyciorami, dwóch słoików borówkowego dżemu i nieprawdopodobnej ilości używanej bielizny mogła poważnie zmartwić Malmströma i Mohréna albo w sposób godny wzmianki utrudnić im dalszą działalność.