Выбрать главу

Julie podeszła prosto do bramy w połowie kwartału. Otworzyła drzwi z brudną szybą i metalowymi ozdobami, powiedziała coś i zniknęła w środku. Przez szybę, po prawej stronie zauważyłam oświetloną reklamę piwa. Ona też była osłonięta metalową siatką. Napis nad drzwiami ogłaszał skromnie: BIERE ET VIN.

Co teraz? Czy było to miejsce schadzek z prywatnym pokojem na górze albo z tyłu? Czy był to tylko bar, w którym się spotykają i wyjdą z niego razem? Dla moich potrzeb musi to być tylko bar. Jeśli wyszliby osobno po załatwieniu interesów. Wielki Plan wziąłby w łeb. Nie wiedziałabym, jakiego mężczyznę śledzić.

Nie mogłam tak po prostu stać przed wejściem i czekać. W ciemnościach panujących na ulicy zauważyłam jeszcze ciemniejsze miejsce. Uliczka? Przeszłam koło piwiarni, do której weszła Julie, i po przekątnej skierowałam się ku ciemnej plamie. Było to przejście między opuszczonym zakładem fryzjerskim a magazynem, szerokie na ponad pól metra i ciemne jak krypta.

Z bijącym sercem wśliznęłam się do środka i przywarłam do ściany, chowając się za złamanym i pożółkłym słupem w biało-czerwone paski, który wystawał z chodnika. Minęło kilka minut. Powietrze było ciężkie i panowała martwa cisza, którą mącił tylko mój oddech. Nagle usłyszałam szelest i podskoczyłam. Nie byłam sama. Już miałam rzucić się do ucieczki, kiedy jakaś ciemna masa wystrzeliła spod śmieci leżących koło moich nóg i skierowała się na tyły przejścia. Poczułam ucisk w piersiach i ponownie przebiegł mnie zimny dreszcz, pomimo upału.

Wyluzuj się, Brennan. To tylko gryzoń. No, Julie!

Jakby w odpowiedzi, pojawiła się Julie, a za nią mężczyzna w ciemnej bluzie, z napisem L'Universite de Montreal na piersiach. Lewym ramieniem przytrzymywał papierową torebkę.

Serce zaczęło mi bić jeszcze szybciej. Czy to on? Czy to jest ta sam.i twarz, co na zdjęciu zrobionym koło bankomatu? Czy to uciekinier z Bergcr Street? Wysilałam się, żeby zobaczyć jego rysy, ale było zbyt ciemno i był zbyt daleko. Czy rozpoznałabym St. Jacquesa, nawet gdybym mogła mu się dobrze przyjrzeć? Wątpliwe. Zdjęcie było zbyt nieostre, a mężczyzna w mieszkaniu przemknął zbyt szybko.

Obydwoje patrzyli prosto przed siebie i nie dotykali się ani nie rozmawiali. Jak wracające do domu gołębie, szli tą samą trasą, co przed chwilą ja Julie, zmieniając ją dopiero na Ste. Catherine, gdzie ruszyli na południe, zamiast skręcić na zachód. Skręcili jeszcze kilka razy, klucząc po ulicach pełnych zaniedbanych domów i opuszczonych sklepów, ulicach, które były ciemne i szczerze nieprzyjazne.

Trzymałam się pół kwartału z tyłu, świadoma każdego chrobotu i trzasku, bojąc się, że mnie zauważą. Nie miałam żadnej osłony. Gdyby się odwrócili i zobaczyli mnie, nie miałabym żadnego pretekstu, żadnych wystaw sklepowych, które mogłabym oglądać, żadnych bram, w które mogłabym wejść, niczego, za czym mogłabym się schować, ani dosłownie, ani w przenośni. Wtedy mogłabym jedynie iść dalej i mieć nadzieję, ze byłoby gdzie skręcić, nim Julie by mnie rozpoznała. Nie obejrzeli się za siebie.

Przechodziliśmy przez plątaninę uliczek i podjazdów, a każda następa była bardziej opustoszała od poprzedniej. W pewnym momencie z przeciwnej strony nadeszło dwóch mężczyzn, głośno się kłócąc. Miałam nadzieję, że Julie i jej klient nie obejrzą się za nimi. Nie zrobili tego. Cały czas szli przed siebie i zniknęli za kolejnym rogiem. Przyspieszyłam, obawiając się, że zgubię ich w ciągu tych kilku sekund, gdy byli poza zasięgiem wzroku.

Moje obawy sprawdziły się. Kiedy skręciłam, nie było ich. Ulica była pusta i cicha.

Cholera!

Spojrzałam na budynki po obu stronach, przyglądając się po kolei wszystkim metalowym schodom, wszystkim wejściom. Nic. Ani śladu.

Niech to!

Pędziłam po chodniku, wściekła na siebie, że ich zgubiłam. Byłam w połowie drogi do następnego rogu, kiedy otworzyły się jakieś drzwi i stały klient Julie wyszedł na zardzewiały, metalowy balkon kilka metrów po mojej prawej stronie. Stał odwrócony do mnie plecami, na wysokości moich ramion, ale bluza wyglądała na tę samą. Zastygłam w pół kroku, nie będąc w stanie ani jasno myśleć, ani nic zrobić.

Mężczyzna odchrząknął i po chwili wypluł flegmę daleko na chodnik. Poniósł grzbiet ręki do ust, potem wszedł do środka i zamknął drzwi, nieświadomy mojej obecności.

Stałam tak, jak przedtem, nogi miałam jak z gumy i nie byłam w stanie się ruszyć.

Świetne posunięcie, Brennan. Spanikuj i spaprz sprawę! Może wysłać sygnał świetlny i włączyć syrenę?

Budynek, w którym zniknął, wyglądał na jedyny w rzędzie, który jako tako się trzymał. Gdyby go zburzyć, runąłby cały rząd. Tabliczka na nim oznajmiała: LE ST. VITUS i oferowała CHAMBRES TOURISTIQUES. Pokoje dla turystów. Zgadza się.

Czy było to jego mieszkanie, czy tylko miejscem schadzek? Przygotowałam się na dalsze czekanie.

Znowu zaczęłam się rozglądać za miejsce, w którym mogłabym się schować. I znowu zauważyłam coś, co wyglądało jak wnęka, po drugiej stronie ulicy. Przeszłam przez ulicę i okazało się, że się nie pomyliłam. Może szybko się uczę. Może po prostu miałam szczęście.

Wstrzymałam oddech i wśliznęłam się w ciemność mojej nowej kryjówki. Czułam się tak, jakbym znalazła się w pojemniku na śmieci. Powietrze było ciepłe i ciężkie, śmierdziało moczem i gnijącymi odpadkami.

Stałam w ciasnej przestrzeni, przestępując z nogi na nogę. Wspomnienie pająków skierowanych brzuchami ku górze i karaluchów, gnieżdżących się w słupie, przy którym stałam kilkanaście minut wcześniej, powstrzymywało mnie przed oparciem się o ścianę. Siedzenie w ogóle nie wchodziło w grę.

Czas wlókł się. Nie spuszczałam oczu z budynku, ale myślami byłam bardzo daleko. Myślałam o Katy. Myślałam o Gabby. Myślałam o St. Vitusie. Świętym Wicie. Kim to on był? I jak by się czuł, wiedząc, że w miejscu nazwanym jego imieniem mieści się taka nora? A czy święty Wit nie jest nazwą choroby? Czy też pomylił mi się ze świętym Elmem?

Myślałam również o St. Jacquesie. Zdjęcie zrobione przy bankomacie było tak słabej jakości, że twarz pozostawała w cieniu. Tamten staruszek miał rację. Rodzona matka nie poznałaby go na tym zdjęciu. Poza tym mógł zmienić fryzurę, zapuścić brodę i zacząć nosić okulary.

Inkowie zbudowali sieć dróg. Hannibal przekroczył Alpy. Seti zasiadł na tronie. A nikt nie wszedł ani nie wyszedł z St. Vitus. Starałam się nie myśleć, co się odbywa w jednym z pokojów. Miałam nadzieję, że facet jest szybki Gdyby nie był, to by trafił się naprawdę rzadki okaz, Brennan.

W mojej kryjówce nie było przewiewu, a ściany z cegły ciągle utrzymywały ciepło nagromadzone w ciągu upalnego dnia. Koszula zrobiła się wilgotna i lgnęła mi do skóry. Głowa też była spocona i czasami kropelka potu spływała mi po szyi albo po twarzy.

Przestępowałam z nogi na nogę, obserwowałam i myślałam. Powietrze było strasznie duszne. Niebo migotało i cicho szumiało. Kosmiczny szum, nic więcej. Od czasu do czasu samochód oświetlił ulicę, aby po chwili zniknąć i ponownie pogrążyć ją w ciemności.

Zaczynałam mieć dosyć upału, zapachu i ciasnej przestrzeni. Między oczyma czułam tępy ból, a w gardle zaczynałam czuć przedwymiotne skurcze. Pomyślałam o tym, żeby stąd pójść. Przykucnęłam.