Выбрать главу

W poniedziałek zostawiłam ją i poszłam do pracy. Miała zamiar wziąć trochę rzeczy ze swojego mieszkania. Zgodziła się nie pokazywać w Main przez jakiś czas i zdecydowała się trochę czasu poświęcić na pisanie. Do tego potrzebowała swojego laptopa i notatek.

Kiedy weszłam do swojego gabinetu, było po dziewiątej. Ryan już dzwonił. Na kartce ktoś nabazgrał: “Mam nazwisko. AR". Kiedy do niego zadzwoniłam, nie zastałam go, więc poszłam do laboratorium histologii, żeby dowiedzieć się czegoś o souvenirze z mojego ogrodu.

Czaszka suszyła się na blacie, oczyszczona i oznaczona, a brak miękkiej i kanki wyeliminował konieczność gotowania. Z pustymi oczodołami i starannie wypisanym numerem LML, wyglądała jak tysiąc innych czaszek. Wpatrywałam się w nią, przypominając sobie, jakie wywołała we mnie przerażenie

Trzy dni wcześniej.

– Lokalizacja. Lokalizacja. Lokalizacja – powtarzałam do pustego laboratorium.

– Słucham?

Nie słyszałam, kiedy wszedł Denis.

– Coś, co mi kiedyś powiedział facet od nieruchomości.

– Oui?

– Nasza reakcja często zależy nie tyle od tego, co to jest, a raczej gdzie jest.

Wyglądał na zdezorientowanego.

– Nieważne. Pobrałeś próbki gleby, nim ją umyłeś?

– Oui. – Podniósł do góry dwie małe, plastikowe fiolki.

– Dajmy je zbadać specjalistom.

Pokiwał głową.

– Zrobiono rentgeny?

– Oui. Właśnie wręczyłem doktorowi Bergeronowi panoramiczne zdjęcia szczęk i reszty.

– Jest tutaj w poniedziałek?

– Jedzie na dwutygodniowe wakacje, więc przyszedł skończyć jakieś sprawozdania.

– No to mamy szczęście. – Umieściłam czaszkę w plastikowej tubie – Ryan myśli, że zna nazwisko.

– O, oui? – Jego brwi strzeliły w górę.

– Musiał wstać dzisiaj razem z ptakami. Wiadomość przyjęli w czasie nocnej zmiany.

– Nazwisko do szkieletu z St. Lambert czy tego twojego kumpla?

Wskazał na czaszkę. Wyraźnie wieści już się rozniosły.

– Może ma oba. Dam ci znać.

Ruszyłam do swojego gabinetu, wstępując po drodze do Bergerona. Rozmawiał już z Ryanem. Detektyw stwierdził, że jakaś zaginiona osoba wydaje się pasować, więc poprosił o “mandat du coroner", żeby móc uzyskać wgląd do przedśmiertnych danych dotyczących ofiary i że już tu jedzie.

– Wiadomo coś o niej?

– Rien. – Nic.

– Skończę z czaszką przed lunchem. Jeśli będzie ci potrzebna, po prostu przyjdź.

Następne dwie godziny spędziłam oznaczając rasę, płeć i wiek czaszki. Analizowałam cechy kości twarzy i puszki mózgowej, zrobiłam pomiary i przepuściłam dane przez komputer. Zgadzaliśmy się. Była to czaszka białej kobiety. Jak szkielet z St. Lambert.

Określenie wieku było frustrujące. Mogłam wnioskować tylko ze stopnia zrośnięcia szwów czaszkowych, co jest sposobem określania wieku nie budzącym zaufania. Komputer nie mógł się na nic przydać. Oceniłam, w w momencie śmierci mogła mieć od niecałych trzydziestu lat do mniej więcej trzydziestu pięciu. Może czterdzieści. Znowu podobnie jak w przypadku kości z St. Lambert.

Szukałam innych zbieżności. Wielkość ciała. Siła więzadeł mięśniowych, Stopień zmian artretycznych. Stan kości. Stopień ich zachowania. Wszystko się zgadzało. Byłam przekonana, że jest to głowa, której brakowało w szkielecie znalezionym w Monastere St. Bernard, ale potrzebowałam dowodów. Przewróciłam czaszkę do góry nogami, żeby przyjrzeć się jej podstawie.

Na kości potylicznej, blisko miejsca, gdzie czaszka łączy się z kręgosłu- j pem, zauważyłam kilka nacięć. W przekroju miały kształt litery V i biegły i z góry na dół, wzdłuż obwodu kości. Pod Luxolampą wyglądały podobnie do śladów, które widziałam na długich kościach. Chciałam mieć pewność.

Zaniosłam czaszkę z powrotem do laboratorium histologii, umieściłam ją blisko mikroskopu i wyjęłam pozbawiony głowy szkielet.

Wzięłam szósty krąg szyjny, położyłam go pod mikroskopem i ponownie uważnie przyjrzałam się nacięciom, które opisałam tydzień wcześniej. Potem zijęłam się czaszką i skoncentrowałam się na nacięciach znaczących jej tył l podstawę. Ślady były identyczne, a rozmiary przekrojów pasowały do siebie idealnie.

– Grace Damas.

Wyłączyłam światło i odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos.

– Oui?

– Grace Damas – powtórzył Bergeron. – Wiek trzydzieści dwa lata. Według Ryana zaginęła w lutym 92 roku.

Zaczęłam liczyć. Dwa lata i cztery miesiące.

– To się zgadza. Mamy coś jeszcze?

– Właściwie to nie pytałem. Ryan mówił, że zajrzy tu po lunchu. Teraz najmuje się czymś innym.

– Czy powiedziałeś mu, że to ona?

– Jeszcze nie. Dopiero co skończyłem. – Spojrzał na kości. – Masz coś?

– Pasują. Chcę zobaczyć, co goście od śladów mają do powiedzenia na temat próbek gleby. Może uda nam się czegoś dowiedzieć dzięki pyłkom. Ale ja nie mam wątpliwości. Nawet ślady nacięć są takie same. Żałuję, że nie mam górnych kręgów szyjnych, ale one i tak nie są decydujące.

Grace Damas. Przez cały lunch chodziło mi to nazwisko po głowie. Grace Damas. Numer piąty. Czy aby na pewno? Ile ich jeszcze znajdziemy? Wszystkie nazwiska miałam wyryte w pamięci, jak znaki wypalone na zadzie jałówek. Morisette-Champoux. Trottier. Gagnon. Adkins. A teraz kolejna.Damas.

O wpół do drugiej do mojego gabinetu wszedł Ryan. Bergeron już potwierdził tożsamość ofiary. Powiedziałam mu, że jest to czaszka od szkieletu, który znaleźliśmy.

– Co o niej wiesz? – spytałam.

– Miała trzydzieści dwa lata. Trójkę dzieci.

– Chryste.

– Dobra matka. Wierna żona. Aktywna w kościele. – Rzucił okiem na swoje notatki. – Mieszkała w St. Demetrius, koło Hutchinson. Blisko Avenue du Parc i Fairmont. Pewnego dnia wysłała dzieci do szkoły. Od tamtego czasu nikt jej więcej nie widział.

– Mąż?

– Chyba czysty.

– Jakiś przyjaciel?

Wzruszył ramionami.

– To bardzo tradycyjna grecka rodzina. Uważają, że jak się o czymś nie mówi, to problem nie istnieje. Była dobrą dziewczyną. Żyła dla męża. W dużym pokoju wystawili jej ołtarzyk. – Znowu wzruszył ramionami. – Może była świętą. A może nie. Nie dowiemy się tego od rodziny. Rozmawia się z nimi jak ze ścianą. Wspomnisz coś o niewierności, a oni chowają głowy i się zamykają.

Powiedziałam mu o śladach nacięć.

– Takie same jak u Trottier. I u Gagnon.

– Hm.

– Odcięto ręce. Tak jak u Morisette-Champoux i Gagnon. I jedną u Trottier.

– Hm.

Kiedy wyszedł, włączyłam komputer i otworzyłam plik ze swoją tabelą. Skasowałam “Nieznana" z kolumny z nazwiskami i wpisałam Grace Damas, po czym wprowadziłam skąpe informacje, które podał mi Ryan. W osobnym pliku streściłam wszystko to, co wiedziałam o każdej z kobiet, wpisując je w kolejności, w jakiej zginęły.

Grace Damas zniknęła w lutym 1992 roku. Miała trzydzieści dwa lata, była mężatką i matką trójki dzieci. Mieszkała w bliskiej północno-wschodniej części miasta, w okolicy znanej jako Parc Extension. Jej ciało poćwiartowano i zakopano w płytkim grobie na terenie klasztoru St. Bernard w St. Lambert, gdzie znaleziono je w czerwcu 1994 roku. Jej głowa znalazła się w moim ogrodzie kilka dni później. Przyczyna śmierci nie była znana.

Francine Morisette-Champoux została pobita i zastrzelona w styczniu 1993 roku. Miała czterdzieści siedem lat. Jej ciało znaleziono godzinę po zbrodni, na południe od Centre-ville, w mieszkaniu, w którym mieszkała ze swoim mężem. Zabójca rozciął jej brzuch, odciął prawą rękę i wbił nóż w pochwę.

Chantale Trottier zniknęła w październiku 1993 roku. Miała szesnaście lat. Mieszkała z matką poza wyspą, blisko Ste. Anne-de-Bellevue. Została pobita, uduszona i poćwiartowana, jej prawą rękę częściowo odcięto, a lewą zupełnie. Ciało znaleziono dwa dni później w St. Jerome.