Выбрать главу

Rozdział 40

Zaczyna się rozjaśniać. Absolutna ciemność powoli mija. Mam sucho w ustach. W gardle pozostał proszek po wieczornych lekach.

– Cześć – mówi Adam.

Ma erekcję, przeprasza z nieśmiałym uśmiechem, a potem rozsuwa zasłony i wygląda za okno. Za nim rozciągają się różowe poranne obłoki.

– Zostaniesz tu jeszcze długie lata beze mnie – oznajmiam.

– Zrobić śniadanie? – pyta.

Wraca z tacą jak lokaj. Niesie cytrynowego loda, butelkę z gorącą wodą plasterki pomarańczy ułożone na talerzu. Podaje mi drugi koc. Układa kawałki cynamonu na piecyki, bo chcę poczuć zapach świąt Bożego Narodzenia. Dlaczego to się stało tak szybko? Jak to się mogło stać?

proszę chodź do łóżka połóż się na mnie i otul mnie swoim ciepłem sprawa żebym w twoich ramionach znalazła ukojenie – Mama ustawia pergolę – opowiada Adam. – Najpierw chciała mieć zielnik, potem róże, a teraz sadzi wiciokrzew. Pójdę jej pomóc, kiedy przyjdzie do ciebie tata. Zgadzasz się?

– Jasne.

– Może wyjdziesz do ogrodu?

– Nie.

Nie chcę żeby mnie ruszali. Słońce przenika do mózgu i wszystko mnie boli.

ten świr każe wszystkim wyjść na pole i mówi wybiorę jedno z was tylko jedno z was umrze każdy myśli że to na pewno nie będzie on ponieważ są nas tysiące i jest to statystycznie bardzo mało prawdopodobne ale świr przechadza się i przygląda nam po kolei kiedy zbliża się do mnie waha się i uśmiecha a potem celuje palcem w moją pierś i mówi ty przeżywam szok nie mogę uwierzyć że właśnie mnie wybrał ale przecież spodziewałam się tego Wpada Cal.

– Mogę wyjść? Tata wzdycha.

– Dokąd?

– Na dwór.

– A dokładniej?

– Dam ci znać, kiedy będę na miejscu.

– To nie wystarczy.

– Każdy może czasem wyjść.

– Nie interesuje mnie każdy.

Cal wspaniale się wścieka. Ma źdźbła trawy we włosach i brudne paznokcie. Jego ciało jest tak mocne, że może otworzyć drzwi na oścież i zatrzasnąć je za sobą.

– Wszyscy jesteście świniami! – wrzeszczy, zbiegając po schodach.

Instrukcje dla Cala

Nie umieraj młodo. Nie choruj na zapalenie opon mózgowych, AIDS ani nic innego. Bądź zdrowy. Nie bierz udziału w żadnych walkach, nie wstępuj do sekt, nie popadaj w fanatyzm religijny ani nie trać serca dla kogoś, kto nie jest tego wart. Nie sądź, że musisz zachowywać się grzecznie, bo tylko ty zostałeś. Bądź niegrzeczny, jak tylko zechcesz.

Biorę tatę za rękę. Jego palce przypominają surowe mięso, naskórek jest całkiem starty.

– Co z nimi zrobiłeś? Wzrusza ramionami.

– Nie wiem. Nawet nie zauważyłem.

Dalsze instrukcje dla taty – niech Cal ci wystarczy.

Kocham cię. Kocham. Wysyłam tę wiadomość przez palce do jego dłoni, wzdłuż ramienia, aż do serca. Usłysz mnie. Kocham Cię. Przepraszam, że cię zostawiam.

Budzę się kilka godzin później. Jak to się stało?

Wraca Cal, siada obok mnie na łóżku zasłanym poduszkami.

– Przepraszam, że krzyczałem.

– Tata kazał ci mnie przeprosić?

Kiwa głową. Zasłony są rozsunięte, a mimo to ciemność wróciła.

– Boisz się? – pyta miękko, jakby mimowolnie powiedział coś, o czy myślał.

– Boje się zasypiać.

– Bo możesz się już nie obudzić?

– Tak.

Cal ma błyszczące oczy.

– Ale wiesz, że to się nie stanie dzisiejszej nocy, prawda? Będziesz wiedziała, tak?

– Nie dzisiejszej nocy. Opiera głowę na moim ramieniu.

– Nienawidzę tego, nienawidzę – mówi.

Rozdział 41

Dzwonek, który mi dali, głośno rozbrzmiewa w ciemnościach, ale trudno. Wchodzi Adam z nie przytomnym wzrokiem, w bokserkach i koszulce.

– Zostawiłeś mnie samą.

– Na sekundę, poszedłem zaparzyć herbatę.

Nie wierzę mu. I nie obchodzi mnie jego herbata. Jeśli był spragniony, mógł napić się letniej wody z mojego kubka.

– Potrzymaj mnie za rękę. Nie puszczaj.

Za każdym razem, kiedy zamykam oczy, spadam. Spadam bez końca.

Rozdział 42

Wszystko każdego dnia jest takie samo – światło sączące się przez zasłony, odległy szum ruchu na ulicy, grzejnik na wodę. Mógłby to być Dzień Świstaka, gdyby nie to, że moje ciało robi się coraz bardziej zmęczone, a skóra bardziej przezroczysta. Jestem mniejsza niż wczoraj.

Adam leży na łóżku polowym.

Próbuję usiąść, ale nie mam siły.

– Dlaczego tam spałeś? Dotyka mojej ręki.

– Bolało cię w nocy.

Rozsuwa zasłony tak samo, jak robił to wczoraj. Wygląda przez okno. Za nim rozciąga się blade, rozmyte niebo.

kochaliśmy się dwadzieścia siedem razy i spędziliśmy w jednym łóżku sześćdziesiąt dwie noce a to dużo miłości – Śniadanie? – pyta.

Nie chcę umierać.

Za krótko byłam kochana.

Rozdział 43

Mama rodziła mnie przez czternaście godzin. Był wtedy najgorętszy maj w historii. Panowały tak wysokie temperatury, że przez pierwsze dwa tygodnie życia wcale mnie nie ubierała.

– Układałam cię na swoim brzuchu i spałyśmy tak godzinami – mówi. – W tym upale nie można było robić niczego innego.

Wspomnienia układają się w szarady.

– Jeździłam z tobą autobusem do taty w czasie jego przerwy na lunch. Siadałaś mi na kolanach i patrzyłaś na ludzi. Miałaś wręcz hipnotyzujące spojrzenie. Wszyscy to komentowali.

Światło jest niezwykle jasne. Wpada przez okno szerokim strumieniem i ląduje na łóżku. Mogę położyć rękę na słońcu bez przemieszczania się.

– A pamiętasz, jak pojechaliśmy do Cromer i zgubiłaś taka śliczną bransoletkę na plaży?

Przyniosła zdjęcie i ogląda je po kolei. Zielono-białe popołudnie, trawa usłana stokrotkami. Kredowe światło zimy na miejskiej farmie. Żółte liście, ubłocone buty i czarne wiadro.

– Pamiętasz, co złapałaś?

Philippa powiedziała, że słuch zacznę tracić na końcu. Nie uprzedziła mnie jednak, że będę widziała w kolorach słowa wypowiadane przez innych.

Zdania tworzą w pokoju kolorowe łuki przypominające tęcze.

Mąci mi się w głowie Siedzę przy łóżku i to mama umiera, a nie ja. Odchylam pościel, żeby jej się przyjrzeć. Widzę nagą starą pomarszczoną kobietę z siwymi włosami łonowymi.

Opłakuje psa, którego potrącił samochód. Pochowałam go. Nigdy nie mieliśmy psa. To nie są moje wspomnienia.

Jestem mama przejeżdżającą przez miasto na kucyku, żeby spotkać się z tatą. Mieszka on w osiedlu domów komunalnych. Usiłuję wejść do windy razem z kucem, żeby pojechać na ósme piętro. Konik postukuje podkowami, które wydają metaliczny dźwięk. Rozśmiesza mnie to.

Mam dwanaście lat. Wracam do domu ze szkoły i widzę mamę na schodach przed wejściem. Jest w płaszczu, u stóp postawiła walizkę. Podaje mi kopertę.

– Oddaj ją tacie, kiedy wróci. Całuje mnie na pożegnanie. Odprowadzam ją wzrokiem, dopóki nie dotrze do linii horyzontu na szczycie pagórka i nie zniknie jak obłok dymu.

Rozdział 44

To światło łamie mi serce.

Tata popija herbatę przy łóżku. Chcę mu powiedzieć, że przegapi GMTV, ale nie jestem tego pewna. Nie wiem, która godzina.

Przyniósł też coś na przekąskę. Kremowe krakersy z sosem piccalilli i stary, dojrzały cheddar. Chciałbym mieć na to apetyt. Poczuć smak – kruchość i twardość. Odstawia talerz, kiedy zauważa, że mu się przyglądam. Bierze mnie za rękę.

– Moja piękna dziewczyna – szepcze. Dziękuje mi.