– Julie, kochanie, pracowałaś?
– Trochę.
Dziewczyna pociągnęła kolejnego długiego macha i wypuściła przez nos dwie smugi dymu. Patrzyłyśmy, jak te srebrne chmury rozpraszają się w czerwonawym świetle.
Jewel i ja siedziałyśmy cicho, kiedy Julie paliła. Nie zastanawiała jej nasza obecność tutaj. Wyglądało na to, że w ogóle niewiele ją zastanawiało.
Po chwili skończyła, spetowała i spojrzała na nas. Wyglądała tak, jakby się zastanawiała, jaką korzyść może przynieść jej nasza obecność tutaj.
– Nic dzisiaj nie jadłam – powiedziała. Podobnie jak oczy, jej głos był matowy i znużony.
Rzuciłam okiem na Jewel. Wzruszyła ramionami i wyciągnęła kolejnego papierosa. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było karty dań. Ani tablicy.
– Mają tu hamburgery.
– Masz ochotę na hamburgera? – Ile mam przy sobie gotówki?
– Banco je dobrze przyrządza.
– Okej.
Wychyliła się z boksu i krzyknęła do barmana.
– Banco. Mogę prosić hamburgera? Z serem? – Jej głos brzmiał, jakby miała sześć lat.
– Kredyt ci się skończył, Jules.
– Ja płacę – powiedziałam wychylając głowę z boksu.
Banco stał ze splecionymi na piersiach rękoma, opierając się o zlew. Jego ramiona wyglądały jak gałęzie baobabu.
– Jednego? – Odepchnął się.
Spojrzałam na Jewel. Potrząsnęła głową.
– Tak.
Schowałam głowę do boksu. Julie wcisnęła się w kąt, luźno trzymając szklankę w dwóch rękach. Miała opadniętą żuchwę i jej usta były lekko rozchylone. Na dolnej wardze ciągle tkwił kawałek papieru. Chciałam go zdjąć, ale ona chyba w ogóle nie wiedziała, że go ma. Doszedł nas pisk mikrofalówki, a po chwili jednostajny szum. Jewel zapaliła kolejnego papierosa.
Po chwili mikrofalówka wydała cztery piski i zjawił się Banco z parującym hamburgerem owiniętym w celofan. Położył go przed Julie, po czym spojrzał na mnie i na Jewel. Zamówiłam wodę gazowaną. Jewel potrząsnęła głową.
Julie przedarła celofan, po czym podniosła górną część bułki, żeby zobaczyć, co jest w środku. Usatysfakcjonowana, ugryzła ją. Kiedy Banco przyniósł moją wodę, ukradkiem spojrzałam na zegarek. Dwadzieścia po trzeciej. Pomyślałam, że Jewel już się chyba więcej nie odezwie.
– Gdzie pracowałaś, słonko?
– Nigdzie specjalnie. – Padło między kęsami hamburgera.
– Nie widywałam cię ostatnio.
– Byłam chora.
– Teraz już się lepiej czujesz?
– Hm.
– Pracujesz w Main?
– Trochę,
– Cały czas obsługujesz tego kolesia z szlafroczkiem? – Głosem jak gdyby nigdy nic.
– Kogo? – Przejechała językiem po brzegu hamburgera, jak dziecko po lodzie.
– Faceta z nożem.
– Nożem?- Nieobecnie.
– No wiesz, chere, ten facet, co lubi bawić się swoim joystickiem, kiedy ty pozujesz mu w piżamie jego mamy…
Julie zaczęła wolniej przeżuwać, aż w końcu w ogóle przestała, ale nie odpowiedziała. Jej twarz wyglądała jak kit – była gładka, szara i bez wyrazu.
Jewel zastukała paznokciami o stół.
– No, kochanie, przyspieszmy to trochę. Wiesz, o kim mówię?
Julie przełknęła, podniosła wzrok, po czym znowu skoncentrowała się na hamburgerze.
– A o co z nim chodzi? – Po kolejnym kęsie.
– Zastanawiałam się, czy ciągle się tu kręci.
– Kim ona jest? – Niewyraźnie.
– To Tempe Brennan. Jest przyjaciółką doktor Macaulay. Znasz ją, prawda, chere?
– Coś nie tak z tym facetem, Jewel? Załapał syfa czy AIDS, czy coś? Dlaczego o niego pytasz?
Rozmowa z nią była jak gra we flirt. Jak pojawiały się odpowiedzi, to zupełnie przypadkowe, nie odpowiadały na konkretne pytania.
– Nie, skarbie, tylko się zastanawiałam, czy cały czas tu przychodzi.
Julie spojrzała mi w oczy. Nie było widać w nich niepokoju.
– Pracujesz z nią? – spytała mnie. Jej broda błyszczała od tłuszczu.
– Coś w tym rodzaju – odpowiedziała za mnie Jewel. – Chciałaby porozmawiać z tym facetem.
– O czym?
– O niczym specjalnym – odparła Jewel.
– Jest głuchoniema czy co? Dlaczego sama nie mówi?
Już miałam coś powiedzieć, ale Jewel gestem kazała mi siedzieć cicho.
Wyglądało na to, że Julie i tak nie spodziewała się odpowiedzi. Zjadła resztkę hamburgera i zaczęła powoli oblizywać palce. W końcu powiedziała:
– O co chodzi z tym facetem? Jezu, on też o niej mówił.
Strach zelektryzował każdy nerw w moim ciele.
– O kim mówił? – wypaliłam.
Julie przyglądała mi się ze spuszczoną żuchwą i na wpół otwartymi ustami. Kiedy nie mówiła i nie jadła, wyglądała, jakby nie była w stanie albo nie chciała trzymać zamkniętych ust. Między zębami dolnej szczęki widziałam drobiny jedzenia.
– Dlaczego chcesz aresztować tego faceta? – spytała.
– Aresztować go?
– To jedyny stały klient, którego mam.
– Jej nie chodzi o to, żeby kogokolwiek aresztować, ona chciałaby z nim tylko porozmawiać. – To Jewel.
Julie napiła się. Spróbowałam jeszcze raz.
– O co ci chodziło, kiedy powiedziałaś, że on też o niej mówił? O kim mi mówił, Julie?
Wyraz zdziwienia zagościł na jej twarzy, jakby już zapomniała, co powiedziała.
– O kim mówił twój stały klient, Julie? – Głos Jewel zaczynał zdradzać znużenie.
– No wiesz, o tej starszej babce, co się tam czasem kręci, ta przy kości, z kolczykiem w nosie i dziwnymi włosami. – Umieściła kosmyk swoich prostych włosów za uchem. – Ale ona jest sympatyczna. Parę razy kupiła mi pączki. To o niej mówiłaś, nie?
Zignorowałam ostrzegawcze spojrzenie Jewel.
– Co o niej mówił?
– Był na nią o coś wkurzony czy coś takiego. Nie wiem. Nie słucham tego palanta. Tylko się z nimi pieprzę i trzymam uszy i usta na kłódkę. Tak jest lepiej.
– Ale ten facet to twój stały klient.
– Coś w tym stylu.
– Przychodzi o określonej godzinie? – Nie mogłam się powstrzymać. Jewel zrobiła gest mówiący: “OK, radź sobie sama",
– O co tu chodzi, Jewel? Dlaczego ona mnie o to wszystko pyta? – Jej głos ponownie brzmiał jak głos dziecka.
– Tempe chce z nim porozmawiać. To wszystko.
– Nie potrzeba mi do szczęścia, żeby gościa przymknęli. To palant, ale zawsze stały dochód, a bardzo mi jest potrzebna kasa.
– Wiem, słonko.
Julie potrząsnęła swoją szklanką i odstawiła ją na stół. Unikała mojego wzroku.
– I nie zamierzam przestać go obsługiwać. Gówno mnie obchodzi, co mówią. Jest dziwny, no i co z tego, przecież mnie nie zabije czy coś, nie? Cholera, przecież nawet nie muszę się z nim pieprzyć. A co innego miałabym robić w czwartki? Zapisać się na jakieś kursy? Chodzić do opery? Jeśli nie ja go obsłużę, to jakaś inna dziwka to zrobi.
Po raz pierwszy było widać u niej jakieś emocje. Nastoletnia buta kontrastowała z wcześniej prezentowaną obojętnością. Było mi jej żal. Ale bałam się o Gabby, więc nie mogłam popuścić.
– Widziałaś ostatnio Gabby? – Starałam się mówić miękkim głosem.
– Co?
– Doktor Macaulay. Widziałaś ją ostatnio?
Zmarszczki między jej oczyma pogłębiły się, przez co skojarzyła mi się z Margo, chociaż pasterka niewątpliwie miała lepszą pamięć krótkoterminową.
– Starsza kobieta z kolczykiem w nosie – powiedziała Jewel, akcentując jej wiek.
– A. – Julie zamknęła usta, ale już po chwili znowu się rozchyliły. – Nie. Byłam trochę chora,
Zachowaj spokój, Brennan. Masz już prawie wystarczającą ilość informacji.
– Już się lepiej czujesz? – spytałam.
Wzruszyła ramionami.
– Będziesz zdrowa?
Pokiwała głową.
– Chcesz coś jeszcze?
Potrząsnęła głową.
– Mieszkasz blisko?
Nie chciałam jej wykorzystywać w ten sposób, ale potrzebowałam jeszcze trochę danych.
– U Marcelli. Wiesz, Jewel, na St. Dominique? Wiele z nas tam śpi. – Nie patrzyła na mnie.
Tak. Mam, czego potrzebowałam. Albo będę miała, już niedługo.
Hamburger, alkohol i cokolwiek jeszcze wzięła wyraźnie zaczęły działać na Julie. Ożywienie ponownie zastąpiła apatia. Wcisnęła się w róg boksu. Jej oczy wyglądały jak ciemne kółka na szarej twarzy mima. Zamknęła je i wzięła głęboki oddech, nadymając swoją kościstą klatkę piersiową pod bawełnianą bluzką. Wyglądała na wyczerpaną.