Mauritzon niepewnie patrząc na Buldożera powiedział:
– Nie rozumiem…
– Czyżby? Pan Mauritzon nie odczuwa potrzeby ulżenia swemu sercu?
– Ja… ja nie rozumiem, o co chodzi.
– Ach tak? A jeżeli powiem, że chodzi o zeszły piątek, to może pan Mauritzon zrozumie?
– Zeszły piątek?
Spojrzenie Mauritzona latało, poprawił się na krześle. Spoglądał to na Rönna, to na Buldożera, napotkawszy porcelanowoniebieskie spojrzenie Larssona, zaczął patrzeć w podłogę. W pokoju panowała cisza, póki Buldożer nie podjął:
– W piątek, tydzień temu, tak, chyba niemożliwe, żeby pan Mauritzon nie pamiętał, co wtedy robił. Ani też nie mógł pan Mauritzon zapomnieć, jaki miał tego dnia zysk. Dziewięćdziesiąt tysięcy to nie drobiazg, nieprawdaż, panie Mauritzon?
– Jakie dziewięćdziesiąt tysięcy? Nic nie wiem o dziewięćdziesięciu tysiącach.
Mauritzon nabierał pewności siebie, a głos Buldożera już nie był tak łagodny, gdy powiedział:
– Pan Mauritzon oczywiście w ogóle nie wie, o czym mówię?
– Nie, rzeczywiście nie wiem.
– Pan Mauritzon chce pewnie, żebym się jaśniej wyraził. Chce pan, panie Mauritzon?
– Będę bardzo wdzięczny – pokornie powiedział Mauritzon.
Gunvald Larsson wyprostował się i z gniewem powiedział:
– Przestań udawać! Dobrze wiesz, o co chodzi.
– Pewnie, że wie – dobrodusznie potwierdził Buldożer. – Pan Mauritzon chce nam tylko pokazać, że cwaniak z niego kuty na cztery nogi. Wypada po prostu. No, ale to mu przejdzie. Można też przypuszczać, że nie jest mu łatwo wypowiadać się.
– Z tym nie miał żadnych trudności, kiedy szło o zakapowanie kolegów – uszczypliwie powiedział Gunvald Larsson.
– No, zobaczymy – rzekł Buldożer.
Znowu się pochylił i uporczywie patrząc na Mauritzona powiedział:
– Chcesz, żebym się jaśniej wyraził? Okay, zrobię to. Dobrze wiemy, że to ty napadłeś na bank przy Horngatan w zeszły piątek, i na nic się nie zda zaprzeczać, bo mamy dowody. Niestety nie skończyło się na rabunku, choć rabunek byłby sprawą poważną, chyba nie muszę wyjaśniać, że bardzo to dla ciebie kiepsko wygląda. Teraz pewnie będziesz w nas wmawiać, żeś został zaskoczony, że nie strzelałeś, żeby zabić, pozostaje jednak faktem, żeś go niewątpliwie położył trupem.
Mauritzon zbladł i u nasady włosów wystąpiły mu drobne kropelki potu. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Buldożer ciągnął dalej:
– Mam nadzieję, że dostrzegasz, jak poważna jest twoja sytuacja. Jeżeli nie chcesz jej pogarszać, najlepiej zrobisz, jeżeli przestaniesz kręcić, to się zupełnie nie opłaca, i okażesz chęć współdziałania. Jasne?
Mauritzon z otwartymi ustami potrząsnął głową. Wreszcie wyjąkał:
– Ja… ja nie wiem, o czym… o czym pan mówi.
Buldożer wstał i zaczął przechadzać się przed nosem Mauritzona.
– Mój drogi, kiedy trzeba, moja cierpliwość jest niewyczerpana, ale zwykłą, jawną głupotę trudno mi znieść – powiedział tonem świadczącym, że nawet niewyczerpana cierpliwość ma jakieś granice.
Mauritzon wciąż zaprzeczał ruchem głowy, a Buldożer krążył miedzy nim i biurkiem, wciąż mówiąc:
– Wydaje mi się, że wyraziłem się dość jasno, powtarzam jednak: wiemy, że w pojedynkę wszedłeś do banku przy Horngatan, żeś śmiertelnie postrzelił klienta, że udało ci się ujść z dziewięćdziesięcioma tysiącami w banknotach. Wszystko to wiemy i nic nie zyskasz zaprzeczając. Odwrotnie. Możesz natomiast w pewnej mierze – w niewielkiej, trzeba przyznać – ale jednak w pewnej mierze polepszyć swą sytuację, przyznając się bez dalszych wykrętów i wykazać trochę dobrej woli. A najlepszy sposób wykazania dobrej woli to opowiedzieć, jaki był przebieg całego wydarzenia. Dalej, powiedzieć, coś zrobił z pieniędzmi, jak wydostałeś się z miejsca zbrodni i jakich miałeś wspólników. No, czy dostatecznie jasno rzecz wyłożyłem?
Buldożer przerwał spacer, znowu usiadł za biurkiem. Rozparł się w krześle, zerknął na Rönna, potem na Larssona, jak gdyby chciał podelektować się ich uznaniem. Niestety, Rönn wyglądał dość sceptycznie, a Gunvald Larsson z roztargnioną miną dłubał w nosie. Buldożer, który oczekiwał podziwu dla swego wzorcowo zwięzłego i psychologicznie słusznego wystąpienia, pomyślał z rezygnacją „Rzucać perły przed wieprze” i znowu zwrócił się do Mauritzona, który wpatrywał się w niego z mieszaniną przerażenia i niedowierzania.
– Ależ ja nie mam z tym wszystkim nic wspólnego! – powiedział wzburzony. – Pojęcia nie mam o żadnym napadzie na bank.
– Dość tych bzdur. Słyszałeś, co mówiłem. Mamy dowody.
– Jakie dowody? Żadnego banku nie obrabowałem, nikogo nie zabiłem. To absurd.
Gunvald Larsson podniósł się z westchnieniem i stanął przy oknie, plecami zwrócony do pokoju.
– Co za sens uprzejmie z takim rozmawiać – rzucił przez ramię. – Dać mu w pysk, tylko to zrozumie.
Buldożer uspokajająco zamachał ręką i powiedział:
– Poczekaj, Gunvald.
Oparłszy łokcie na stole, a brodę na rękach ze zmartwioną miną patrzył na Mauritzona.
– No, Mauritzon, i co mamy z tobą począć?
Mauritzon rozłożył ręce.
– Ależ ja tego nie zrobiłem. Przysięgam!
Buldożer dalej przyglądał mu się ze smutkiem. Potem schylił się i wyciągnął dolną szufladę mówiąc:
– Aha, tak powiadasz. Ja jednak pozwolę sobie w to wątpić. – Wyprostował się i z triumfalną miną rzucił na stół zieloną torbę z żaglowego płótna. Spojrzał na Mauritzona, który ze zdumieniem wybałuszył oczy.
– Jak widzisz, Mauritzon, mamy tu wszystko. – Wyjmował z torby i rzędem układał na stole. – Peruka, koszula, okulary przeciwsłoneczne, kapelusz i ostatnia rzecz, ale nie najmniej ważna, pistolet. No, co teraz powiesz?
Mauritzon z początku wpatrywał się w rozłożone przedmioty nic nie rozumiejąc, potem wyraz jego twarzy zmienił się, patrzył dalej i robił się coraz bledszy.
– Co… co to jest? – powiedział.
Głos się załamał, odchrząknął i powtórzył pytanie.
Buldożer spojrzał na niego ze zniechęceniem i zwrócił się do Rönna.
– Einar – powiedział – zechciej sprawdzić, czy świadkowie przyszli.
Rönn wyszedł. Wrócił po kilku minutach i stojąc w drzwiach powiedział:
– Są.
Buldożer zerwał się.
– Dobrze – powiedział. – Zaraz przyjdziemy.
Rönn znowu zniknął, a Buldożer zebrał wszystkie przedmioty do torby i powiedział:
– Chodź, Mauritzon, przejdziemy do innego pokoju. Będziemy mieli mały pokaz mody. Ty też idziesz, Gunvald?
Rzucił się ku drzwiom ściskając torbę w objęciach. Gunvald Larsson podążył za nim, brutalnie popchnąwszy przed sobą Mauritzona. Weszli do pokoju w głębi korytarza. Pokój nie różnił się od innych służbowych pomieszczeń. Biurko, krzesła, szafa żaluzjowa, stolik z maszyną do pisania. Lustro wpuszczone w ścianę. Po drugiej stronie ściany to lustro funkcjonowało jak okno, tak że z przyległego pokoju można było widzieć ten, w którym znajdowali się Buldożer, Mauritzon i Gunvald Larsson.
Stojąc przy tej szklanej tafli Rönn widział, jak Buldożer pomaga Mauritzonowi włożyć niebieską koszulę, wtłacza mu na głowę jasną perukę z długimi włosami, podaje kapelusz i okulary. Mauritzon podszedł do lustra i ze zdumieniem patrzył na swe odbicie, a po drugiej stronie ściany Rönn, sam niewidzialny, doznawał nieprzyjemnego uczucia spoglądając tamtemu prosto w oczy. Mauritzon włożył kapelusz i okulary. Wszystko znakomicie pasowało.