Выбрать главу

Rönn wyszedł, wprowadził pierwszego świadka, starszą kasjerkę z banku przy Horngatan. Mauritzon stał na środku pokoju z torbą przewieszoną przez ramie. Buldożer coś do niego powiedział, Mauritzon zaczął chodzić tam i z powrotem.

Kasjerka przyjrzała mu się przez szyby, potem spojrzała na Rönna i kiwnęła głową.

– Proszę obejrzeć dokładnie – powiedział Rönn.

– Ależ to ona. Co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Wydaje mi się tylko, że spodnie miała węższe, to jedyna różnica.

– Jest pani zupełnie pewna?

– O tak. W stu procentach.

Następnym świadkiem był kasjer. Tylko okiem rzucił na Mauritzona.

– To ona – powiedział zdecydowanie.

– Musi się pan dokładnie przyjrzeć – powiedział Rönn. – Nie chcemy, by została popełniona omyłka.

Bankowiec jeszcze chwilkę patrzył na przechadzającego się Mauritzona.

– Tak, poznaję ją. Chód, postawa, włosy… jestem zupełnie pewien. – Potrząsnął głową. – Jaka szkoda, taka miła dziewczyna.

Buldożer i resztę przedpołudnia poświęcił Mauritzonowi. Lecz gdy nadeszła pierwsza, przerwał przesłuchanie, choć nie udało mu się wydobyć żadnego zeznania. Liczył jednak na to, że wkrótce się załamie system obrony Mauritzona, zresztą i tak dowody były wystarczające. Mauritzonowi pozwolono zadzwonić do adwokata i zostawiono pod strażą w oczekiwaniu na nakaz aresztowania.

Mimo wszystko Buldożer czuł się zadowolony z tego przedpołudnia, pospiesznie zjadł w stołówce lunch składający się z flądry i kartofli purée i z odświeżonymi siłami rzucił się do następnego zadania. Do przyłapania szajki Mohréna.

Kollberg ciężko się napracował, duże siły zostały zmobilizowane w dwóch punktach, w których można było oczekiwać napadu: przy Rosenlundsgatan i w okolicy banku. Będące w ruchomym pogotowiu siły otrzymały rozkaz trzymania się wokół tych terenów, lecz bez zwracania uwagi. Wzdłuż tras wylotowych też dla pewności znajdowały się pojazdy, mogące szybko zamknąć drogę ucieczki napastnikom, gdyby doszło do takiej konieczności.

W kwaterze policji na Kungsholmen nie było ani jednego motocykla, dziedziniec i garaże opustoszały, wszystkie pojazdy rozmieszczono w mieście na pozycjach taktycznych.

Sam Buldożer miał się w krytycznym momencie znajdować w kwaterze policji, drogą radiową śledząc rozwój wypadków. Tam zamierzał przyjąć gangsterów, gdy ich przywiozą.

Członkowie grupy specjalnej mieli znajdować się w pobliżu lokalu bankowego, oprócz Rönna, któremu przypadł w udziale nadzór na Rosenlundsgatan.

O godzinie drugiej Buldożer wyjechał na inspekcję szarym volvo amazon z niemieckim numerem rejestracyjnym. Może za dużo policyjnych wozów widać było na ulicach w pobliżu Rosenludsgatan, koło banku jednak nie rzucało się w oczy, że jest strzeżony, ilość pojazdów policyjnych nie wzbudzała uwagi. Prokurator całkowicie zadowolony wrócił na Kungsholmsgatan, by doczekać wybicia krytycznej godziny.

O czternastej czterdzieści pięć było zupełnie spokojnie. W minutę później też nic się nie wydarzyło w pobliżu najwyższej kwatery policji. Gdy o drugiej pięćdziesiąt i bank nie został zaatakowany, stało się jasne, że nie był to dzień wielkiego napadu.

Dla pewności Buldożer czekał aż do wpół do czwartej, dopiero wtedy odwołał akcję, którą należało uważać teraz za udaną i dobrze przeprowadzoną próbę generalną. Grupa specjalna spotkała się dla przeanalizowania operacji, której przeprowadzenie mogli teraz szczegółowo rozpatrzyć, a jeśli okaże się to potrzebne, cały tydzień mieli na korektę i doszlifowanie. Wszyscy jednak byli zgodni, że całość przebiegała zgodnie z planem.

Wszyscy zadowalająco wykonali swe zadania. Wszystko odbyło się o właściwej porze, wszyscy byli na właściwych miejscach o wyznaczonej porze. Tylko dzień był nie ten, ale za tydzień powtórzą wszystko z większą jeszcze, jeśli to możliwe, precyzją i z lepszym wynikiem.

Można mieć nadzieję, że także Malmström i Mohrén się stawią.

Tego piątku wydarzyło się to, czego wszyscy najbardziej się obawiali. Główny komendant policji wmówił sobie, że ktoś zamierza obrzucić jajkami ambasadora Stanów Zjednoczonych. Albo może pomidorami budynek ambasady, albo podpalić gwiaździsty sztandar.

Tajna policja była zaniepokojona. Żyła bowiem w urojonym świecie, gdzie mrowiło się od niebezpiecznych komunistów, rzucających bomby anarchistów i chuliganów, próbujących doprowadzić społeczeństwo do zguby przez urządzenie protestów przeciw jednorazowym opakowaniom szklanym i niszczeniu środowiska. Informacje policji pochodziły przeważnie od ustaszowców i faszystowskich organizacji, z którymi jeszcze chwilowo współpracowano, żeby mieć wiadomości o domniemanych lewicowych aktywistach.

Główny komendant osobiście był jeszcze bardziej zaniepokojony. Wiedział mianowicie o czymś, o czym nawet tajna policja jeszcze nie miała pojęcia. Można się było spodziewać Ronalda Reagana. Ten mało popularny gubernator pojawił się w Danii i nie ma żadnej pewności, że te odwiedziny da się utrzymać w tajemnicy.

Dlatego wieczorna demonstracja w sprawie Wietnamu wypadła w bardzo nieodpowiednim czasie. Wiele tysięcy ludzi oburzonych dywanowymi nalotami na tamy i niczym nie chronione wsie w Wietnamie Północnym, który miał ze względów prestiżowych zostać obrócony w perzynę, zgromadziło się na Hakberget, żeby powziąć rezolucję. Zamierzali, jeśli się da, doręczyć to pismo jakiemuś portierowi w ambasadzie Stanów Zjednoczonych.

To stać się nie powinno. Sytuacja była drażliwa, naczelnik miał zwolnienie, szef policji porządkowej był na urlopie. Tysiące burzycieli pokoju znajdowało się w groźnej bliskości najświętszego w mieście budynku, szklanego pałacu przedstawicielstwa Stanów Zjednoczonych. W tym położeniu szef policji państwowej powziął historyczne postanowienie: osobiście dopilnuje, żeby demonstracja miała spokojny przebieg, osobiście poprowadzi pochód w bezpieczne miejsce, z dala od tego sąsiedztwa. Owym bezpiecznym miejscem był Humlegård, park w śródmieściu. Tam niech odczytają tę przeklętą rezolucję, a potem się demonstrację rozwiąże. Demonstranci byli usposobieni ugodowo i przystali na wszystko. Pochód ruszył przed Karlavägen. Wszyscy zdolni do służby policjanci w zasięgu tego ruchu zostali zmobilizowani do czuwania nad całą operacją.

Gunvald Larsson na przykład nagle znalazł się w helikopterze i spoglądał na wijący się rząd ludzi z transparentami i chorągiewkami ONZ-u. Wyraźnie widział wszystko, co się stało, ale nic na to nie mógł poradzić. Zresztą wcale nie miał na to ochoty.

Na rogu Karlavägan i Sturegatan szef policji państwowej osobiście wprowadził pochód w tłum bardzo rozgoryczonych kibiców wychodzących ze stadionu, podpitych, a przede wszystkim niezadowolonych z marnego meczu. Zamieszanie, jakie nastąpiło, przypominało bardzo odwrót spod Waterloo lub przyjazd papieża do Jerozolimy. W ciągu trzech minut policjanci wszelkich formacji walili wszędzie i wszystkich, na pacyfistów i na kibiców spadały pałki, na kłębiący się tłum napierały ze wszystkich stron zmotoryzowane i konne oddziały policji. Demonstranci i wielbiciele piłki nożnej walczyli z sobą, nie wiedząc dlaczego, w końcu nawet mundurowi policjanci łomotali swoich kolegów po cywilnemu.

Szefa policji trzeba było wydostawać helikopterem. Nie był to jednak ten helikopter, w którym siedział Gunvald Larsson, gdyż on już po kilku minutach powiedział:

– Odlatuj stąd u licha, leć, gdzie chcesz, byle daleko.

Setki ludzi zaaresztowano, jeszcze więcej poturbowano. Nikt nie wiedział za co. W Sztokholmie panował chaos. A szef policji państwowej ze starego nawyku powiedział:

– Nic z tego nie może się przedostać na zewnątrz.